Rozdział 4

377 41 8
                                    


"Nie miałem pojęcia, że ból może mieć tyle odmian, 

tylesmaków, że może wyżerać, palić, pulsować i kłuć."


Moje oczy próbują przyswoić obraz znajdujący się przede mną. Coś wewnątrz mnie wciąż nie pozwala mi uwierzyć, że postać, którą widzę jest tu naprawdę. On nic nie mówi, nawet się nie porusza. Jedynie klatka piersiowa chłopaka unosi się i opada ciężko. W jednej z dłoni wciąż miętolę ścierkę, którą przytargałam z kuchni, żeby wytrzeć stolik po podwieczorku.

Nie wypowiada ani słowa. Patrzy na mnie jakby nie dowierzała, że naprawdę mnie widzi. Nie dziwię się, że tak jest. Prawdopodobnie nie spodziewała się, że kiedykolwiek mnie zobaczy. Nie wiem co powinienem zrobić. Wewnątrz miota mną dziwne uczucie. Zastanawiam się czy odejść, czy jednak przekroczyć próg domu.

W pewnym momencie blondyn wykonuje ruch, niepewnie robi kilka kroków w przód. Ja natomiast w dalszym ciągu stoję jak wryta, ale coś się we mnie budzi. Jak szalona rzucam się w jego kierunku, niczym małe dziecko widzące swoją mamę po długiej nieobecności. Luke obejmuje mnie, a ja wieszam mu się na szyi. Nie wiem co mną targa, ale emocje są tak duże, że nie panuję nad tym, co robię.

Stoimy zamknięci w uścisku, kurczowo zaciskam palce na jego koszulce. Mam wrażenie, że w jednej chwili zburzył się mój cały świat, ale w pozytywnym sensie. Wrócił ktoś, kto należał do mojej przeszłości. Nie była kolorowa, ale jednocześnie nauczyła mnie wielu rzeczy. Jednak teraz po prostu cieszę się, że go widzę jakkolwiek głupio i żałośnie to brzmi. Nie chcę, żeby mnie puścił.

Nie chce jej puszczać. Wydaje mi się, że w końcu odzyskałem część siebie. W rękach mam zamkniętą jedną z niewielu osób, które mnie rozumieją, które dały mi szansę i postarały się zmienić moje życie. Jednak starania nie zawsze dają oczekiwany rezultat.

- Mamo – słyszę piskliwy głosik i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę do kogo jest skierowany.

Natychmiast odsuwam się od Amber, czuję się odrobinę zdezorientowany, ale i smutny. Kobieta przechodzi, żeby zamknąć drzwi, a ja przyglądam się dziewczynce. Ma jasne, proste, blond włosy, delikatną buzię, po rysach twarzy przypomina mi jej mamę. Potem dopiero zwracam uwagę na jej oczy. Mają niezwykły odcień błękitu, wręcz niespotykany. Jest podobny do tego, który ma Amber, ale w jakiś sposób zupełnie inny.

- Kto to? – pyta mała blondynka i kieruje wzrok na swoją mamę. Dziewczyna podchodzi i kuca koło córki.

- To mój przyjaciel z czasów szkolnych – tłumaczy z lekkim uśmiechem na twarzy – Przyszedł do nas na herbatkę – kończy i patrzy w moim kierunku – Może przejdziesz do salonu?

- W porządku – odpowiadam i idę za nią choć nie jestem pewien czy w ogóle powinienem tu być. Niby Amber się uśmiecha, ale czuję się jak nachalny komar, latający koło ucha, kiedy kładziesz się spać.

Rozglądam się po salonie i od razu mój wzrok kieruję się na ramkę na komodzie. Kiedy przechodzę rzucam tylko na nią okiem, żeby nie dać nic po sobie poznać. Jedyne, ale najważniejsze co widzę to trzy osoby, obejmujące się i szczęśliwe. W tym momencie właściwie dochodzi do mnie, że moja wizyta jest tu bezsensu. Nie mam pojęcia co sobie myślałem. Może wydawało mi się, że rzuci wszystko i poleci do mnie jak w tych wszystkich tanich nowelach, ale wiem, że to niemożliwe, a wręcz absurdalne. Jestem idiotą.

The Dark Mind : New Age //L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz