Gdy miłość wybiera sobie naszego największego wroga 3/3

8K 334 54
                                    

- Nie mogę uwierzyć, że już za miesiąc jest Boże Narodzenie — powiedziała głośno Ginny w Pokoju Wspólnym pewnego listopadowego wieczora. Ogień wesoło trzaskał na kominku, a uczniowie cieszyli się, że czeka ich weekend. Te powtórki do OWUTEMÓW wyczerpywały siódmoklasistów, a do SMÓW piątoklasistów. Inni po prostu cieszyli się z końca morderczego tygodnia.
- Masz rację, Ginny. Miło będzie wrócić do Nory na święta — przytaknął Harry, w ogóle nie przeczuwając tego, co za chwilę miało nastąpić.
- Tak, Harry, masz rację. Jednak jeszcze milej byłoby, gdyby ktoś przeprosił wreszcie mnie i mojego brata!
Przytyk ten był bezpośrednio skierowany do siedzącej pod oknem Hermiony. Dziewczyna zarumieniła się mocno, ale nie odpowiedziała. Miała dość ustnych zatargów z Weasley'ówną. Dom Lwa zamarł chwilowo. Do tej pory nikomu nie udało się odgadnąć, dlaczego Hermiona zerwała z Ronem i jaki był powód jej kłótni z Rudą. Teraz, jak wyczuwali, zdarzała się po temu okazja.
- Tak, ciągle czekam na przeprosiny za tego policzka! - powiedział Ron, przyłączając się do siostry. Harry próbował ich powstrzymać, ale kiedy Ginny wściekłym sykiem powiedziała mu, że potraktuje go upiorogackiem, jeśli się nie zamknie, zrezygnował z walki o przyjaciółkę. Tymczasem jednak Hermiona miała tego wszystkiego serdecznie dosyć. Zerwała się z fotela, na którym  siedziała aż jęknęły sprężyny i podeszła wściekła do Ronalda.
- Chcesz przeprosin? - warknęła. Gryfoni obecni w Pokoju Wspólnych wstrzymali oddechy. Ron kiwnął głową. - A więc przepraszam. Wszystkich obecnych tutaj, że jesteś takim idiotą, Ronaldzie — zwróciła się do oniemiałej czeredy. - Przepraszam was wszystkich, że przez tyle lat pomagałam temu jełopowi... A teraz ty mnie słuchaj! - wycelowała oskarżycielsko palec w stronę purpurowego na twarzy chłopaka. - Jeśli chcesz być damskim bokserem, to sobie bądź, ale ja sobie wypraszam! Nie pozwolę, byś mnie traktował tak, jak od śmierci Freda. Kochałam go, a ty nawet nie zauważyłeś tego, jak bardzo cierpiałam po jego śmierci, tylko przywłaszczyłeś mnie sobie, jakbym była twoją własnością, którą możesz gwałcić, kiedy ci się żywnie podoba! - ponownie odwróciła się do oniemiałych Gryfonów. - Dobrze słyszycie, wasz kolega próbował mnie zgwałcić w pociągu. I gdyby nie pomoc pewnego Ślizgona, już dawno straciłabym dumę!
Spojrzała na swego byłego przyjaciela i ruszyła w stronę dziury pod portretem Grubej Damy. Cisza, która do tej pory trwała w Pokoju Wspólnym zaczęła nagle falować. I bynajmniej głosy nie były przychylne Ronowi i Ginny. Z mściwą miną pchnęła obraz i wyszła z Wieży Gryffindoru. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie. Zaczęła przemierzać kolejne kondygnacje zamku, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że zmierza w miejsce śmierci Freda. W końcu stanęła pod odbudowaną ścianą, z trudem łapiąc oddech. Rozglądała się wkoło, ale nigdzie nie mogła dostrzec postaci chłopaka. Łzy popłynęły jej po policzkach. Upadła na kolana, zanosząc się coraz bardziej historycznym płaczem. Brakowało jej tego rudowłosego wariata. Wciąż nie mogła pogodzić się z jego utratą, choć minęło już kilka miesięcy od tego tragicznego wydarzenia. Czuła się do tego stopnia fatalnie, że jak kiedyś próbowała wyczarować patronusa, jej wydra zamigotała tylko i znikła. Nie potrafiła przywołać szczęśliwego wspomnienia.
- Fred, gdzie jesteś? — załkała. Nikt nie odpowiedział, choć miała wrażenie, że słyszy delikatne kroki. Kroki, których jako duch nie powinien stawiać...
Podniosła głowę i zobaczyła przed sobą męskie buty.
- Idź sobie — chlipnęła, sądząc, że to Ron. Nie był to jednak rudzielec. Czyjeś silne i ciepłe dłonie ujęły ją pod ramiona i uniosły w górę, a następnie poprowadziły ku najbliższej ławce. Po chwili tonęła już w mocnym uścisku, wdychając drogie perfumy i mocząc czyjś przód bluzy.
- Już ci lepiej? - usłyszała znajomy głos, na którego dźwięk aż podskoczyła i zerwała się z ławki. Z przerażeniem i złością spoglądała na Malfoy'a. Chłopak patrzył na nią... Współczująco!
- Co ty wyprawiasz, Malfoy? - warknęła, chcąc w ten sposób ukryć zakłopotanie.
- Kolejny raz cię pocieszam, Granger — odparł spokojnie, świdrując ją spojrzeniem swoich zimnych stalowo-szarych oczu.
- Po co się wtrącasz?
- Naprawdę, Granger? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? -Ślizgon wyglądał na szczerze zdenerwowanego. Zanim jednak dziewczyna zdołała cokolwiek odpowiedzieć, gdzieś w zamku dał się słyszeć rumor, który potężniał z każdą chwilą. Towarzyszyły temu gniewne okrzyki jakiejś większej liczby osób. Oboje spojrzeli w głąb korytarza i dojrzeli uciekających Rona i Ginny, a za nimi przynajmniej połowę Domu Lwa. Zdezorientowana dziewczyna spojrzała na blondwłosego chłopaka, który z zainteresowaniem przyglądał się temu pościgowi. Wreszcie dwójka uciekinierów została powalona na ziemię zaklęciami Pełnego Porażenia Ciała, co zaalarmowało też nauczycieli, którzy nadbiegli w chwilę później.
- Co tutaj się dzieje? - zapytała zdenerwowana nauczycielka transmutacji. - Dlaczego Weasley'owie oberwali zaklęciami? - wreszcie zauważyła stojącą nieopodal Hermionę. - Panno Granger, może mi pani powiedzieć, co się tutaj dzieje?
- Nie mam pojęcia, pani profesor — odparła szczerze.
- Ja wiem, o co chodzi — powiedział Harry, wychodząc z tłumu. Spojrzał niepewnie na przyjaciółkę, a kiedy nie dostrzegł jej sprzeciwu, kontynuował. - Ron i Ginny są obrażeni na Hermionę, bo ta uderzyła Rona w twarz. Nikt z Gryfonów nie wiedział, o co tak naprawdę poszło, aż w końcu dzisiaj w przypływie złości na słowa Ginny, Hermiona wyjawiła wszem i wobec, że Ron próbował ją zgwałcić w pociągu... No i co tu dużo gadać, ludzie się wściekli, pani profesor.
- Panie Potter! Tak poważna sprawa to nie jest temat do żartów! - skarciła go McGonagall.
- Tyle że Harry mówi prawdę — jęknęła Hermiona. - Ron próbował mnie zgwałcić i gdyby nie pomoc Malfoy'a, doprowadziłby swój zamiar do końca.
Nauczyciele spojrzeli zaskoczeni na Ślizgona, który właśnie podszedł do Gryfonki, patrząc z obrzydzeniem na rudzielca spetryfikowanego na zimnej posadzce korytarza.
