Dwa tygodnie przed świętami, odwiedzili mnie rodzice. Nasza rozmowa była już utartym schematem. Namawiali mnie na chemioterapię, odmawiałem, mama mówiła, że mnie kochają, a ojciec się mi przyglądał. Jednak wtedy, dodali coś świeżego, spytali, czy chcę wyjść na święta. Odmówiłem. Teoretycznie mogłem siedzieć w domu, ale nie chciałem widzieć tej chorej obojętności. Może i miałem wszystko czego chciałem, miałem markowe ubrania i sprzęty, ale nie miałem miłości, której wtedy tak potrzebowałem. W trakcie naszej rozmowy przyszła pielęgniarka. Weszła z uśmiechem i spojrzała na mnie.
– Przyszłam zmienić wenflon. – podeszła do mnie i wyjęła mi starą igłę, wrzuciła ją do czerwonego pojemniczka, który miała ze sobą. Odkaziła mi skórę i wbiła igłę w żyłę. Po chwili było po wszystkim. Kiedy pielęgniarka wyszła, rodzice posiedzili jeszcze z pietnaście minut i wyszli. Westchnęłem cicho i sięgnęłem po gitarę, zaczełem grać. Powoli zatracałem się w melodi, która mnie uspakajała. W głowie zaczęłem obliczenia. Od tamtego dnia mijały trzy tygodnie, od kiedy wyszła z izolatki. Położyłem gitarę pod łóżko i wyszłem z sali. Bez celu zaczęłem chodzić po korytarzach, Mimo, że tamtego dnia nie czułem się najlepiej i trochę kręciło mi się w głowie, to nie chciałem się położyć i odpocząć, tak jak zrobiłby, to normalny człowiek. Poszedłem do pokoju pielęgniarek, ustałem w drzwiach i spojrzałem na nie.
– Mogę pójść do sklepiku? – spytałem z uśmiechem. Dla nich wystarczył uśmiech i zgadzały się prawie na wszystko.
– Tak, ale wróć za niedługo. – powiedziała jedna z nich.
– Dziękuję. – odpowiedziałem i poszedłem do swojej sali po pieniądze, które wzięłem w dłoń. Znów zakręciło się mi w głowie i przytrzymałem się łóżka. Wzięłem głęboki oddech i wyszedłem z sali, a potem wyszedłem z oddziału. Przez szklaną szybę zajrzałem na oddział, w którym przebywała Alicja. Niestety, ale jej nie było widać. Zaczęłem schodzić po schodach, obok była winda, ale nie lubiałem małych, zamkniętych pomieszczeń. Schodziłem na dół, czułem w gardle drapanie i pieczenie. Pomyślałem, że kupię jakieś picie i talarki. Znów zakręciło mi się w głowie, ale teraz o wiele mocniej. Złapałem się balustrady, odczekałem chwilę i szedłem dalej. Byłem na parterze i zostało mi jeszcze z 4 schodki do przejścia. Poczułem jak siły opuszczają moje ciało, krew odpływa mi z twarzy i straciłem przytomność. Pieniądze upadły z brzękiem na schodki, a ja spadłem na twarz, pod którą miałem dwa gorsze. Alicja osiągnęła swój cel – byłem grajkiem za dwa grosze.
HEJ. Nie było mnie, ale szkoła. Powracam, akcja trochę się rozkręciła i przepisałam rozdział, jestem dumna.
Pozdrawiam!
CZYTASZ
Ukojenie dla Duszy.
RomanceSzpital to paskudne miejsce. Pełne bólu, lęku i rozpaczy. Jedyne co sprawiało mi radość to muzyka. Kochałem muzykę. Tak, muzyka to moja żona, a gitara to kochanka. Nie wiedziałem jednego. Tego, że poznam dziewczynę, którą nauczy mnie innej radości...