Rozdział 17

181 9 20
                                    

Usiadłem obok niej. Łzy cienkimi strużkami spływały jej po policzkach. Było mi jej żal. Nie wiem,  co bym zrobił gdyby mój brat mi nie wybaczył.
- Dobrze się czujesz? - spytałem.
- A czy człowiek, który dobrze się czuje płacze?
- Wybacz,  głupie pytanie. - przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, nie wiedząc co powiedzieć. Wreszcie Rose, patrząc w podłogę spytała zachrypniętym głosem :
- Jeff? Co jeśli on mi nie wybaczy?  I mnie zostawi?  I... - zatrzymałem jej bezsensowny potok słów.
- Słuchaj. To twój brat. Na pewno cię nie zostawi. Przecież obiecał.
- Ale...
- Żadnych ale. Przestań płakać. On musi to po prostu przemyśleć. Wróci,  porozmawiacie i wszystko wróci do normy.
- Żeby to było takie łatwe.
- Jest prostsze niż myślisz . - przytuliłem ją, niepewny jak zareaguje. W pierwszym odruchu zesztywniała,  zaskoczona moim zachowaniem. Potem jednak odwzajemniła uścisk, mocząc mi koszulę łzami. Po chwili jednak zaczęło mi się coraz ciężej oddychać.
- Dobrze już, dobrze,  bo mnie udusisz! - szybko się ode mnie oderwała. Nie ukrywam,  że odrobinę się zawiodłem,  ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Przepraszam. - wydukała z lekkim uśmiechem.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - lekko pogładziłem ją po głowie. Nagle zrobiła się cięższa,  a jej oddech zwolnił. Spojrzałem na nią zdziwiony. Ona zasnęła!  Uśmiechnąłem się. Wyglądała tak uroczo. Posmutniałem,  gdy popatrzyłem na jej oczy. Delikatnie ująłem jej twarz w dłonie,  starając się, by jej nie obudzić. Blizna pod lewym okiem była wyraźna i wiedziałem już, że nigdy się jej nie pozbędzie. Westchnąłem i po chwili wachania pocałowałem ją w czoło. Położyłem ją na łóżku i przykryłem kocem Wstałem i wyszłem z pokoju.

Mick

Jak to się mogło stać?!  To nie może być prawda. Rose nigdy by nikogo nie zabiła. Co ja mam teraz zrobić? Wybaczyć jej? Mama wiedziałaby co zrobić w tej sytuacji. Dlaczego jej tu nie ma?!  Dlaczego rodzice zginęli?!  Nie ma ich,  gdy najbardziej ich potrzebuję. A Jeff i Liu?  Nie spodziewałem się, że oni zrobią coś takiego. Co robić, co robić... Przeczesałem włosy dłonią. Nim się obejrzałem byłem już przy wyjściu z lasu. Usiadłem na chodniku i rozmyślałem dalej. Po chwili jednak moją uwagę przykuła kartka powieszona na tablicy ogłoszeń. Podeszłem bliżej i moje źrenice zwęziły się z przerażenia. To był list gończy,  a na nim widniał portret mojej siostry. Więc jednak to prawda. Na następnej tablicy było po kilka listów gończych z Woods'ami i kilka z Rose. Poszłem do pobliskiego parku. Wszystko było zarośnięte. Pod ławeczką zauważyłem gazetę. Na pierwszej stronie był wykaz ostatnich morderstw. Najświeższe było z dnia,  w którym odnalazłem siostrę. Jeśli ktoś znajdzie domek Jeffa to Rose pójdzie siedzieć. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę z tego co muszę zrobić. Muszę ją chronić choćby za cenę życia.

Jeff

Otworzyłem drzwi. Stał w nich mój przyjaciel,  który zawsze pomagał mi ogarnąć syf w całym domu. Uśmiechnąłem się na jego widok. Gestem ręki zaprosiłem go do środka. Od razu wziął się za sprzątanie. Ścierał kurze, zamiatał,  mył podłogi, naczynia. Ja mu oczywiście pomagałem. Jeśli siedzenie i nie przeszkadzanie  można nazwać pomocą. Na koniec poszedł do łazienki i po chwili usłyszałem jak mnie woła. Poszedłem wiec do toalety,  a mój przyjaciel trzymał w dłoni czerwony biustonosz.
- Chyba w tym nie chodzisz? - spytał .
- Nie!  To nie moje...
- Więc kogo?
- Mojej... Ekhem przyjaciółki.
- Przyjaciółki?
- Tak. Mieszka tu teraz ze swoim bratem.
- Gdzie ona jest?
- Śpi w moim pokoju. Jest naprawdę śliczna. Pokażę ci ją jeśli będziesz cicho.
Ruszyliśmy do mojego pokoju. Na łóżku,  plecami do nas spała Rose. Przeciągnęła się i odwróciła w naszą stronę, nie budząc się. Wtedy mój przyjaciel zesztywniał.
- Ładna, prawda?
- Tak... Bardzo. Ja muszę już iść.

