c; calmness
- Po terapii mam umówione spotkanie - mówi, patrząc prosto w oczy terapeutki. - Z Lukiem.
Pani Duckett unosi zaskoczona jedną brew. Lakier na jej paznokciach jest nienaruszony. To była spokojna rozmowa. - Doprawdy?
Ashton kiwa głową i przeczesuje palcami opadające mu na czoło włosy. Harmonijka ucichła, gdy po raz pierwszy wziął przepisane mu tabletki. To było jak czołowe zderzenie z ciężarówką. Jedno wielki bum! i wszystko ucichło. Ashton codziennie zdaje doktor Duckett relacje na żywo z swojej głowy. Mówi jej praktycznie wszystko, pomijając jedynie malutki szczegół.
Boi się przyznać do tego, że wcale mu się to nie podoba. Zbyt długo żył z orkiestrą w głowie, by teraz zaakceptować ciszę i spokój. Czuje się wyprany z emocji. Czuje się okradziony z tego, czym był, z czego się składał.
- Spodziewałem się tego, że nawet ode mnie nie odbierze - wyznaje, dłonią przecierając twarz. - Odebrał po pierwszym sygnale.
Pani Duckett wzdycha. - Widzisz, to chyba pokazuje, jak wielkim szczęściarzem jesteś. Trafiłeś na wspaniałą osobę. Uwierz mi, złotko, wiem o czym mówię. Jestem po czterech rozwodach. - Kobieta uśmiecha się smutno. Ashton zjeżdża wzrokiem na jej dłonie. Rzeczywiście, na palcu serdecznym brakuje obrączki. To zaskakujące, że mimo ciągłego obserwowania jej dłoni, wcześniej tego nie zauważył. - Co zamierzasz mu powiedzieć?
Chłopak wzrusza ramionami, przenosząc wzrok na swoje kolana. Skubie lekko skórki przy swoich paznokciach. - Jeszcze nie wiem - odpowiada szczerze. - Chyba go przeproszę. Nie wiem, naprawdę. Jeszcze nad tym nie myślałem. Po prostu chciałem go zobaczyć. A pani co o tym myśli? Co według pani powinienem mu powiedzieć?
- Dziubku, - zaczyna - przeprosiny w tym przypadku nie wystarczą. Masz szczęście, że ten chłopak ma w sobie tyle dobra i cierpliwości, że zgodził się z tobą spotkać. Wykorzystałeś go. - Zatrzymuje się, gdy widzi wyraz twarzy chłopaka. Jeszcze nie przyjął do siebie tego, że naprawdę to zrobił. Pani Duckett notuje sobie w głowie, by na następnym spotkaniu rozwiązać również jakoś i ten problem. - Mam wrażenie, że traktujesz Luke'a czasem jak swoje tło. Widzę twoje życie w formacie dreszczowca, w którym Luke jest tylko podporą, ciągle stojącą za tobą. Jeśli spotykasz w swoim życiu osobę, która chce wyrzec się światła i zmarnować swoje życie w twoim cieniu tylko po to, by upewnić się, że nie upadniesz, to musisz dbać o nią jak o skarb. Nie wszyscy mają takie osoby w swoim życiu. Często spotykamy ludzi, którzy chcą cię przysłonić. Chcą mieć na sobie wszystkie światła reflektorów. Czy chcesz być taką osobą, pączusiu?
Ashton nie odpowiada. W pokoju jest cicho. Brakuje mu jego harmonijki. Brakuje mu głosików. Cisza nie jest dobrym powiernikiem myśli.
Kobieta ponownie wzdycha i opiera swoją głowę na pięści. - Na twoim miejscu powiedziałabym mu prawdę. Powiedziałabym mu to, co czuję. Bez względu na to, czy to go zrani czy nie. Ten chłopak zasługuje na prawdę - mówi stanowczo. Ashton tylko przytakuje. - Idź już, złotko. I nie zmarnuj swojej szansy. Widzimy się w poniedziałek.
Irwin kiwa głową i podnosi się z miejsca. Bez słowa kieruje się w stronę drzwi. Po chwili odwraca się jeszcze raz w stronę kobiety i posyła jej wymuszony uśmiech. Mimo fatalnego samopoczucia stara się nie krzywdzić już ludzi. Nie chce ich krzywdzić.
- Dziękuję - mówi cicho, jednak na tyle głośno, by kobieta to usłyszała. Ta tylko odwzajemnia uśmiech. - Do widzenia.
