8

176 11 0
                                    


„You tried to save me from myself
Said 'Darling, kiss as many as you want!
My love's still available,
And I know you're insatiable...' (...)

I thought that loving you was out of the question,

Then I saw my reflection
Saying: please don't let this go!

Tell me, I guess that cupid was in disguise
That day you walked in and changed my life
I think it's amazing
The way that love can set you free..."

George Michael, „Amazing"



Owacjom i krzykom nie było końca. Tak, słyszał to co wieczór, jednak tym razem było inaczej; po raz ostatni na scenie teatru The Old Vic był Makbetem, po raz ostatni miał na sobie te ubrania, tę charakteryzację, ostatni raz patrzył z tej perspektywy na publiczność... Łza zakręciła mu się w oku. Przytulił z całych sił reżyserkę, ukłonił się nisko i... Czy to naprawdę koniec?

- Richard, byłeś genialny! - krzyknęła za kulisami pani reżyser. - W kolejne wakacje też gramy razem, nie waż się zatrudniać u nikogo innego!

- Dzięki. Zapamiętam - roześmiał się szczerze.

- To jak, impreza? No chyba nie dasz się prosić!

- Prawdę mówiąc... Chyba miałem inne plany...

- Nie no błagam, cała ekipa idzie, a główny bohater się wycofuje!?

- Dobrze, zaczekaj - westchnął i chwycił w dłoń telefon, wybierając numer swojej ukochanej. - Halo? Słońce, obudziłem cię?

- Nie, a jak się miewa moja gwiazda? Wszystko poszło idealnie?

- Było dobrze, dziękuję. Kochanie, ja...

- Richie, nie ma problemu - Kate jakby wiedziała, o co chodzi, i od razu przerwała mu, by nie musiał denerwować się, myśląc że ją urazi. - Naprawdę. Ja sobie pójdę spać, a wy idźcie na imprezę. Zobaczymy się rano.

- Skąd... skąd wiedziałaś!?

- Skarbie! To raczej normalne, iść z przyjaciółmi opić sukces, prawda?

- Ale może... chciałabyś pójść ze mną?

- Ja? - przestraszyła się. - Nie nie, lepiej nie. Jeszcze nie teraz, to dla mnie dużo za... wcześnie.

- Na pewno? Miło byłoby cię mieć obok...

- Richard, proszę. Idź i baw się dobrze, nie przejmuj się mną. Do zobaczenia rano, kochanie.

- No dobrze... Dobranoc.

Był nieodmiennie zdumiony jej troskliwością, a jednocześnie dużym zaufaniem, tym jak potrafiła wszystko podporządkować jemu; z pewnością chciałaby tę noc spędzić z nim, ale rozumiała, że nie tylko ona składa się na jego świat, i chętnie czekała w domu, zajmując się swoimi sprawami, na to aż on wypełni wszelkie obowiązki zawodowe i towarzyskie. Prawdę mówiąc średnio przepadał za tego typu imprezami, a biorąc pod uwagę to, że nadal był pod wpływem Makbeta, miał go w głowie i duszy, w ogóle nie miał na to ochoty, ale rozumiał że tak wypada. Poszedł więc z całą obsadą świętować sukces spektaklu, jednak nie wytrzymał długo; wymknął się po angielsku około 2 w nocy, podczas gdy reszta towarzystwa dopiero się rozkręcała. Gdy przyjechał do domu, jego ukochana już dawno spała. Przyklęknął przy niej i patrzył na jej twarz; dawała mu niesamowite poczucie spokoju i bezpieczeństwa, a jednocześnie tyle radości. Jak mógł żyć dotąd samotnie, bez niej? Nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie. Lekko ucałował jej czoło i poszedł do łazienki, gdzie oparł się o umywalkę i uparcie wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze.

PrimadonnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz