- Poznajcie się, to Bradley.
Podniósł rękę, by nieznacznie im pomachać, i nie wiem, czy miało to być zabawne, czy wyszło tak w sposób niezamierzony, ale gdy powiedział: „Miło was poznać", jego głos stał się niski i chrapliwy. Claire szeroko otworzyła oczy; było w nich wypisane: „co-za-wejście-Gia".Jules, obrzucając go wzrokiem z góry na dół, czym prędzej uaktywniła swoją wewnętrzną snobkę. Wstrzymałam oddech, czekając, aż powie, że Bradley w niczym nie przypomina siebie ze zdjęć ani facetów, z jakimi zazwyczaj chodziłam. Zamiast tego stwierdziła:
- Dziwię się, że chciało ci się przyjechać na bal maturalny.
Spojrzał mi prosto w oczy i przesunął rękę w dół moich pleców, obejmując mnie w talii.
– To było ważne dla Gii. – Mówiąc to, przyciągnął mnie do siebie. Pod wpływem jego dotyku po plecach przeszedł mi dreszcz. W pierwszym odruchu chciałam się odsunąć, ale przecież nie tak zareagowałabym na Bradleya. Wtuliłabym się w niego. Westchnęłabym uszczęśliwiona. Zrobiłam więc jedno i drugie.
Jules się skrzywiła.
– To na tym opiera się wasz związek? Na tym, co „ważne dla Gii"? – Podkreśliła gestem ten cudzysłów. Garrett, partner Jules, wybuchnął śmiechem, ale zaraz umilkł, gdy któryś z pozostałych chłopaków rąbnął go w plecy.
– Nie – odpowiedział mój partner, zanim zdążyłam się odezwać. – Ale może powinien. Na te słowa wszyscy się roześmieli. Tylko ja byłam zbyt zajęta gromieniem wzrokiem Jules.
– Chodźmy zatańczyć – powiedział mój partner. I kiedy prowadził mnie na parkiet, dotarło do mnie, że nie wiem, jak właściwie ma na imię. Czy to dlatego się skrzywił, gdy szliśmy na salę gimnastyczną? Właśnie dlatego gdy ten nieznany mi z imienia chłopak wziął mnie w ramiona, oparłam czoło o jego pierś i szepnęłam:
– Przepraszam...
- Za co przepraszasz? – spytał zastępczy Bradley.
– Nie znam nawet twojego prawdziwego imienia.
Zaniósł się cichym śmiechem, który czułam w jego piersi. Potem nachylił się tak, że jego oddech połaskotał mnie w ucho, gdy powiedział:
– Na imię mi Bradley. Zamurowało mnie i podniosłam wzrok.
– Naprawdę? Pokręcił głową przecząco.
– Jako aktor identyfikuję się z rolą. Muszę stać się tym kimś. - odpowiedział.
– Jesteś aktorem?
– Nie zaskoczyłoby mnie to. Wyraźnie był w tym dobry. Podniósł wzrok, zastanawiając się.
– Tego mi jeszcze nie sugerowałaś. A jestem twoim zdaniem? Zaśmiałam się i rąbnęłam go w pierś.
– Przestań. Zerknął nad moim ramieniem tam, gdzie jeszcze stały moje przyjaciółki.
– Miłe masz te koleżanki.
– W zasadzie są miłe. Tylko Jules ciągle usiłuje mnie wyautować.
– Dlaczego?
– Pojęcia nie mam. Sądzę, że uważa mnie za samicę alfa naszej sfory i że jeśli nie brać pod uwagę kanibalizmu, jest tu miejsce tylko dla jednej takiej osoby.
– Podtrzymując to twoje niesamowite porównanie z wilkami, mogę się założyć, że według ciebie ona pragnie stanąć na czele waszej watahy.