- Jestem mile zaskoczona tą informacją, panie Malfoy, dlatego otrzymuje pan pięćdziesiąt punktów dla swojego domu — rzekła powoli nauczycielka transmutacji. - Co do reszty Gryfonów, to nie odejmę wam punktów, tylko dlatego, że działaliście w słusznej sprawie. - Machnęła krótko różdżką i odczarowała Weasley'ów. Ci wstali z podłogi z niezbyt tęgimi minami. - Natomiast co się tyczy zachowania pana Weasley'a, to wykluczam go do końca roku szkolnego z drużyny Quidditcha, nakładam na niego szlaban do końca roku polegający na pomaganiu profesor Trelawney oraz odejmuję za jego czyn sto punktów. Panna Weasley za swoje karygodne zachowanie otrzymuje ode mnie półroczny szlaban i jej zadaniem w jego czasie będzie pomoc profesorowi Binnsowi i odejmuję siedemdziesiąt punktów. Pan Potter otrzymuje ode mnie miesięczny szlaban co sobotę w moim gabinecie i odejmuję mu czterdzieści punktów. A więc Gryfoni mogą być wam serdecznie wdzięczni za utratę ponad dwustu punktów w ciągu pięciu minut. Naprawdę nie  wiem, co będziecie musieli zrobić, by naprawić swoje błędy.
- Ale, pani profesor! Przecież ja nic takiego nie zrobiłem! - krzyknął wzburzony niesprawiedliwym traktowaniem Harry.
- Nie raczył pan nic zrobić w tej kwestii, panie Potter, więc ponosi pan podobną winę do Weasley'ów!... Panno Granger, panie Malfoy, zapraszam do swego gabinetu, porozmawiamy...
Nie czekając na reakcję dwójki uczniów, ruszyła przed siebie, obserwując wściekłe miny Gryfonów. Podejrzewała, że Weasley'owie przez najbliższe dni nie będą mieli życia.
- Wejdźcie, proszę do środka. - otworzyła drzwi i wpuściła ich do gabinetu. Gdy usiedli przed biurkiem, popatrzyła na nich łagodnym wzrokiem. - Jak się domyślam, pan Malfoy był z panią, gdy mówiła pani o tej przykrej sprawie swoim kolegom z domu.
- Nie... Draco pocieszał mnie, gdy rozkleiłam się na tamtym korytarzu — sprostowała Hermiona. - I muszę szczerze przyznać, że jestem mu naprawdę wdzięczna za to, co zrobił w pociągu — spojrzała na blondyna. Patrzył na nią. Niewiele mogła wyczytać z jego zimnych oczu.
- Rozumiem... Przykro mi, panno Granger, że pan Weasley ośmielił się wykonać wobec pani taki haniebny krok. Jeszcze dzisiaj jego rodzice otrzymają ode mnie sowę w tej sprawie... A teraz możecie już iść.
Kiwnęli jej głowami i wyszli z gabinetu. Nawet się nie zorientowali, że idą razem w tym samym kierunku.
- Granger, posłuchaj mnie — zaczął niepewnie Ślizgon, łapiąc ją delikatnie za rękę. - Przepraszam za wszystkie przytyki przez te lata. Byłem głupi, poza tym... Poza tym ojciec zmuszał mnie do wielu rzeczy, których sam robić nie chciałem.
- I to według ciebie jest usprawiedliwieniem tego, że niezliczoną ilość nocy przeryczałam przez twoje słowa, tak? - burknęła cicho. Jej słowa, choć nie były obraźliwe, zabolały chłopaka.
- Nie, Hermiono, tak naprawdę nic tego nie usprawiedliwia... Chciałem, tylko byś wiedziała, co lub kto mną kierował... Poza tym przepraszam cię, że przynajmniej pośrednio doprowadziłem do śmierci Freda — mruknął, mocniej ściskając ją za rękę. Czuł, jak po tych słowach zdrętwiała, a następnie lekko zaczęła się trząść. - Przepraszam...
Zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje i zareagować odpowiednio, chłopak pocałował ją szybko w policzek i oddalił się spiesznym krokiem w przeciwną stronę.

