PROLOG

3K 129 32
                                    


Tony pov.

Siedzę sobie w kuchni jak cywilizowany człowiek popijając kawę kiedy nagle weszła do mnie Natasha w swoim kombinezonie do walki i zaczęła mówić:

- Stark mamy nową misję, musimy...- nie dałem jej skończyć i sam zacząłem mówić upijając łyk mocnej kawy. Tak to jest kiedy nie śpisz po nocach wymyślając nowe ulepszenia do zbroi Iron Mana.

-Ale dziś jest sobota...-Zacząłem marudzić ale tym razem to ona mi przerwała:

-Skończ. Chyba po to zostałeś super bohaterem czyż nie?- zapytała lekko się uśmiechając.

-No dobra co mamy tym razem?-zapytałem zaspanym głosem. Boże ta kawa straciła swoje działanie. Natasha przeszła do konkretów.

-Nasza ekipa wypróbowała nowy skaner dalekiego zasięgu i coś wykrył. Mianowicie jakiś kompleks badawczy, prawdopodobnie należący do Hydry.Nie mamy pewności że ktoś tam jest ale Steve twierdzi że należy to sprawdzić.- Skończyła mówić. Od razu wyczaiłem że Kapitan ma pewnie nadzieję na to że znajdzie tam swojego kumpla Bucky'ego sprzed jakichś stu lat.

-Chodzi mu o Bucki'ego, prawda?-Zapytałem mając nadzieję na odpowiedzi. Heh Kapcio ma fioła na punkcie swojego BFF.

-Niewiadomo, ale coś czuję że o to chodzi.-Odpowiedziała Nat.

-To nie jesteś sama.-Usłyszałem głos za sobą.Wanda nasza mała czarodziejka. Albo wiedźma, to już zależy od jej nastroju. Mimo tego co się pomiędzy nami działo wcześniej lubię tą młodą. Hehe taki ze mnie romantyk.

-Wanda nie strasz ludzi chcesz żebym na zawał zszedł?-Zapytałem z grymasem na twarzy.

-Od jak dawna tu siedzisz?-Zapytała Nat równierz nieco zaskoczona tym że ona tu jest. Zaskoczyła Natashę?? Nie no nie wierzę!

-Wystarczająco długo aby usłyszeć waszą rozmowę.-Czyli długo.W tym momencie do salonu wszedł Steve.

-Stark nakładaj zbroję ruszamy za chwilę na Kamczatkę.-Powiedział Kapitan.

- O to zmarzniemy, a poza tym ona nie jedzie?- Zapytałem wskazując na Wandę, która zajadała swój ulubiony jogurcik czekoladowy.

-Tym razem nie jedziemy wszyscy. Wanda, Sam i Rhodes zostaną w bazie. Ty, ja, Natasha i Clint jedziemy a Thor jest w Asgardzie. Ponoć jego ojciec coś chciał.-Odpowiedział Steve.

-No cóż jak trzeba to trzeba. To ja lecę.-Powiedziałem do reszty.

-Kiedy wrócicie?- Zapytała Wanda wyrzucając opakowanie po jogurcie.

-To zależy.- Odpowiedział Steve bawiąc się swoją tarczą.

-On chce przez to powiedzieć że zależy to od tego co tam spotkamy i czy to nas nie zabije.- Sprostowałem z uśmiechem na twarzy.

-Tony...- Zaczęła Natasha ale przerwał jej Kapitanek:

-Wystarczy. Rozejść się, zaraz odlatujemy.-Zakończył Steve.Czyli następny punkt Kamczatka.

Thor pov.

Właśnie wchodzę do ogromnej sali tronowej Asgardu zapytać się co chce ojciec, czyli Odyn bóg wojny. Obecnie siedział na tronie w ciszy mi się przyglądając. Ależ to krępujące.

-Ojcze-powiedziałem do starca kłaniając się przed tronem- wzywałeś mnie?

-Tak...Chyba będę miał do ciebie prośbę.-Powiedział Odyn. Chce mnie poprosić o pomoc?

-A zatem słucham ojcze-przyglądał mi się jeszcze przez chwilę tym swoim przeszywającym spojrzeniem.

-Wyjdźcie- Powiedział do straży i służby znajdującej się w pomieszczeniu. O co może mu chodzić. O Jane? Myślałem że zaakceptował moją decyzję o tym że zamieszkam z nią na Midgardzie.- Jak wiesz kiedy ty zamieszkasz na Midgardzie, Asgard pozostanie bez króla. Chciałbym abyś namówił swoich przyjaciół na tej planecie- tutaj mówił z lekkim niesmakiem- aby przyjęli Lokiego do swojej armii. Jak ona się nazywała? Avengers?- Zamurowało mnie. Po tym wszystkim? Ojciec mu jeszcze ufa? Znowu będzie chciał przejąć władzę nad światem. A co na to matka?

-Wybacz ojcze ale jesteś tego pewien?-Zapytałem zaskoczony.

-Myślę że Loki byłby równie dobrym władcą co ty. I kocham go nie mniej niż ciebie.Nawet mimo tego co robił.- Staruszek znowu mnie zaskoczył.

-Avengersi się nie zgodzą. Nawet jeśli dadzą mu szansę to on nie będzie chciał. Ale pomyśl czy wpuszczenie go z powrotem na Midgard jest dobrym pomysłem.- Zakończyłem wypowiedź ale mina ojca była nie zmieniona. Czyli go nie przekonam.

-Ale zapytaj się ich. To rozkaz króla.-Tak nie ma to jak wypomnieć komuś że jest się władcą. Nie ma to jak stara, dobra taktyka. Postanowiłem ustąpić.

-Zrobię jak każesz ojcze.- zakończyłem konwersację.

Ukłoniłem się, odwróciłem się i zacząłem odchodzić od tronu. Kiedy wyszedłem z sali zapytałem się służki gdzie jest moja matka, odpowiedziała że w ogrodzie i tam podążyłem. Ona zaś stwierdziła, że to dobry pomysł. Ciekawe co powiedzą Avengersi, co z kolei oznacza że będę musiał wrócić na Ziemię.

Wonderful Hope (Loki ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz