Chapter 8. Match

1K 111 13
                                    

Nigdy nie zdażyło mi się, być tak zestresowanym  moimi meczami. Nigdy, przenigdy. Jednak tym razm nie chodzi o mnie, nie chodzi o moją przyszłość. Chodzi o Aomine. To co dzisiaj zrobię, jak dziś zagram wpłynie na niego, nie na mnie i ta odpowiedzialność trochę mnie przytłacza. Zwłaszcza, że on doskonale zadbał o to, by moja przyszłość była bezpieczna. Fashion Week wypadł cudownie i, jak twierdzi wiele stron plotkarskich, a nawet mój własny fanpage, zapewnił mi wiele nowych kontraktów. 

I nawet uczył się na egzaminy. Musiał się uczyć, bo gdy dzisiaj wywieszono tablicę wyników egzaminacyjnych moje nazwisko znajdowało się zaledwie dwa miejsa pod nazwiskiem Aomine. Powiedzenie, że przeżyłem szok, byłoby okropnym niedomówieniem.

Dlatego teraz siedzę na ławce w szatni zaciskając pieści i modląc się o to, by poszło mi tak dobrze jak poszłoby jemu, gdyby to on dzisiaj grał. Z rozmyslań wyrywa mnie śmiech i zarzucona na moje ramiona ręka

-Aomine! Nigdy nie widziałem Cię tak skupionego - mówi Imayoshi z tym swoim wiecnzym uśmiechem przyklejonym do twarzy - Dziś twój wielki dzień, co?

-Taa - mówię, jakby przez zaciśnięte zęby -  muszę zaimponować temu łowcy talentów

Ponownie słyszę śmiech, gdy Shoichi poklepuje mnie po ramieniu

- Masz wprawę po tych wszystkich meczach gdy popisywałeś się, by zaimponować Kise, poradzisz sobie

Gdy Aomine, próbował zaimponować mi?

-W ogóle jak mają się sprawy między wami? Ostatnio nie wyglądało to zbyt dobrze, cholera stary mam nadzieje, że nie pokłóciliście się przez nasze głupie gadanie. - dorzuca Wakamatsu, a ja czuje jak przechodzi mnie dreszcz. -  Cholera wiemy, że ten dzieciak jest dla Ciebie wazny, po prostu nadal trudno nam uwierzyć, ze wielki kobeciaż Aomine Daiki jest w stałym związku w dodatku z chłopakiem

Głupie gadanie. Więc chcieli się z nim podroczyć. A ja zrobiłem z tego aferę. Świetnie Wakamatsu, wiesz jak dobić człowieka przed najważniejszym meczem jego życia.

Nie dają mi jednak szansy poużalać się nad sobą, bo po chwili wychodzimy na boisko. I nie wiem nawet kim sa nasi przeciwnicy. Ani co dzieje się na widowni. Nie obchodza mnie wszelkie zdjęcia jakie są robione ani żadne próby odebrania mi piłki.

W tej chwili liczy się tylko męzczyzna siedzacy z trenerem, będący łowcą talentów. Fakt, że Formless shot Aominecchiego stał się dla mnie drugą naturą i zdobywanie punktów jescze nigdy nie przychodziło mi z taką łatwością.

Oraz to, że on tam jest. Tam na ławce razem z rezerwowymi mojej drużyny siedzi Aomine, którego posadził tam Imayoshi, który nazwał to niespodzianką dla mnie.

Nie zauważam nawet kiedy mija przerwa. Kiedy zmieniają się poszczególni zawodnicy w mojej i przeciwnej drużynie. Rzeczą która budzi mnie z transu jest dźwięk oznajmiający zakończenie meczu. 

I wiem, że poszło mi dobrze, że ten amerykański łowca talentów byłby idiotą, gdyby Aomine nie dostał stypendium. I wiem też, że siedzi tam. Zarazem uśmiechnięty i jakby speszony. I gdy podbiegam do niego wstaje i patrzy na mnie.

Oplatam swoje ręce wokół jego, nie, mojej talii i nachylam sie

- Kise co ty... - Zaczyna ale nie daje mu dokończyć. 

-Biore moją nagrodę - rzucam i całuje go zamykając przy tym oczy, by uniknąć dziwnego uczucia, które pojawia się wraz ze świadomością, że całujesz samego siebie.

I gdy otwieram oczy twarz, na ktorą patrzę nie ma jasnej karnacji, włosy w które wplatam palce nie są blond, a para ciepłych muskularnych ramion oplata moją talię.

-Aominecchi - szepczę i wtulam się w jego ramię

I czuję sie przytulnie. Czuję się bezpiecznie. Czuję, że właśnie tak powinno być.

________________________________________________________________

Nie wiem kiedy ostatni raz byłam tak bardzo zawiedziona samą sobą. Serio. Jestem bardzo niezadowolona z tej historii, ale obawiam się, że nie dam rady napisać jej lepiej. Z powodu długiej przerwy jaka w którymś momencie (koło 3 rozdziału) nastąpiła między rozdziałami kompletnie straciłam "połączenie" z tą historią i obawiam się, ze nie umiem się już w nią wczuć. Nie umialam jednak zostawić jej takiej porzuconej i niedokończonej a więc o to jes. Dostarczam wam zakończenie. SZCZĘŚLIWE. choć to bardzo nie w mpim stylu.

Mam nadzieję, że Learning To Let Go zrekompensuje wam totalną klapę jaką jest ta opowieść bo tamta chciałabym pisac w miarę regularnie, by nie ryzykowac takiej przerwy jaka pojawiła się tutaj i "wytrąciła mnie z rytmu" tak czysiak mam nadzieję, że nie zawiodłam was (aż tak bardzo ) i do zobaczenia następnym razem

Miłego dnia/nocy!

P.S. ostatnia klasa LO jest do dupy 0/10 nie polecam

Just A BodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz