Rozdział 18

1.1K 92 1
                                    

Jestem już tu kilka dni choć wiem, że w piekle czas mija inaczej. Na ziemi mogł minąć tydzień, miesiąc, a nawet rok. Cały czas siedziałam w pokoju i od czasu do czasu owiedzałam proxies bez zgody Zalgo. Dziś też postanowiłam to zrobić. Chodziłam już dobrze mi znanymi korytarzami, by w końcu trafić do piwnicy, choć lochy to byłoby lepsze określenie. Za każdym razem gdy tu jestem szkoda mi ich wszystkich. Nawet KageKao, choć on to wszystko zapoczątkował, choć o tym nie wiedział. Doszłam do mojego celu. Chlopcy byli nad wyraz szczęśliwi. W końcu Hoodie raczył mi wytłumaczyć z czego się tak cieszą.

-Już czas!- krzyknął. Wszyscy więźniowie i potępione dusze popatrzyły się na nas. Ja tylko się glupio uśmiechłam, choć robię to zawsze i będę przez całą wieczność. Oni nie przejęli się niczym tylko wrzucili do swoich zajęć, a ja mogłam kontynuować rozmowę z chłopcami.

-Kiedy dokładnie?- zapytałam.

-Za jakieś dwie godziny tego czasu. Przyjdź tu za tyle, a teraz idź, żeby Zalgo nic nie podejrzewał.- odpowiedział Toby. Przytaknełam i ruszyłam w drogę powrotną. Nie mogę uwierzyć, że to w końcu ta chwila. Może jest jeszcze jedna szansa na szczęśliwe życie dla mnie. Jedyne co muszę teraz zrobić to się przygotować. Gdy doszłam do pokoju przebrałam się w mój tradycyjny strój, czyli biała pod koszulka, czarna skóra, czarne spodnie i glany tego samego koloru. Usiadłam w moim kącie. Zastanawiając się nad jednym co mnie trapiło przez kilka dni. Natomiast chodzi mi o mój sen. Może Liu mnie niechce. Moje serce należy do niego. Wbrew pozorom nie mogłam o nim zapomnieć. O jego bliznach, które dodają mu tylko uroku i o żywych, zielonych oczach. Nagle coś mnie tkneło i spojrzałam na zegar. Była juz za dziesięć dwunasta. Mam dziesięć minut! Muszę biec! Mam nadzieje, że nie wpadne na Zalgo. Szybko biegłam przez korytarze. Pięć minut później byłam już przed drzwiami od lochów. Bez wachania weszłam do nich, choć te miejsce przyprawia mnie o ciarki. Podeszłam do mojej ulubionej trójki morderców. Przywitałam się z nimi. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a przed nami stanął wuj w całej okazałości. Rzuciłam się na niego przytulając go mocno. Jedyne co wybełkotałam to ciche "przepraszam". On przytulił mnie i otworzył celę chłopców. Nawet nie wiem w jaki sposób to zrobił. Kazał zamknąć nam oczy i znaliśmy się przed rezydencją. Przed domem stali Offenderman, Jeff, Jane i ... Liu. Podbiegłam do nich wszystkich i po kolei przytuliłam. Na koniec został mi Liu na niego rzuciłam się pozwalając na ziemię całując. Nie wiem co sobie teraz o mnie myśli. Strasznie mi tego brakowało. Uswiadomiłam sobie coś. Ja go naprawdę kocham. Podszedli do nas proxies i wuj.

-Możecie tu wszyscy zamieszkać. Tak będzie najbezpieczniej ja i Offenderman będziemy was pilnować przed Zalgo. Teraz możecie wejść do środka.- rozczochrał macką moje granatowe włosy. Weszłam do rezydencji w gronie osób, na których naprawdę mi zależy i w końcu zaznałam spokoju.

Nie wierzę, że to wszystko skończyło się tak dobrze.

Nie wierzę, że wszyscy mi wybaczyli.

Nie wierzę, że mnie nie odtrącili.

Kocham ich wszystkich, a zwłaszcza mojego Liu.

Trust me again ~ Homicidal Liu [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz