Rozdział 1

252 7 0
                                    

Jak zwykle w piątek rano mogłam trochę dłużej pospać. I jak tu się nie cieszyć w każdy piątek? Zaczyna się weekend... W dodatku mamy najmniej lekcji w tygodniu. Tylko cieszyć się życiem. Zawsze starałam się to robić. Cieszyć się z każdego dnia tak, jak tylko mogłam.
Gdy już rzeczywistość mi się objawiła, a mój budzik zadzwonił to zdałam sobie sprawę, że nienawidzę świata. No dobra. Nienawidzę tylko tego budzika.
Wstałam z łóżka i założyłam moje pluszowe kapcie, które dostałam na święta od mojego przyjaciela. Kocham je prawie tak mocno jak jego. Może dlatego, że w jakimś stopniu kojarzyły mi się z nim?
Zmierzyłam prosto do łazienki. Mojej siostry na szczęście nie było w domu. Gdyby była obecna zapewne dostęp do tego pomieszczenia byłby utrudniony. Wzięłam szybki prysznic i zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam ze sobą ubrań na przebranie. Ta moja pamięć. To Adrian zaraził mnie sklerozą. Wzięłam ręcznik i spróbowałam się nim owinąć. Oczywiście szlafroka też nigdy nie było, kiedy był potrzebny. Ręcznik zasłaniał mnie tylko od pasa w dół. Na początku się tym przejęłam, po czym przypomniałam sobie, że jestem przecież sama w domu. Śmiało ruszyłam z łazienki, aby udać się do pokoju po ubrania, które wcześniej sobie naszykowałam. Jakie było moje zdziwienie, gdy moim oczom ukazał się Adrian stojący w przedpokoju...
-Ja nie patrzę.- powiedział zakłopotany.
-I tak nie ma na co.- odpowiedziałam zmieszana, zasłaniając się jedną ręką, a drugą trzymając ręcznik. Zaczęłam wchodzić po schodach do swojego pokoju. Po drodze zdążył mi wypaść ręcznik, więc już całkiem naga w końcu znalazłam się w swoim pokoju. Zamknęłam drzwi...
Że też akurat w takim momencie ten kretyn musiał się pojawić. Ten to ma wyczucie czasu. Chociaż... To w sumie nie jego wina. Ale mógł chociaż zapukać. Żebym wiedziała, że jest w domu.
Przebrałam się i zaczęłam schodzić znów po schodach. Dlaczego ja nie mogę mieć windy? Nienawidziłam tych schodów. W przedpokoju nadal stał zaczerwieniony chłopak.
-Nie mogłeś zapukać?- zapytałam przytulając się do niego.
--Jakoś nie pomyślałem.
-Żadna nowość.- powiedziałam, na co oboje się zaśmialiśmy. Uwielbiałam się do niego przytulać. Nawet, gdy miałam jakieś swoje humorki, albo po prostu gorszy dzień to w jego ramionach potrafiłam zapomnieć o wszystkich troskach.
Uwolniłam się z jego uścisku i weszłam do kuchni. Było dopiero piętnaście po siódmej.
-Wcześnie dziś przyszedłeś.- "za wcześnie" pomyślałam.
-Obudziłem się wcześnie rano i nie miałem, co ze sobą zrobić. To postanowiłem Cię odwiedzić... Nie spodziewałem się, że nie będziesz gotowa i no... Wiesz.- oczywiście doskonale wiedziałam, o co mu chodzi. Ale to chyba nie było takie straszne? Przynajmniej ja teraz tak na to patrzę... A może się mylę.
-Może po prostu o tym zapomnijmy?- zaproponowałam, na co on pokiwał głową w akcie zgody. Wzięłam jabłko i wyszliśmy. Zamknęłam dom i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły.

ZakładWhere stories live. Discover now