Rozdział 27

2.9K 110 11
                                    

Rezydencja Lorenza Romero, 13 lipca 2010

Erica w końcu się obudziła, kiedy słońce był już wysoko na niebie. Poprzednia, a dokładnie dzisiejsza noc była dla niej bardzo męcząca. Było już dobrze po drugiej, kiedy razem z Carlosem wyszli z podziemi. Musieli odczekać, kiedy Manuel stamtąd zniknie, aby potem spokojnie i niezauważenie stamtąd wyjść. Do domu wróciła tą samą drogą, którą wyszła, czyli przez okno, wspinając się po linie. A jak Carlos? Nie miała pojęcia. Zostawił ją w miejscu, w którym zwisała lina, a potem zniknął jak duch. Nie odezwali się do siebie ani słowa przez całą drogę z kryjówki Lorenza do domu, ale dziewczyna wiedziała, że czeka ich poważna rozmowa. Obiecał jej to. Nie wiedziała, kiedy to nastąpi, nic jej na razie o tym nie wspomniał.

Zwlokła się z łóżka i postanowiła wziąć zimny prysznic. Miała nadzieję, że woda zdoła uspokoić jej skołatane nerwy. Tyle myśli przelatywało przez jej głowę. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak niebezpiecznym człowiekiem jest Lorenzo Romero i ta cała jego organizacja. Wciąż brzmiały w jej uszach krzyki dziewczyny i świst bicza. Co robił jej ten bydlak?, myślała o Manuelu. Nie wiedziała czy ją gwałcił, czy jeszcze coś gorszego, żeby zmusić do uległości. Przez jej ciało przebiegł zimny dreszcz, ale nie był spowodowany przez strumień zimnej wody spływający po jej nagim ciele, ale przez myślenie o tym mężczyźnie.

Przecież on ma mnie na oku, podobam mu się. Wiele razy widziałam jak na mnie patrzy.

Na samą myśl o tym, że miałaby teraz stanąć z nim twarzą w twarz, aż się wzdrygnęła. Czuła jak po jej ciele biegnie stado mrówek. Intuicja jej nie zawiodła. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że ten facet jest niebezpieczny i wstrętny jak wąż. Zwykły bydlak! Niczym się nie różnił od tych wszystkich zwyrodnialców stojących w ciemnych zaułkach miasta i polujących na samotne kobiety. Wyróżniało go tylko eleganckie ubranie, ale to był taki sam typ spod ciemnej gwiazdy.

Wyszła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem. Na rękach miała gęsią skórkę, powstała na skutek ponurych myśli o tym co mogło ją spotkać w podziemiach rezydencji. Zawsze uważała się za silną, bo życie ją tego nauczyło i nie miała innego wyjścia, ale w nocy okazała słabość. Wpadła w panikę. Nie wiedziała co by było gdyby nie Carlos. Na pewno ten bydlak Manuel mógłby ją tam odkryć, a potem... Nawet nie chciała o tym myśleć. Nie skończyłoby to się dla niej dobrze.

Na jej ustach wykwitł uśmiech, gdy się ubierała. Można było powiedzieć, że Carlos był jak książę wybawiając ją z opresji. Jego obecność uspokajała ją i dawała ukojenie. Wiedziała, że teraz będzie bardzo ciężko, a nawet niemożliwe o nim zapomnieć. Nie po tym jak się całowali. Dotknęła palcami swoich ust przypominając sobie pocałunek. Był taki delikatny i czuły. Całowała się wiele razy ale nigdy nie czuła się tak dobrze jak w objęciach Carlosa. Nigdy nie zdarzyło jej się tak stracić głowę dla jakiegoś faceta. Przy innych nic nie czuła. Była to taka zwyczajna czynność, jak co najmniej picie herbaty. Ale to zmieniło się odkąd poznała Carlosa. Wprowadził w jej myśli i serce zamęt. Wielokrotnie obiecywała sobie, że się opamięta i weźmie się w garść. Miała do wykonania misję i nic innego nie powinno rozpraszać jej uwagi, a na pewno nie taki pociągający i niesamowicie seksowny mężczyzna jakim był Carlos. Zrozumiała, że to będzie niewykonalne o nim zapomnieć. Nie wtedy kiedy będzie tak blisko niej. Ten pocałunek pokrzyżował jej plany na zawsze. Na dodatek mamy wspólny cel: wsadzić Lorenza za kratki. Carlos nie był do końca tym, za kogo chciał uchodzić. Miał jej to wkrótce wyjaśnić.

Córka MafiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz