~Mara
"Oboje wiemy, że nigdy nie znajdę bratniej duszy." wymamrotałam, wybierając pestki z mojego arbuza. Kace oderwał wzrok od swojego talerza i spojrzał na mnie zdziwiony.
Odłożył swój kubek z poranną kawą wciąż mi się przyglądając.
"Braterstwo dusz nie istnieje." powiedział ostro. Westchnęłam wewnętrznie. Patrzyliśmy sobie w oczy do póki nie zerwałam z nim kontaktu wzrokowego aby dalej wydłubywać pestki z mojego arbuza.
"Istnieje." poinformowałam go, gdy tylko przełknęła owoc. Oparł się o swoje krzesło, wzdychając ciężko. To jest chyba pierwszy raz kiedy rozmawialiśmy przez cały poranek. Właśnie kończyłam śniadanie, kiedy on upijał ostatnie łyki swojej czarnej kawy. Coen je śniadanie w innym pokoju wraz z innymi pracownikami.
"Skąd ta pewność?" Zapytał mnie. Brzmiał jakby był zaciekawiony co było zaskakujące.
Odsunęłam swój talerz. "Prawdziwa miłość istnieje..."
"Prawdziwa miłość to żart." wybełkotał gderliwie.
"To, że miłość twojego życia próbowała cię zabić nie znaczy że nikt inny nie może być szczęśliwy że swoją bratnią dusza." odpyskowałam. Cholera, nie powinnam była tego mówić.
Natychmiast wstał od stołu, wszystkie jego mięśnie były napięte. Starałam się mocno aby nie wstać i zacząć go naśladować.
" Nie wierzę w żadną sukę, która żyje sobie w chmurkach." warknął. Nagle, przestałam żałować jakiegokolwiek z moich słów.
"Bogini Księżyca to nie suka." powiedziałam mu walecznie. " Ukara cię za to."
Brwi Kace'a powędrowały do góry. "Oh, perwercyjnie."
Odepchnęłam moje krzesło i zaczęłam do niego podchodzić. Złapał moje ramię zanim zdarzyłam się zamachnąć. Jego rozbawiony wyraz twarzy jeszcze bardziej mnie denerwował. Wyrwałam moje ramię z jego uścisku i się od niego odsunęłam.
"Pozwól mi cię uderzyć." warknęłam na niego. Pokiwał głową w zastanowieniu.
"Widzę, że lubisz na ostro. To dobrze, bo ja też." Zaśmiał się delikatnie. Moja twarz pokryła się czerwienią, że złości i z onieśmielenia. Dlaczego wszyscy w tym beznadziejnym miejscu mają takie brudne myśli?! Nie mogę już tego znieść.
Nagle poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się aby zobaczyć Coena, który patrzył na mnie ze smutkiem na twarzy.
"Weź ją stąd." Kace bąknął do niego. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Coen złapał mnie za przedramię i wyprowadził z pokoju. Nienawidzę jak się mi rozkazuje, a fakt, że wszyscy w tym miejscu wydają się być ponade mną jest niesamowicie irytujący.
Puścił mnie gdy byliśmy na korytarzu.
"Kaden chce cię widzieć" Coen powiedział po kilku minutach marszu w ciszy. Przewróciłam oczami. Kaden jest ostatnią osobą, która chce teraz widzieć, lecz po tym nocnym incydencie lepiej się mu już nie sprzeciwiać.Szliśmy razem, albo raczej ja szłam za nim. To miejsce ma być moim domem do końca życia, a ja wciąż nie wiem gdzie jest tu jakiekolwiek wejście. To pewnie też dlatego, że każdy korytarz wygląda tak samo.
Weszłam do pokoju. Był on bardzo mały, a podłoga była zrobiona z betonu. Gdy tylko tam weszłam Coen zamknął za mną drzwi, nie wchodząc do pomieszczenia. Westchnęłam.
Na środku pomieszczenia było jedno krzesło, na którym od razu usiadłam.
Minęło dokładnie dwanaście minut zanim Kaden wszedł do pokoju. Tak, liczyłam.
CZYTASZ
Alpha Kaden - tł.
مستذئب"Mam dla ciebie zagadkę: Jak myślisz jeśli zaprowadziłbym cię teraz do mojego pokoju i położył na moim łóżku ile czasu minie zanim zacznesz krzyczeć moje imię?" °°° Mara zawsze myślała że jej bratnią duszą będzie mężczyzna, który pochodzi z jej st...