Obudziłam się w pokoju Jeffa. Leżałam na jego łóżku, a on i Liu spali na kocach rozłożonych na podłodze. Miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. W końcu... to bie był mój dom. Jeszcze przed zaśnięciem kłóciłam się z nimi kto będzie spał na łóżku. Skończyło się na tym, że Jeff wziął mnie na ręce i położył na łóżku grożąc, że jak dalej będę się kłócić to mnie do niego przywiąże. Wstałam z kłuciem w zranionyn boku i wzięłam ubrania z torby. Przebrałam się i poszłam do kuchni. Chciałam zrobić im śniadanie, żeby mogli zaspokoić głód od razu po przebudzeniu, ale ktoś mnie uprzedził. Jeff ubrany w biały, poplamiony fartuch właśnie nakładał grzanki na talerze. Był to dość zabawny widok. Chłopak ubrany w krótkie spodenki i fartuszek, krzątający się po kuchni. Słodkie. Oparłam się o ramę drzwi.
- Chciałam zrobić śniadanie, ale jak widzę ktoś już ukradł mi zajęcie.
- Rose! Nie słyszałem jak weszłaś. - p odskoczył przestraszony.
- Ładny fartuch. - uśmiechnęłam się pod nosem.
- Eh...- jęknął i spłonął rumieńcem szybko ściągając fartuch i wpychając go do szafki. Zachichotałam i podeszłam do niego biorąc brudne ubranie.
- Nie lepiej go wyprać zamiast wpychać na siłę do szafki?
- Może i tak, ale ja nie mam pralki...
- A ręcznie?
- Nie potrafię ręcznie prać...
- To jak to się dzieje, że masz czyste ubrania?
- Nie sądzę, żeby były czyste. Poza tym... mam yyy... kolegę? Chyba tak mogę go nazwać... mam nadzieję, że się na mnie nie obrazi i to on zazwyczaj pierze mi brudne bety.
- Nie przedstawiasz mi go?
- On nie jest... - przerwał, bo do pomieszczenia wszedł zaspany Liu.
- O! Śniadanie! Dzięki Rose. - z usmiechem usiadł przy stole pałaszując pierwszą grzankę.
- Z tym nie do mnie.
- Tylko mi nie mów, że Jeff gotował?! - wybuchnął śmiechem. Szkoda, że tylko on.
- Ej! Nie rób sobie jaj!
- Nie robię. Mógłbyś go czasem docenić. - Liu przełknął kawałek grzanki i pokornie przeprosił Jeffa.
Po śniadaniu rozpoczęła się kłótnia o mycie naczyń. Liu się do niej nie mieszał tylko poszedł do pokoju. Jeff za to twierdził, że muszę się oszczędzać, bo jestem ranna, ale on nie może przecież robić wszystkiego sam!W końcu się poddałam. Jak on się uprze to nic nie zaradzisz.
- Dobra, ale jutro zmiana! Ja gotuję i sprzątam.
- Możesz pomarzyć! Gospodarzowi będziesz rozkazywać?!
- A jak! Po przecież to oczywiste! - zaśmiałam się i uderzyłam go łokciem w bok.
- Uważaj, bo mi krzywdę zrobisz!
- Ok, panie delikatny. - zaśmialiśmy się i poszłam do pokoju. Liu nie było w środku. Dziwne. Przecież tu szedł. Jego broń zniknęła. W dodatku mały plecaczek, który miał ze sobą również zniknął. Zaczęłam się niepokoić. Umówiliśmy się dzień wcześniej, że będziemy sobie mówić jeśli będziemy mieć zamiar gdzieś wyjść. Pobiegłam do kuchni. Jeff właśnie z niej wychodził, więc na niego wpadłam. Zachwialiśmy się, ale na szczęście nie doszło do upadku. Syknęłam z bólu, gdy mój zraniony bok uderzył o Jeffa.
- Co się stało? Boli? - wskazał ba ranę. Pokręciłam głową.
- Na pew...
- Na pewno! - przerwałam mu. - Liu zniknął!
- Jak to zniknął? Może poszedł na łowy?
- Ale miał przecież mówić kiedy gdzieś wychodzi!
- Może zapomniał? Nie martw się. Ja chyba wiem gdzie poszedł.
- Gdzie?
- Tajemnica. - skinęłam głową.
- Przepraszam za to, że na ciebie wpadłam. - zarumieniłam się.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się. - Wygląda na to, że na mnie lecisz. - dziarskim krokiem ruszył w stronę łazienki. Stałam w osłupieniu i dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział. Teraz już cała spłonęłam burakiem i popędziłam ja nim skacząc mu na plecy.
- To nie prawda! - zaśmiałam się.
- Prawda, prawda. - łobuzersko się uśmiechał. - Poza tym... znów na mnie poleciałaś.
- C-co? Nie! - zmieszałam się.
- Tak. - postawił mnie ostrożnie na ziemi.
- Trzeba zmienić opatrunek.
- Oh, daj spokój! Nie trzeba zmieniać go codziennie!
- Trzeba. Marsz do pokoju. Zaraz przyniosę ci bandaże.
- Mówisz jak stara Grace z ulicy, na której mieszkaliśmy!
- Nie porównuj mnie do niej! Ja nie gonię ludzi z grabiami po wsi!
- Ale z nożem tak! - znów się roześmialiśmy. Dawne czasy to jednak było coś.
Poszłam do pokoju, a Jeff po chwili przyniósł mi bandaże. Gdy wyszedł szybko się opatrzyłam i poszłam do kuchni, ale go nie zastałam. Wyszłam przed drzwi domu. Siedział na ziemi i coś robił. Gdy podeszłam ujrzałam błyszczący nóż, który ostrzył.
- Ładny. Ostrzysz je codziennie?
- Nie, ale dosyć często. Lepiej wracajmy do środka. Jestem jakiś zmęczony.
Wróciliśmy do domu. Jeff położył się ba łóżku w pokoju i zasnął. Tak niewinnie wyglądał, gdy spał. Tylko co z Liu? Nie było go już od dłuższego czasu. Postanowiłam go poszukać. W końcu się o niego martwiłam. A jeśli go złapali? Nie, to nie wchodziło w grę. Tak nie można było nawet myśleć. Wyszłam na zewnątrz z zamiarem rozglądnięcia się za przyjacielem. Ruszyłam powoli przed siebie, rozglądając się na wszystkie strony i nasłuchując. Zafascynowana otaczającą mnie przyrodą i tym, że jestem nareszcie wolna szybko straciłam poczucie czasu. Zaczynało zmierzchać. Doszłam na wielką polanę pełną stokrotek i drobnych kwiatów, o których istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Stanęłam jak zaczarowana i wpatrywałam się w staw na środku polany. Lilie wodne tworzyły piękne ozdoby na wodzie. Usiadłam na ziemi i słuchałam grających świerszczy i patrzyłam na latające wokół mnie świetliki.
- Pięknie tu. Prawda? - Jeff usiadł obok mnie
- Mhm. - mruknęłam bojąc się, że mówiąc więcej zakłócę piękno tej chwili.
- Gdy zabiłem moją rodzinę często przychodziłem tu pomyśleć, popłakać, poużalać się nad sobą... . Byłem bardzo samotny. Bardzo żałowałem tego co zrobiłem, ale czasu już nie da się cofnąć. - westchnął cicho, z rezygnacją.
- Przykro mi. - to brzmiało tak banalnie. Objęłam go ramieniem pokazując, że może na mnie liczyć. Uśmiechnął się lekko, wyszeptał ciche dziękuję i wstał.
- Idziesz? Już ciemno.
Wstałam i wróciliśmy do domu. Liu już spał.
- Gdzie był? - spytałam. Jeff tylko wyciągnął z plecaka brata jakiś album i mi go podał. Gdy go otworzyłam i mało się nie popłakałam. Nasze zdjęcia. Czasy wolności i beztroski. Nasze najlepsze czasy. Jeff dał mi też do ręki jakiś wisiorek. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
- Zgubilam go jakieś cztery lata temu!
Wisiorek kiedyś do mnie należał. Dostałam go od braci Woods, gdy miałam dziesięć lat. Na dowód naszej przyjaźni. Przytuliłam Jeffa i ścisnęłam dłoń śpiącego Liu. Ubrałam naszyjnik i dokładnie go obejrzałam. Jeszcze długo po tym nie mogłam zasnąć i gadałam z Jeffem o naszym wspólnym dzieciństwie.Hey,hey,hey!
Dziś 1021 słów! ^^ Zapraszam di komentowania i głosowania ⭐! Do następnego! ^^
gabi12959
![](https://img.wattpad.com/cover/66782688-288-k43525.jpg)
CZYTASZ
Rose The Huntress {Zakończone}
HororRose Dextor jest zwyczajną siedemnastolatką...a może jednak nie? Życie ciężko ją rani. W desperacji i ciągłej ucieczce przyjeżdża do miasteczka, do którego cztery lata wcześniej wprowadził się jej przyjaciel. Od pewnego czasu nie miała z nim kontakt...