Mick

Szłem do domu szybkim krokiem. Muszę porozmawiać z Rose. Gdy weszłem do środka zastałem Jeffa,  siedzącego w kuchni.
- Gdzie jest Rose?
- Śpi.
Więcej nie trzeba mi było mówić. Jeff tylko wspomniał,  że wychodzi. Rose właśnie siedziała na łóżku i przecierała zaspane oczy. Gdy tylko mnie zobaczyła zastygła w bezruchu i się na mnie patrzyła.
- Rose... Musimy porozmawiać. - skinęła głową. Usiedliśmy oboje na łóżku.
- Dlaczego zabiłaś tego człowieka?
- Już... już ci mówiłam. Torturował mnie i jak mu uciekłam to mnie ścigał. Znalazł mnie i chciał z powrotem uwięzić,  ale coś we mnie kazało mi skończyć z tym całym cierpieniem i go zabiłam. Nożem,  z którym on rzucił się na mnie.
- Eh... Rose. Wiesz, że to nadal zbyt ogólnie? - dziewczyna spojrzała zakłopotana na ziemię. Wyglądała jakby biła się z myślami po czym z ciężkim weschnięciem wyjęła coś spod łóżka. Był to jej pamiętnik. Podała mi go.
- Czytaj. - otworzyłem szybko gdzieś w połowie i zacząłem czytać. Po kilku minutach jednak odłożyłem pamiętnik,  nie mogąc znieść tego wszystkiego. Tyle przeszła... Przytuliłem siostrę. Po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

Rose

Mick wstał.
- Otworzę. - rzucił i wyszedł z pokoju. Coś mnie zaniepokoiło. To pukanie... Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy... Takie regularne. Zerwałam się na równe nogi i wybiegłam za Mick 'iem.
- Nie otwieraj tych drzwi! - krzyknęłam,  ale było już za późno. Mojego brata oplotły długie macki,  miażdżąc mu żebra. Rzuciłam się w jego stronę, ale potwór mnie odepchnął. Widziałam jak mój brat robi się siny na twarzy z braku tlenu. Błagałam potwora by go puścił,  ale on zamiast tego mocniej ścisnął ciało Mick'a. Krzyczał z bólu,  a ja bezradnie patrzyłam jak cierpi. Kopałam,  drapałam i uderzałam w potwora,  ale to nic nie dało. Monstrum chwyciło Mick 'a macką za koszulę i mocnym uderzeniem zrobiło mu dziurę w klatce piersiowej. Nie na wylot,  ale jednak. Krzyczałam i płakałam. Morderca rzucił mojego brata na podłogę i dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Pobiegłam do brata i zatkałam usta dłońmi. Niemal nie oddychał. Pobiegłam po bandaże. Muszę go uratować!  On nie może umrzeć!  Gdy wróciłam klatka piersiowa już mu się  nie unosiła. Starałam się go reanimować choć nie wiedziałam jak. Niech ktoś mi pomoże! 

Jeff

Wracałem do domu raźnym krokiem. Miałem nadzieję, że Mick wybaczył Rose. Już z daleka widziałem chatkę. Tylko... Dlaczego drzwi były otwarte?  Pobiegłem w stronę domku i już miałem wejść do środka,  gdy wpadła na mnie Rose. Płakała i była cała we krwi.
- Rose!  Co się stało?!
- To nie moja krew... Mick... On... Pomóż mu błagam cię... To nie ja to zrobiłam... - wbiegłem do domu. Mick leżał na ziemi,  w kałuży krwi,  z siną twarzą. Brak pulsu,  brak oddechu,  brak jakiegokolwiek znaku życia.
- Nie mogę mu pomóc.
- Jak to?
- On... On nie żyje, Rose .
- Nie!  Kłamiesz! - położyła głowę na głowie brata i płakała szepcząc, że to wszystko to kłamstwo,  zły sen,  który nigdy się nie spełni. Chciałem ją jakoś pocieszyć,  ale nie wiedziałem jak.
Uciekła z domu z ogromnym płaczem,  a ja pobiegłem za nią.

Rose

Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Biegłam na oślep, ignorując krzyki Jeffa. Usiadłam pod drzewem. Zobaczyłam na innym jakiś rysunek i zerwałam go z drzewa. Biała skóra, czarny garnitur i brak twarzy. To on. To on zabił moich rodziców,  a teraz też mojego brata. Nienawidziłam go całym sercem. Jeff podszedł do mnie i mocno mnie przytulił,  a ja nadal płacząc przytuliłam jego.

Hej!
Dziś  1137 słów. Biedna Rose... Czy tylko mi szkoda Mick 'a?
Do następnego!
gabi12959

Rose The Huntress {Zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz