Rozdział 4

74 11 1
                                    




Obudziłam się w jakimś (jak przypuszczam) szpitalu. Przynajmniej tak to wyglądało. Jak szpital. Koło mojego łóżka (bo na nim leżałam) stała Rose, Pan N oraz masa uczniów. Gdy otworzyłam oczy wszyscy do mnie podbiegli i zaczęli zarzucać mi masę pytań. Wszystkie typu "jak się czujesz?". Poczekałam, aż się uciszął i zaczęłam mówić.

-Powiecie mi o co w tym wszystkim chodzi? Kim ja jestem? 

Omiotłam spojrzeniem całą salę, lecz mój wzrok zatrzymał się na pewnym blondynie. Jego zielone oczy patrzyły na mnie z zaciekawieniem. I to właśnie on mi odpowiedział.


-Jesteś ognistą.

-Og...co? - zapytałam zdezorientowana jego urodą.

-Ognistą - powtórzył blondyn - Jak ja i prawie wszyscy na tej sali.

-Eee... - wybełkotałam nie wiedząc o co chodzi.

-Już tłumaczę - odezwał się Pan Nicolas. Odwrócił się do reszty osób na sali - A wy lepiej usiądźcie jeśli chcecie posłuchać,bo to trochę zaj...

-Ekhm... Panie N... - zaczęła nieśmiało Rose. Widzicie? Nie tylko ja tak go nazywam! - Pamięta pan, co ma zrobić? I to najlepiej zanim zacznie pan opowiadać historię szkoły... - popatrzyła na niego wyczekująco.

-Eee... Tak, oczywiście - odparł Pan N.

Podszedł do mnie i położył mi rękę na czole. Poczułam dziwne ciepło, jakby energię, przeszywającą mi głowę. Gdy zdjął rękę zobaczyłam w jego dłoni mały kłębek niebieskich niteczek, ruszających sie na wszystkie strony.

Już chciałam zapytać co to, kiedy złapałam ostrzegawcze spojrzenie Rose mówiące: "Nie teraz".
Przeniosłam mimowolnie wzrok na Pana N, który już zaczął opowiadać.

-Dawno, dawno temu żył sobie pewien człowiek, który miał moc panowania nad wszystkimi czterema żywiołami: ogniem, wodą, ziemia i powietrzem. Był bardzo samotny, ludzie uważali go za chorego psychicznie. Zaczął więc szukać takich, jak on. Po latach poszukiwań znalazł niestety tylko osoby z mocą jednego żywiołu, w dodatku dzieci sieroty. "Lepsze rydz, niż nic" powiedział sobie.Zabrał ze sobą wszystkie sieroty do tajemniczego miejsca, gdzie nikt nie zagląda i założył tam szkołę. Uczył tam dzieci jego wiedzy na temat mocy oraz używania jej. Ci, co mieli władzę nad ogniem nazwał ogniści. Ci, co nad wodą- wodniści. Nad ziemią- ziemiści. I ci, co nad powietrzem- powietrzni. Dzieci dorastały tam doskonaląc swoje zdolności, a jak osiągnęły wiek dorosłości (18 lat), to albo wyjeżdżały w świat, albo zakładały rodziny, albo zostawały i uczyły następne pokolenia. Fred Bulckier (bo tak nazywał się główny bohater opowieści) aż do dnia swojej śmierci szukał odpowiedzi na dwa nurtujące go pytania. Dlaczego żywiołowymi stają się tylko sieroty? I jak?

-I co? Dowiedział się? - spytałam zaciekawiona.

-Nie, on nie. Ale następne pokolenia znalazły jego pamiętniki i to oni znaleźli odpowiedzi na te pytania - odparł pan N.

-I od tamtego momentu, aż do teraz szkoła funkcjonuje. Ble,ble, ble i happy end - skomentował blondyn. Zamaszystym ruchem głowy odrzucił grzywkę na bok.

- Czyli, jak się staje żywiołowym? Powie mi ktoś? - zapytałam zniecierpliwiona.

-Tak oczywiście. Ale to raczej przykre - powiedział Pan N - żywiołowym staje się ktoś, kogo rodzice umarli przez któryś z żywiołów, przed ukończeniem przez dziecka 18 lat. Od czego umarli, tego moc dziecko będzie miało. Twoi rodzice umarli od ognia, prawda?

-Ja... - spuściłam głowę załamana - nie wiem, jak oni umarli... Miałam wtedy 1 roczek i...

-Przykro mi - powiedział ze smutną miną blondyn - moi umarli, jak miałem 8. Przynajmniej ich znałem. Ale nie martw się - spojrzał na mnie z czułością - Wszyscy tutaj to twoja nowa rodzina.



# Tak wiem, że długa przerwa, i że miał rozdział być w tygodniu, ale... Zaczytałam się w "Diabelskich Maszynach"! Musiałam dotrwać do końca, bo umarłabym na zawał.
Na koniec poryczałam się, jak dziecko. Ale się pozbierałam i napisałam kolejny rozdział!
Bądźcie ze mnie dumni!

Wasza Elizabathy (;




Szkoła żywiołów /zawieszone/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz