Po raz pierwszy odkąd sięga pamięcią , Sherlock nie wydawał się tak skupiony. Inspektor Lestrade dał mu kilka niejasnych szczegółów na temat zmarłej leżącej do góry twarzą na asfalcie, ale Sherlock nie poświęcił temu zbyt dużej uwagi. Teraz klęka obok niej w deszczowy poranek studiując jej niesamowicie spokojną twarz. Nie żyje od dwóch godzin, praworęczna, jej śmierć nie była morderstwem. Tryska dedukcją na temat kobiety i jej śmierci, postanawia zignorować 'dziwoląga' które pochodzi z ust sierżant Donovan. Wiatr się wzmaga. Sherlock zadrżał gwałtownie.
Nie żałuję, że nie wziął Johna ze sobą na miejsce zbrodni. Poranne puste bez zastosowań 'znakomite' lub 'fantastyczne'.
Bada ciało kobiety jeszcze raz w poszukiwaniu najdrobniejszych szczegółów ale jego umysł jest wciąż przy Johnie. Mimo to Sherlock jako najlepszy próbuje nadal zaimponować Lestrade i ignorować Donovan. Stwierdził, że ma już dość zimnej, szarej ulicy i chłodnego deszczu. Wstał, poprawił szalik.
- Napisz do mnie jak będziecie mieli więcej informacji - rzucił w kierunku Lestrade.
Zapiął płaszcz i ruszył w drogę powrotną do domu.
Pusta taksówka przejeżdża obok niego niedaleko Baker Street, spowalnia jakby prosząc Sherlocka o przywołanie jej. Ignoruje ją. Odwraca się i wchodzi na inną uliczkę chodź oznacza to, że będzie musiał okrążyć cały blok jeszcze raz zanim stanie przed 221b. Nie miał nic przeciwko temu. Musiał pomyśleć.
John pocałował go ostatniej nocy. Bez słowa podszedł do niego, zabrał skrzypce, ich usta ściśnięte razem, przepływ ciepła przez żyły. Klatka piersiowa Sherlocka drżała na to wspomnienie. Czuje zapach wody kolońskiej Johna, czuje zarost Johna na jego skórze. Czuje się zdezorientowany. Nie chodzi o to, dlaczego John go pocałował, tylko dlaczego John chciał zrobił to jako pierwszy. Deszcz zaczyna padać mocniej, przedziera się przez zadarty kołnierz płaszcza i pieści odkrytą skórę na karku. Przyspieszył kroku. Dziwne uczucie intrygi i niepokoju zaczyna podchodzić mu do gardła, połyka go, bierze głęboki oddech i wchodzi do mieszkania.
Johna nie było w domu. Nie dlatego, że Sherlock miał nadzieje, że będzie. Ok, tak, miał nadzieję, że John nadal tu będzie, czuje się lekko rozczarowany brakiem mężczyzny. Powiesił szalik i płaszcz na haczyku przy drzwiach. Zdjął buty i przemoczone skarpetki. Siadł w salonie. Dźwięk bębniącego deszczu o szybę pomaga uspokoić myśli, a po raz pierwszy od wieków Sherlock dryfuje w lekki sen.
Sherlock jest niewytłumaczalnie, niewiarygodnie szczęśliwy. On i John siedzą na plaży nad morzem, podczas gdy słońce uśmiecha się do nich. Małe kraby skradały się zostawiając niewielkie ślady na piasku. Sherlock zastanawiał się czy kraby są tak samo szczęśliwe jak on. Mewy latały nad głowami, spadając na ziemię w poszukiwaniu pożywienia ale nic nie znajdują i znikają na niebie. John kładzie głowę na ramieniu Sherlocka, bierze go za rękę i zaczyna szeptać czułe słówka do ucha.
- Jesteś niesamowity - mówi
Sherlock czuje, że się uśmiecha.
- Jesteś piękny, mądry, genialny.
- John...
- Sherlock, zakochałem się.
- John.
Nie usłyszał odpowiedzi.
- John? - Sherlocka obudził głos jego samego - John?
W mieszkaniu panowała cisza. Johna jeszcze nie ma. Sherlock przeciera oczy i sięga do kieszeni po telefon. Trzy wiadomości od Lestrade. Sherlock miał rację, to było samobójstwo. Nuda. Rzucił telefonem na fotel obok. Wpatruję się w sufit, małe fragmenty snu powtarzają się w jego głowie. Jak to możliwe, że czuje taką euforię? Pamięta co John powiedział do niego. Zastanawia się czy to może być prawda.
Już po raz drugi wraca myślami do wczorajszego pocałunku. Pomysł Johna w byciu zakochanym w Sherlocku nie wydaję się być tak śmiesznym po tym wszystkim. Sherlock uśmiecha się do siebie w myślach. Próbuję powstrzymać się przed myśleniem o kolejnym pocałunku.
Kiedy otwierają się drzwi mieszkania na 221b, John powolnymi krokami udaję się na górę po schodach. Sherlock ma sekundę na podjęcie decyzji. Nie chcę przywiązywać się sentymentalnie do Johna. Ale inna część jego chcę oddychać zapachem Johna, czuć ciepło jego warg.
John przychodzi obładowany zakupami, Sherlock już tam jest. Zabiera torby z jego rąk, stawiając je obok nich. John zdążył tylko zapytać o jego nagłą chęć pomocy przy zakupach kiedy Sherlock wziął jego twarz w dłonie i zamknął lukę pomiędzy ich ustami.
CZYTASZ
So Simple, So Perfect
Fanfiction''Po wieczornym obserwowaniu Sherlocka, John Watson pozwala swoim pokusą być lepszym od niego. Nie ma pojęcia jak wspaniałe może to się okazać.''