Wychodząc z gabinetu, Ashton od razu spotyka się z zatroskanym spojrzeniem swojego ojca, który szybko podnosi się z swojego miejsca i odkłada na stolik czasopismo. Martwi się nawet wtedy, gdy nie musi. Ashton stara się nie irytować.
Gdy w końcu wsiadają do lśniącego volvo, Matt od razu odpala silnik i kieruje się w stronę parku na rogu Mallen Pool i New Berg. Tam Ashton umówił się z Lukiem.
Ciepłe powietrze od razu chucha w ich twarze, a z radia zaczynają lecieć najpopularniejsze utwory danego miesiąca. Gdzieś między Stressed Out a Cold Water Ashtona zaczyna dopadać lęk. Boi się tego spotkania, bo dzięki lekom udało mu się dojść do tego, że tak naprawdę siebie nie zna. Nie wie, na co go stać.
I wtedy auto się zatrzymuje. Stoją tuż pod parkiem. Ashton patrzy się z przerażeniem na ojca, który uśmiecha się do niego ciepło i łapie jego dłoń w swoją.
- Nie martw się. Będzie dobrze – mówi. Przez spokój w jego głosie Ashtonowi udaje się wziąć głęboki oddech i na chwilę opanować drżenie rąk. – Powodzenia.
Chłopak odwraca wzrok w stronę parku. Odlicza w głowie do dziesięciu i odpycha od siebie negatywne myśli. Musi to zrobić. Odpina swój pas i posyłając swojemu ojcu przestraszone spojrzenie, wychodzi z auta bez słowa pożegnania.
Jest jesień. Złote i czerwone liście ozdabiają korony drzew, natomiast te brzydsze, rudawe i brązowe, leżą już na ziemi i szeleszczą pod butami Ashtona. Gdzieś w tym bałaganie kolorów stoi samotna ławeczką wykonana z cienkich deseczek i ciemnej ramy. To właśnie na niej siada Ashton i czeka.
Oczekiwanie na blondyna wydaje się trwać godzinę. Ashton powoli traci nadzieję na to, że Luke w ogóle się tu pojawi. Zgarnia swoją twarz w dłonie i próbuję przekrzyczeć w swojej głowie myśli. Harmonijka poradziłaby sobie z nimi bez trudu.
Gdy ma już sięgać po telefon i dzwonić po swojego ojca, by ten go odebrał, do jego uszu dochodzi szuranie liści o buty. Już po chwili ktoś przy nim siada. Gdy unosi głowę i przenosi wzrok na osobę siedzącą przy nim, jego wnętrzności koziołkują.
Luke siedzi z wyciągniętymi przed siebie nogami i patrzy z spokojem wymalowanym na twarzy przed siebie. Pod jego oczami widać cienie i rysy. Jest zmęczony, ale nie smutny. Wygląda jak ktoś, kto na coś czekał. Długo czekał.
Ashton bierze drżący oddech. Nagle zapomina wszystkie regułki, które wcześniej ułożył sobie w głowie. – Przepraszam. – Tylko tyle udaje mu się z siebie wydusić. – Nie powinienem...
Luke potrząsa głową i przenosi na niego swoje spojrzenie. – Nie powinieneś.
Ashton ugina się pod jego spojrzeniem i zaczyna się trząść. Zaciska mocno szczękę. – Przepraszam, przepraszam, przepraszam – mamrocze. – Tak bardzo cię przepraszam. Przez to co ci zrobiłem, nienawidzę siebie jeszcze bardziej – wyznaje i rozluźnia się, gdy Luke łapie jego dłoń w swoją i splata ze sobą ich palce. Jego ciało się relaksuje.
Luke głaszcze palcem grzbiet jego dłoni i nic nie mówiąc, zamyka oczy.
Ashton uśmiecha się lekko widząc spokój na twarzy Hemmingsa. Nagle wszystko wydaje się być właśnie takie – spokojne. Ashton również zamyka oczy i kładzie swoją głowę na ramieniu blondyna, który opiera na jej czubku swoją brodę. W takiej pozycji oboje zapominają o całym Bożym świecie i wsłuchują się w szelest liści.
Prawie zapomniał o tym, jak bardzo Luke kochał patrzeć na wszystko przez zamknięte oczy i jak bardzo lubował odgłos ciszy. Dobrze jest mieć to wszystko z powrotem przy sobie.
CZYTASZ
my father's sins
Fanfictiono chłopaku, który nienawidził swojego ojca. [ l a s h t o n ] © robert-lucas; 2016