e; emptiness
Mija miesiąc od rozpoczęcia terapii. Leki i rozmowy przeprowadzane z wszystkimi o wszystkim podobno pomagają mu dojść do momentu, w którym Ashton odważy się na głos przyznać do tego, kim tak naprawdę jest. Pani Duckett mówi nawet, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, Ashton da radę dojść do tego, by określić swoją seksualność. Mówi o tym tak, jakby osiągnęła coś, za co powinna dostać Nobla.
Wszyscy zakładali, że po tym co przeszli, wszystko zmierza w dobrą stronę. Matt i Dallon dalej żyli szczęśliwi w swojej wzajemnej miłości, troszcząc się o siebie i dbając przy tym o Ashtona, z którego praktycznie nie spuszczali oka. Luke nadal patrzył na świat przez zamknięte oczy i choć nie przyznawał się do tego na głos, zagryzał uśmiech za każdym razem, gdy Ashton odważył się złapać go za rękę w miejscu publicznym.
I w końcu on.
Podczas gdy wszystko powinno i miało być dobrze, on znów wszystko niszczył. Czasem, nieważne jak bardzo wszyscy by się starali, jedna osoba niezwykle utrudza całą drogę do szczęścia. Czuje się jak oścień wbity w osoby, które kocha. Posiadanie go przy swoim boku jest ciężką torturą.
Ashton myśli o tym podczas niedzielnego obiadu w domu Irwinów. Matt, Dallon, Luke i on siedzą po każdej stronie stołu, wszystko jest ładnie podane i pachnie pięknie; zasługa jego ojca. Scena jak z obrazka. Obrazka z małym defektem, pękniętą szybką, ryską na papierze – Ashtonem. W pokoju jest głośno. Dallon opowiada o tym, co przydarzyło mu się niedawno w pracy. Matt uśmiecha się bez ustanku, nieustępliwie wpatrując się w swojego męża. Luke'a słucha uważnie i przytakuje głową. Są w innym świecie. Ich świat jest zdecydowanie o wiele bardziej kolorowy.
W świecie Ashtona panuje od pewnego czasu nieustanna cisza. Ma wrażenie, że znajduje się w próżni. Wszystko co widzi, słyszy i czuje jest mętne. Czuje, że pogrążą go pustka. Wszystko zaczęło się w momencie, w którym Ashton teoretycznie zaczął kierować się w tym dobrym kierunku. Głosy w jego głowie się wyciszyły, obawy ustały, zmartwienia poszły w siną dal. To powinna być dobra zmiana, jednak on tak nie uważa.
Najbardziej przeraża go fakt, iż może tak naprawdę wygląda prawdziwe życie; jest puste. Co jeśli harmider w jego głowie był tylko wybawieniem, czymś co wyróżniało go na tle tych pustych twarzy, pustych klatek piersiowych? Teraz, gdy się tego pozbył, strasznie mu tego brakuje.
Mówią mu, że ma się nie martwić, że tak ma być, ale co jeśli on tego nie chce? Może to brzmi egoistycznie, ale nie chce się do tego przyzwyczajać. Mówią, że jest dobrze, że zaakceptował siebie. Ma ochotę wykrzyknąć im prosto w twarz, że wcale tak nie jest. Że nigdy się jeszcze tak bardzo nie mylili.
Akceptacja nie jest dla niego. Niektóre rzeczy po prostu nie były pisane ludziom takim jak on. Niektórzy urodzili się po to, by siebie nienawidzić i z tą nienawiścią do siebie żyć. To była ich walka. To był ich sens życia. Ashtonowi to odebrano. Nie zostawili po sobie nic.
Czuje pustkę, okropną pustkę.
Patrząc na tych spokojnych, szczęśliwych ludzi - ludzi wyjętych prosto z reklamy Coca Coli, ludzi z uśmiechem wyszytym czerwoną nitką na twarzy - Ashton zastanawia się nad tym, czemu się właściwie tu znajduje. To nie miejsce dla niego.
Luke, Matt i Dallon są zbyt zajęci konwersacją i oddychaniem swoim sensem, by zwrócić na niego uwagę. To zabawne, bo od rozpoczęcia terapii cały czas powtarzają mu, że może na nich liczyć i zawsze są blisko niego.
Ashton uśmiecha się do siebie pod nosem, wzrokiem błądząc po talerzu, gdy przypomina sobie fragment swojej ulubionej piosenki.
You say that you are close, is close the closest star? You just feel twice as far, you just feel twice as far.
Luke zauważa jego uśmiech i marszczy brwi, gdy widzi kontemplację na twarzy chłopaka. Ten tylko zbywa go kolejnym, tym razem wymuszonym uśmiechem i wraca do przyglądania się napełnionemu talerzowi.
Ludzie wokół niego są zbyt zajęci, by zauważyć emanującą od niego pustkę i melancholię. Są zbyt zajęci, by zauważyć, że jedno miejsce przy stole nagle staje się puste. Ashton się na nich nie złości, o nic ich nie obwinia. Wie, że to wszystko, na co zasługuje. To wszystko, czym jest.
Gwar rozmowy trwa, a Ashton zostawia po sobie to, co zostawili w nim inni – to właśnie puste miejsce.
¥
smutno mi, bo to ostatni rozdział i został tylko epilog i jeju, dobrze mi się to pisało :-/ jestem dumna z siebie, że w sumie dałam radę doprowadzić tę historię do prawie samego końca. co najlepsze, nie zdążyłam jeszcze tego opowiadania znienawidzić! to dla mnie coś nowego.
jeśli chodzi o epilog, postaram się go napisać jak najszybciej. nie wiem jeszcze, jak chcę go przedstawić. mam dwa pomysły i jeden jest bardzo bardzo krótki, a drugi bardzo bardzo długi i teraz jestem jak ??????? dobra, zobaczymy jak to będzie.
to nie było zamierzone, ale tekst fake you out bardzo pasuje do tego rozdziału, w sumie to do całej książki. naprawdę nie wiem, czemu tak jest, to nie ta piosenka zainspirowała mnie do tego, by napisać my father's sins. znowu jestem jak ???????
ok, ta notka robi się dłuższa od rozdziału. powiedzcie jeszcze, co o tym myślicie. to ostatni rozdział, został jeszcze epilog. to wasza przedostatnia szansa na podzielenie się ze mną tym, co o tym myślicie.
szanujcie życie
ily
CZYTASZ
my father's sins
Fanfictiono chłopaku, który nienawidził swojego ojca. [ l a s h t o n ] © robert-lucas; 2016