Rozdział 1

26 3 1
                                    

To był zwykły, słoneczny dzień. Wracałam właśnie ze szkoły po jakże bardzo interesujących lekcjach (wyczujcie ten sarkazm). Po drodze wstąpiłam jeszcze do supermarketu po moje ulubione żelki. Zajadając się nimi, udałam się prosto do domu z myślą, że nic nie może mi już zakłócić tego czwartkowego popołudnia przed telewizorem. Nie zawsze ma się wolny czwartek od tych uporczywych zadań domowych, dlatego trzeba korzystać. Po 5 minutach doszłam do swojego mieszkania. Był to nieduży, biały domek, znajdujący się na obrzeżach Melboure. Dom otoczony był pięknym ogródkiem, w którym rosły wypięlegnowane kolby z kolorowymi kwiatami i równo przystrzyżonymi krzewami. Moja mama z zamiłowania była ogrodniczką, dlatego może to wszystko tutaj prezentowało się tak pięknie. Miałam jakiś sentyment do tego miejsca. Możliwe, że to przez to, iż tutaj spędziłam całe swoje życie. Całe dzieciństwo, okres dorastania, śmierć taty, aż do teraz. Mnie i mamie nadal ciężko jest się pogodzić z utratą ojca.  Mógł wtedy nie śpieszyć się tak do pracy. Ale cóż... Trzeba sobie jakoś radzić. Nie było łatwo, lecz to co było zaraz po pogrzebie (rozpacz,ból), stłumiłam to w sobie i teraz jest lepiej. Tak jakoś lżej. Do pełnoletności brakowało mi jeszcze 3 lat. Niestety, w przeciwieństwie do innych państw, w Australii osiąga się ten wiek po ukończeniu 20 roku życia. Ale tutaj pomyślano o nas i w ramach rekompensaty dali nam kilka przywilejów np. robienie prawka lub picie alkoholu. Nie powiem, to pierwsze bardzo ułatwia życie (gorzej z tym drugim). Nie musimy jeździć zatłoczonymi autobusami lub prosić rodziców o podwózkę, by np.zrobić zakupy. Niestety, ja jeszcze nie skorzystałam z tego luksusu, co zaczyna robić się już dość irytujące. Ale jeszcze tylko miesiąc odkładania i wreszcie będę mogła uwolnić się od niezręcznych przejażdżek do szkoły z matulą. Ale dobra.... Starczy już ciekawostek na temat życia tutaj. W momencie kiedy złapałam za klamkę od drzwi wejściowych do mojego domu, ktoś zręcznie wyprzedził mnie w wykonaniu czynności i szybko otworzył drzwi, w skutek czego oczywiście nie kto inny jak ja, zostałam nimi uderzona. Upadłam na schody dzielące wejście od chodnika, co nabiło pewnie kolejnego z dziś siniaka. Gdy spojrzałam wściekle na sprawcę mojego małego wypadku, moje oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek. W drzwiach stał nie kto inny jak mój brat Michael, który kiedy ja miałam 15 lat, uciekł z domu i nie dawał żadnych oznak życia. Miał wtedy tyle samo lat co ja teraz. Nie wiedziałam co powiedzieć. Z jednej strony czułam żal, złość i rozgoryczenie, że zostawił mnie w momencie kiedy najbardziej go potrzebowałam, ale jednak z drugiej strony miałam ochotę przytulić się do niego i kazać mu opowiadać wszystko, co się działo po tym, jak zniknął. Swoją drogą zmienił się. Może nadal był wysoki i miał ten sam zadziorny uśmieszek, ale zrobił sobie kolczyk w brwi i przefarbował się z blondu na jaskrawy zielony. Nawet mu pasuje. Pamiętam, jak zawsze mi opowiadał, że kiedyś zmieni sobie kolor włosów mimo tego, iż nasza mama surowo nam tego zakazywała. Nie wiem dlaczego, ale z rodzicielką sprzeczać się o to nie mam zamiaru. Ja jako jedyna z rodziny miałam z natury ciemny blond. Coś na pograniczu z brązem. Zawsze zastanawiałam się dlaczego, skoro nasi rodzice byli blondynami. Okazało się, że tą barwę włosów odziedziczyłam po moim świętej pamięci dziadku. Kiedy w końcu doszło do mnie, co tak naprawdę się stało i kto przede mną stoi, rzuciłam się na chłopaka i wtuliłam w jego tors. Łzy mimowolnie zaczęły mi lecieć z oczu. Nie widziałam się z nim tak długo. Pociągnęłam nosem i spojrzałam w jego zielone tęczówki, które obserwowały mnie z ciekawością. Dostrzegłam w nich te wesołe iskierki, które towarzyszyły im odkąd pamiętam.
- Brakowało mi ciebie, bardzo...
-Wiem siostrzyczko- odpowiaedział,a w jego głosie można było wyczuc nutkę strachu, ale także szczęścia. Staliśmy jeszcze na dworze, trzymając się w objęciach i nie chcąc się z nich wypuścić, dopóki na dworze nie zaczęło się powoli robić zimno. Oderwaliśmy się od siebie i chcąc wejść do mieszkania spostrzegliśmy, że całemu temu zajściu przyglądała się nasza mama. Uśmiechnęła się do nas, a potem udała się w stronę kuchni. Michael usiadł na kanapie, przełączając z jakiegoś kanału muzycznego na mecz. Zastanawiał mnie fakt, że tak poprostu po tylu latach nieobecności on, tak jak gdyby nigdy nic siedzi sobie i przełącza kanały. To było nadwyraz dziwne. Ja nie za bardzo lubię piłkę nożną, dlatego po odłożeniu torby z podręcznikami ze szkoły, skierowałam się prosto do kuchni, by zjeść obiad. Jestem takim żarłokiem... Chyba cudem przy takiej ilości pokarmu jaką spożywam nadal nie mogę wyjść z niedowagi. W pomieszczeniu zostałam siedzącą przy stole matkę pogrążoną we własnych myślach. Westchnęłam, wzięłam talerz i przystąpiłam do nakładania sobie potrawy. Dziś, jak się okazało, było moje ulubione danie, a mianowicie makaron z serem. Mmmm...pycha. Zajęłam miejsce naprzeciwko mamy i zaczęłam zajadać się moim posiłkiem.
- Jak było w szkole?
Spojrzałam na rodzicielkę. W jej tonie można było wyczuć roztargnienie.
- Dobrze. Coś się stało?
- Nie...tak....po części...Tylko nie bądź na mnie zła.
- Do rzeczy mamo.
- Poznałam kogoś.
- To super. Mimo,że jestem troche zła, to nie znaczy, że ty nie możesz być szczęśliwa. Cieszę się razem z tobą.
- No i tu jest druga rzecz. Przeprowadzamy się...
- Co?!?!
- Nie tym tonem młoda damo. Wyprowadzamy się do centrum Sydnei. Tam będziemy mieszkać razem z Benem. Zmienisz też szkołę.
- Nie masz prawa decydować o moim życiu!
- A właśnie że mam! Jesteś jeszcze niepełnoletnia. To postanowione i koniec. A teraz idź się spakować.
- Nie pójdę! Mam wszystko gdzieś! Sama wyprowadzaj się do tego swojego kochasia!
- Uważaj na słowa!!!
- Mam to w dupie! Wychodzę!
- Wróć tu!! Jeszcze z tobą nie skończyłam!!!
- Ale ja tak! Spieprzaj!
Nie kończąc nawet obiadu,wybiegłam z kuchni, ubrałam swoje ukochane czarne conversy, zabrałam kurtkę i nie zważając na nawoływania mojego brata,wybiegłam z domu. Nałożyłam słuchawki, odpaliłam playlistę z moimi ulubionymi piosenkami i dając głośność na fula,dałam się ponieść swoim nogą. Dokąd? Tego nikt nie wie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A więc, oto pierwszy rozdział mojego opowiadania. Od razu przepraszam za wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Niestety to jest moja pięta achillesowa ( ale ciii...nikt nic nie wie xd). Nie piszcie mi, kiedy następny rozdział, gdyż one pojawiać się będą nieregularnie i pisane będą bardzo powoli. Pisze to coś tylko i wyłącznie dlatego, że pomysł na to nie daje mi spokoju i w każdej możliwej chwili próbuję go realizować , ale niestety brak mi na to czasu przez szkołę i inne sprawy. Każdy komentarz i gwiazka to dla mnie motywacja do dalszego pisania. Jeżeli więc to czytasz to proszę, pozostaw po sb ślad w ich postaci. To tak niewiele, a dla mnie powód do radości. No także ten....do następnego rozdziału ^^

Pokochać błękit ~ L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz