Rozdział Czwarty

5.2K 399 37
                                    

~Mara

Obudziłam się cicho i spokojnie.

Natychmiast przypomniałam sobie gdzie jestem, a moje serce zakuło w mojej piersi. Jestem więziona w stadzie Zemsty. Stadzie mojego wroga.

Wyślizgnęłam się z łóżka. Wczorajszej nocy było tu ciemno więc nie widziałam jeszcze pokoju. Wzdychając głośno zaczęłam się rozglądać po pokoju.

Wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. To wygląda dokładnie jak mój pokój. Lecz on nie jest nim. Wszystko co znam i kocham jest w tym pokoju. Wszystkie moje rzeczy są tutaj.

Podbiegłam do drzwi, lecz były zamknięte.

Nagle poczułam się zdezorientowana. Czy to wszystko to był zły sen? Czy jestem w domu?

"Mamo! Tato! To ja, wypuśćcie mnie!"

Nikt nie odpowiedział na moje nawoływania. Znów przyjrzałam się pokojowi. Wszystko jest takie same. Szary dywan, niebieskie ściany. Spojrzałam na zdjęcia moich rodziców, które leżały na szafce. Podeszłam do niej. Rodzice wyglądają na takich szczęśliwych. Jedna łza skapła na szkło, na twarz mojej mamy.

Wróciłam do łóżka i zamknęłam oczy. Nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem. Nie wiem czy jestem w domu czy w stadzie Kadena. Czuję się jakbym była w dwóch światach.

To wszystko jego wina. Kadena.

To jest jedna z jego gierek. Chce żebym poczuła się zmieszana, ponieważ zmieszany człowiek jest bardziej podatny na zranienie. Teraz nienawidzę go bardziej niż kiedykolwiek.

Stałam, wciąż szarpiąc drzwiami. Opuściłam ramiona, zrezygnowana. Nagle drzwi się otworzyły, lecz nie dzięki mnie. Odskoczyłam, gdy ktoś wszedł do pokoju.

Młody mężczyzna stanął w drzwiach, spoglądając na mnie. Wyglądał jak większość osób z tego stada. Czarne włosy, czarne oczy, niesamowicie atrakcyjny. Całkowite przeciwieństwo nudnych ludzi z mojego stada.

Podświadomie byłam zdenerwowana i czułam się nie na miejscu. Byłam ubrana w białą, cieniutką koszulkę nocną. Niezbyt pamiętam bym ją wczoraj ubierała... Mężczyzna za to jest ubrany cały w skórę, włączając w to rękawiczki. Dlaczego wszyscy tu noszą rękawiczki?

Jedna z jego brwi podniosła się do góry gdy zobaczył, że powoli się cofam.

"Mara?" zapytał. Jego akcent również był rodem ze stada Kadena. Głęboki i erotyczny. Pokiwałam powoli głową. Czego on odemnie chce? Zauważyłam, że nie wszedł do pokuju, ciągle stoi w wejściu.

"Kim jesteś?" zapytałam dużo ostrzej niż chciałam. Winię za to stres.

"Możesz mówić do mnie Coen" powiedział delikatnie. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja patrzyłam się na nią jak głupia. Miał założoną rękawiczkę, która z jednej strony była ozdobiona niebieskimi kamieniami. Interesujące.

Przełknęłam ślinę. "Nienawidzę skóry."
Wycofał dłoń, patrząc na nią przez moment. Muszę przyznać, że jest dość przystojny. Jest również najmniej onieśmielającą osobą jaką tu spotkałam.

"Słusznie" skomentował. Ściągnął rękawiczki z dłoni, wysadzając je do kieszeni. Jego kurtka również jest pokryta niebieskimi kamyczkami. Wystawił do mnie dłoń.

Tym razem ją uścisnęłam. Mężczyzna o dziwo, nie puścił mojej dłoni.

Jego ciepłe palce owinęły się wokół mojej chłodnej dłoni. Wyprowadził mnie z pokoju, ciągnąc w dół schodami.
"Zjesz śniadanie ze swoim..."

Alpha Kaden - tł.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz