Rozdział 16

1.2K 90 17
                                    

Została sama w tym pokoju. Nie mogę uwierzyć. Jestem tu dopiero jakąś godzinę, a czuje jakby to była wieczność. Jedyne co tu mogę robić to czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Siedzę skulona w rogu pokoju. Rozmyślając nad sensem istnienia i nad moim losem. Czy to wszystko tak ma się potoczyć? Czy taki los został mi pisany? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. To wszystko nie ma sensu! Nie mam pojęcia o czym mam myśleć. Do pokoju wszedł on. Lekkim krokiem podszedł do mnie i postawił jedzenie na szafce. Przukucnął przy mnie i ściągnął moją maskę.

-Czemu taka piękna dziewczyna ukrywa się pod maską?- nie odpowiadając odwróciłam od niego wzrok. A on jak gdyby nic walnął mnie z całej siły w policzek. Ja nie czekając dłużej oddałam mu.

-Chciałem być miły, ale ty jesteś niegrzeczna, a niegrzeczne dziewczynki się kara!- przybrał swoją demoniczną wersje. Czarny potwór o siedmiu pyskach. Siłą wziął mnie na ręce. Przechodziliśmy obok wielu drzwi. Nagle dotarliśmy do dużych czerwonych. Zatrzymał się przed nimi. Jednocześnie czułam strach, niepokój i ciekawość, która okazała się zgubna. Otworzył je. Znajdowaliśmy się w małym pokoiku. Na środku stało duże łoże małżeńskie. Rzucił mnie na nie. Nie wierze w to co teraz może uczynić. Strach przenikał mnie od środka. Nie wiem co mam zrobić. Sparaliżowana strachem leżałam i śledziłam jego poczynania. Powoli zbliżał się do mnie. Powoli, lecz natarczywie całował mnie gdzie popadnie robiąc kilka malinek. Krzyczałam i wyrywałam się choć to na nic. Trzymał mnie swoimi silnymi ramionami. Zdarł ze mnie wszystkie ubrania...
(Przepraszam, ale tego nie napisze ;-;)

Po tym wszystkim zostawił mnie samą. Pokój zamknął na klucz. Nie wiem co mam myśleć, ale mam pewność, przypieczętował tym czynem, że należe do niego i ja nie mam nic do gadania. Traktuje mnie jak rzecz. Szybko ubrałam się i udałam tradycyjnie w kąt pokoju. Siedziałam skulona trzęsąc się. Pozbawiona godności i cnoty. Czy taki był mój los? Czy to wszystko musiało się zdarzyć, aby w przeszłości mogło być lepiej? Co ja mówię. Nie może być lepiej. Zostanę tu całą wieczność. Chociaż jakbym uciekła i tak by mnie znalazł i gorzej ukarał choć nie wiem za co. Do pokoju weszła kobieta o czerwonych włosach i oczach. Ewidentnie starsza odemnie. Nawet bardzo. Dłuższą chwilę przyglądała się mi, tak jak ja jej. Niosła czyste ubrania z jakąś karteczką. Położyła na ziemi blisko mnie i wyszła szybko bez słowa. Naturalnie przebrałam się. Była to cała czarna rozkloszowana sukienka bez ramiączek. W końcu wzięłam się za czytanie kartki. Z jednej strony strasznie się bałam, a z drugiej byłam bardzo ciekawa. To drugie zwyciężyło. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale ja już tu jestem, więc nie mam nic do stracenia.

Przed drzwiami czeka na ciebie Cherry Pau. Wiem, że pewnie masz wiele pytań, ale więcej dowiesz się w swoim czasie.
                                                  Zalgo

Po przeczytaniu tego liściku skojarzyłam fakty. To była Cherry Pau, moja matka! Nie szukając jej sama się znalazła. Z zapałem zapominając o tym wszystkim podbiegłam do drzwi. Otwierając drzwi podbiegłam do wyżej wymienionej i rzuciłam się jej na szyje. Objęła mnie i do ucha wyszeptała kilka pięknych słów.

Kocham cię i nigdy, ale to nigdy cię nie opuszcze.

Tą piękna chwilę przerwały nam głośne i ciężkie kroki. Był to pies, bardzo duży pies o trzech głowach. Inaczej zwany Cerber.

-Creber idź sobie! Później ci coś dam!- krzyknęła moja matka. Nie wiem dlaczego, ale czuje do niej mocną więź, choć w ogóle jej nie znam. Tak naprawdę nie mam pojęcia kim ona naprawdę jest. Nic o niej nie wiem. Pierwszy raz widzę ją na oczy. To jest bardzo dziwne uczucie. Nie wiem czy umiem je opisać. Mniejsza z tym. Postanowiłam zadać jej bardzo ważne pytanie.

-Czemu jesteś w piekle?- zapytałam wprost. Ona trochę zmieszana pociągnęła mnie za sobą. Była widocznie zdenerwowana. Coś tu się święci, a ja muszę dowiedzieć się co. Po jakimś czasie dotarłyśmy do ogromnych drzwi. Jednym, zdecydowanym ruchem pchnęła je, a moim oczą ukazała się sala tronowa gdzie znajdował się sam Lucyfer. Czułam do niego mały respekt, ale nie tak wielki, aby się go bać. Popatrzyłam na mamę. Lekko kiwneła głową. Zdecydowanym krokiem podeszłam do niego. Tak zachowałaby się tylko szalona osoba, ale ja jestem szalona. Po chwili wpatrywania się we mnie odezwał się ciężkim głębokim głosem.

-Czekałem na ciebie. Widzę, że się mnie nie ulękłaś co bardzo cenie. Jesteś jedną z nielicznych osób, które są na tyle szalone by to zrobić, a więc jesteś tu, ponieważ masz zostać żoną mojego brata, Zalgo ... .- przerwałam jego wypowiedź wręcz krzycząc.

-Jakim prawem! Nigdy tego nie zrobię!- wykrzyczałam mu w jego demoniczną twarz.

-Nie wiesz? Twoja ukochana mama zaprzedała twoją duszę!- zaczął się śmiać wraz z diabłami, których wczesniej nie zauważyłam. Nie mogę uwierzyć! Jak to jest możliwe!? Szybko podbiegłam do miecza, który wisiał na ścianie. Chwyciłam go i z całej siły, impulsywnie przecięłam Cherry Pau, ponieważ nie mogę nazwać jej już swoją matką, przeciełam równo na pół. Ona zmieniła się w obłok czarnego dymu, a on sam po chwili zniknął. Lucyfer siedząc na swoim tronie zaczął klaskać. Podeszłam do niego nie wiedząc co robię. Usiadłam przed nim na ziemi i powiedziłam:

-Odpowiedz mi prawdę! Chcę znać tą jebaną prawdę!- on tylko się zaśmiał, po czym zaczął opowiadać... .

Trust me again ~ Homicidal Liu [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz