Uwaga! Nie miałam w domu paluszków rybnych ani budyniu, a byłam głodna, więc zjadłam znaki interpunkcyjne.
Kolejny samotny wieczór, z resztą przyzwyczaiłam się. Ojciec jest leśniczym. Jednak od jakiegoś czasu postanowił się dokształcać, przez co wyjeżdża na całe tygodnie do miasta daleko od domu. Mama redaguje artykuły do jednej z gazet, przez co często zarywa noce, które spędza na sklejaniu słów w swoim biurze godzinę drogi od domu.
Tak więc kolejny raz zostałam sama. Nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało. Nasz dom położony jest 0,5km od głównej drogi, a co za tym idzie od ostatniej sprawnej latarni, wiec jestem przyzwyczajona do wszechobecnego mroku, a co dziwne, lubię go. W cieniu czuje się bezpiecznie. Z resztą, czego mam się bać. Przez prace taty, mam w zanadrzu nie jedną broń a nie chwaląc się strzelam lepiej od niego, oczywiście nie pochwalam strzelania do zwierząt. Wole strzelanie do tarczy lub nie żywego celu.
Dziś znowu siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w gwiazdy. Kiedyś dziadek opowiadał mi pewną bajkę. Opowiadał o mężczyźnie, wielkim bohaterze pochodzącym z gwiazd. Podobno kiedyś go spotkał i ten mężczyzna uratował mu życie, gdy dziadek prawie zginął pod czas pożaru. Tajemniczy mężczyzna obiecał wrócić. Jednak po paru latach od śmierci dziadka, już dawno wiedziałam, że były to tylko bajki służące zaciekawieniu mnie astronomią, która od zawsze była takim małym hobby dziadka.
Stety lub niestety wyrosłam z tych bajek. Kiedyś co wieczór patrzyliśmy w niebo, wyszukując wzrokiem tajemniczej budki sunącej po niebie.
Dzięki tym obserwacją nauczyłam się wielu nazw konstelacji i gwiazd... Mimo upływu tylu lat, ja ciągle patrzę nocą w niebo. To już taki nawyk. Upiłam łyk herbaty z miodem i imbirem. Bardzo rozgrzewająca. Rozmyślania przerwał mi dziwny dźwięk za oknem. Przeniosłam wzrok z gwiazd na podwórze, ale z powodu panującej tam ciemności nic nie mogłam zobaczyć. Świetnie... Ubrałam kurtkę, chwyciłam pierwszą lepszą broń myśliwską i wyszłam na podwórze. Nie potrzebowałam latarki, która z daleka mogła by zaalarmować napastnika, gdyż na pamięć znałam każdy zakamarek trawnika. Cisza. Przeszłam się po podwórku w poszukiwaniu źródła dźwięku.Nagle moją uwagę przykuł sporych rozmiarów przedmiot stojący pod rozłożystym drzewem w centralnej części ogrodu.
Podeszłam bliżej nie wierząc własnym oczom.
Na środku podwórka stała niebieska budka policyjna. Obeszłam ją do o koła i zauważyłam drzwi. Wycelowałam w nie bronią widząc że się uchylają. Przez nie wyszła jakaś postać, która w półmroku mnie nie przyuważyła. Po posturze z orientowałam się że to mężczyzna. Majstrował coś przy drzwiczkach budki. Był wysoki i elegancko ubrany. Miał ciemne przydługie włosy, schowane częściowo pod... "Czymś"
-Kim jesteś i co Ty oraz to coś tu robicie? -zapytałam w końcu mężczyznę .
-Co takiego? -wyraźnie zdziwił się moją obecnością, pytaniem jak i bronią celującą w niego.
-To- wskazałam brodą na blue box stojący za nim.
-Zaraz wszystko wyjaśnię, tylko uspokój się i odłóż...- zaczął starając się mnie uspokoić, ale mu przerwałam.
-Ja mam być spokojna?! Jest pierwsza w nocy. Na moim podwórku stoi wielka XX wieczna budka policyjna, z której wyskoczył gościu z kubłem na popcorn na głowie... I ja mam być spokojna?!
-To jest fez, a nie kubeł na popcorn. - poprawił mnie.- Fezy są cool...- Chciał powiedzieć coś więcej jednak wcięłam mu się nim zaczął znowu mówić
-Kubeł. Na. Popcorn.-Uśmiechnęłam się zadziornie.
-Niech Ci będzie... A teraz możesz przestać do mnie celować?- Wskazał na trzymaną przeze mnie broń. Właśnie się zorientowałam, że to ta na strzałki usypiające. Mimo to jest dość... skuteczna.
-Jesteś obcym facetem stojącym w środku nocy na moim podwórzu. Nawet się nie przedstawiłeś, a wymagasz ode mnie bym przestała do Ciebie delować. -stwierdziłam
-Już wszystko wyjaśniam. Tylko odłóż to... -Powiedział opuszczając lekko w dół koniec lufy tak by nie był skierowany w niego.- Szukam Stefana. - powiedział a ja wzdrygnęłam się na dźwięk imienia dziadka
-On... nie żyje-stwierdziłam
- Serio? Ile się spóźniłem?-zapytał jak by sam siebie.
- Dziesięć lat. Zmarł na kilka dni przed moimi dziesiątymi urodzinami.
- Przykro mi- powiedział szczerze
- Minęło tyle lat...-zamyśliłam się.
- Dla mnie to był tydzień - stwierdził mimowolnie
- Co? Jak to?
- Nie ważne jak. Chcesz odwiedzić dziadka?-zapytał entuzjastycznie. Zbyt entuzjastycznie jak na wizytę na cmentarzu.
- Nie dzięki. Byłam na grobie dwa dni temu.
-Nie o to mi chodzi - Powiedział i pociągnął mnie do wnętrza budki tak, że z zaskoczenia prawie wypuściłam broń z rąk.
Rozejrzałam się po wnętrzu.- I co o tym sądzisz? - Budka była ogromna. Na jej środku stał podest w którego centrum stał panel kontrolny. Zupełnie jak... Nie, to nie możliwe.
-Dasz rade zrobić coś takiego z moją garderobą? -zażartowałam oglądając jak mężczyzna krząta się koło panelu, co rusz naciskając inny przycisk.
- Oczywiście. Wszystko da się zrobić- Odpowiedział chyba biorąc na poważnie moje słowa. Teraz żałuje, że nie posprzątałam swojej sypialni.
-Trzymam Cię za słowo. A tak w ogóle, to do tej pory się nie przedstawiłeś.
-Jestem Doctor. - Stwierdził na chwilę wracając do mnie wzrokiem.
- Przestań! - powiedziałam już nerwowo.- "Doktor" to nie jest imię a tytuł naukowy.- Uśmiechnął się, na co się zbulwersowałam. - To nie jest śmieszne. Jeśli to jakieś żarty to ja wychodzę. - ruszyłam do drzwi, a gdy je otworzyłam moim oczom ukazało się średniowieczne miasto.-Co jest?!
- Wygląda na to, że zamiast cofnąć się o 10 lat, po raz kolejny wylądowałem w średniowieczu. Tardis co z tobą?
-Średniowiecze? Tardis? - Zapytałam nie rozumiejąc.
-Tardis to mój statek. Wehikuł czasu dzięki któremu znaleźliśmy się w średniowiecznym Londynie.
-Coś słaby z Ciebie kierowca-zaśmiałam się zamykając drzwi budki.
CZYTASZ
One shoty z DW
FanfictionZbiór One Shotów z universum Doctora Who. Niektóre rozdziały mogą być głupie i aż badziewne. Ale tylko niektóre ;) Zapraszam do czytania pod czas gdy ja wrócę do moich paluszków rybnych.