Nazajutrz rano cała szkoła wiedziała już, co w pociągu próbował zrobić Ronald Weasley i niemal wszyscy wyrażali swoją dezaprobatę, nie wyłączając nawet Ślizgonów. Ron i Ginny zostali oficjalnie potępieni też podczas śniadania, a jednym akordem więcej do ich agonii mentalnej, był przysłany przez państwa Weasley wyjec. Gdy Ron otworzył go trzęsącymi się rękoma, cała Wspólną Salę wypełniły krzyki pana Weasley'a, a następnie jego rozwścieczonej małżonki. A potem przyszedł kolejny wyjec — od Bill'a, później następny od Georga, a na końcu od Charlie'go. Pod koniec śniadania większość uczniów nie była w stanie uspokoić się ze śmiechu, a rudzielce wyglądali, jak dwa wyjęte z wrzątku raki.

Miesiąc później napiętnowanie Ginny wreszcie się skończyło, ale Ron nadal nie miał życia — a to ktoś stłukł mu kałamarz na dopiero co napisanym wypracowaniu dla McGonagall, a to zamknął go na przerwie w ubikacji, a to zrzucił go ze schodów, więc kiedy wreszcie nadszedł ostatni dzień przed przerwą świąteczną, Ron wyglądał, jakby spotkał się z wyjątkowo agresywną drużyną futbollu amerykańskiego. Pod koniec tego dnia zaczepił na korytarzu, wychodzącą z biblioteki Hermionę.
- Odwołaj to wszystko! - jęknął. - Zabiją mnie!
- Będzie ci się należało! - warknęła buntowniczo Hermiona. Była zła, bo przez ten okres tylko raz rozmawiała z duchem Freda. Za to cielesny Draco męczył ją niemal codziennie. Miała już tego dosyć.
- Granger! Lepiej rób co mówię! - zagroził jej. - Albo...
- Albo co? - rozległ się za ich plecami zimny głos blondyna. - Radzę ci, Weasley odpierdol się od mojej dziewczyny tu i teraz, albo poczujesz co znaczy moja udoskonalona Sectumsempra, którą wyryję ci na ryju niezbyt cenzuralne słowo!
- T-twoją dź-dź-dziewcz-czynę? - wyjąkał przestraszony Ron, cofając się przed wściekłym Malfoy'em.
- Tak, a co, nie wiedziałeś, że jesteśmy razem? A to wszystko dzięki tobie, Wieprzlej — powiedział  dobitnie, podchodząc do dziewczyny i objął ją delikatnie w pasie. Hermiona będąc inteligentną czarownicą, doskonale poddała się pomysłowi Ślizgona, przytulając się do niego, jak najbardziej naturalnie. Nagle tuż za Ronem pojawił się duch Freda! Uśmiechnął się do niej delikatnie. W chwilę później usłyszała jego głos:
- Nie zobaczysz mnie już więcej, Hermiono. Nie potrzebujesz mnie, a ja zaznam spokoju. Masz już swego obrońcę, który odda za ciebie swe życie. - ręką wskazał na młodego Malfoy'a. - A kiedy o coś cię dzisiaj poprosi, to nie odmawiaj mu tego, bo przegapisz coś, czego żałować będziesz przez całe życie.
Jego obraz zamigotał, a następnie rozwiał się na niewidocznym wietrze. Wtedy też dotarł do niej głos Draco:
- Zjeżdżaj stąd!
Ron spojrzał na wyciągniętą w swą różdżkę blondyna i odszedł jak niepyszny w bliżej nieznanym kierunku.
- Hermiono, ja — zaczął niepewnie  Ślizgon, gdy drugi chłopak zniknął im z pola widzenia.
- Oj, nie gadaj już tyle, co? - burknęła, patrząc na niego ze śladowymi łzami w oczach. Draco spojrzał w te jej czekoladowe oczy i kiwnął głową, jednocześnie nachylając się lekko nad nią. Ich usta spotkały się i oboje mieli wrażenie, że parzą się wzajemnie.

Kiedy się od niej odkleił, przytulił ją mocno do siebie, mrucząc jej do ucha:- Zostaniesz moją Gwiazdką?Hermiona pisnęła cichutko i nie słowami mu na to odpowiedziała

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kiedy się od niej odkleił, przytulił ją mocno do siebie, mrucząc jej do ucha:
- Zostaniesz moją Gwiazdką?
Hermiona pisnęła cichutko i nie słowami mu na to odpowiedziała. Po chwili rozradowany Ślizgon rzekł:
- Ale wszyscy doznają szoku, gdy wrócą po przerwie świątecznej.
W jej oczach pojawiły się iskierki szczęścia.
- Tak, połowa dostanie zawału.
- Zwłaszcza McGonagall i Potter — zaśmiał się i ponownie ją pocałował. Zapowiadały się cudowne święta spędzane po raz pierwszy przez nich oboje w Hogwarcie, a także kolejne lata wspólnego życia, bo oboje zrozumieli, że to siebie szukali przez cały ten czas, a ich kłótnie wynikały z tego, że darzyli się uczuciem.

Dramione Miniaturki [Zakończone/Poprawione] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz