Rebirth

686 22 0
                                    

Will: Witam wszystkie zbłąkane dusze (bo raczej mało prawdopodobne, żeby ktoś trafił na tego bloga, bo autentycznie go szukał) w one-shot'cie, który stanowi prequel mojego i Belli opowiadania City of Love. Akcja dzieje się bezpośrednio po zakończeniu COHF i jest to okres tych kilku tygodni zanim Jonathan poznał Juna i Renatę. Napisane jakoś w kwietniu, zaraz po egzaminach gimnazjalnych, co może tłumaczyć ilość angstu utopionego w tym tekście. Enjoy.
Ps. To, że dodaję one-shota nic nie znaczy - nadal mam na was focha za brak jakichkolwiek znaków życia :<

~*~*~*~*~*~
Na kilka sekund zanim tu trafił usłyszał czyjś głos.
Ten nie. Jeszcze nie nadszedł jego czas.
A potem wszystko ucichło tak, że nie słyszał nawet własnych myśli.
Nigdy nie zastanawiał się co go czeka po śmierci. Nie miał czasu poważnie się zastanowić. Ale nigdy nawet przez myśl mu nie przeszło, że będzie po prostu dryfował, zawieszony w jakiejś czarnej pustce. Nie mógł się ruszać, ani mówić. Nic nie mógł zrobić. Niemal natychmiast stracił poczucie czasu. Jak długo był w letargu? Rok? Dekadę? A może stulecie?
Chociaż... Czy to było znowu takie złe? Nie czuł bólu straty i smutku rozstania. Nie czuł także nienawiści do ojca i wyrzutów do matki. Nie słyszał jęków i zawodzeń tych wszystkich dusz, którym za życia odebrał wszystko, jakby jego sumienie zostało uśpione razem z nim.
Jeśli tak miała wyglądać jego kara za grzechy, to chyba byłby w stanie ją znieść...
Nagle poczuł mocne uderzenie w klatkę piersiową i czyściec zniknął. Otworzył oczy i spróbował nabrać powietrza w płuca, ale nie mógł.
Miał wrażenie, że się topi.
Wyciągnął rękę w stronę jasnej powierzchni wody, ale niewiele to dało. Im bliżej był dna, tym większe zimno go przenikało. Chłód i mrok otaczały go, przyjmowały do siebie, jakby był ich częścią. Zamknął oczy i zacisnął zęby szykując się na kolejną - trzecią już - śmierć. Drugą - jeśli liczyć tylko te, w których był w pełni sobą.
Jednak to nie śmierć go dopadła, a coś innego - ktoś chwycił go za rękę i zaczął ciągnąć w stronę powierzchni. Nagle znowu mógł oddychać, czuć i słyszeć wszystko, co działo się dookoła. Uchylił powieki, od razu napotykając gadzie, iskrzące się czerwienią tęczówki. Na twarzy mężczyzny widać było skupienie i wyczerpanie, jednak te emocje niemal od razu zniknęły, zastąpione pełnym satysfakcji uśmiechem.
-Co...- Jonathan próbował wydusić z siebie cokolwiek, ale zapiekło go w gardle.- Co... się...- Był zdumiony brzmieniem swojego głosu - słaby, cichy i lekko zachrypnięty, jakby od dawna go nie używał.
-Witamy wśród żywych, Jonathanie.

~*~

Isao powiedział mu, że był martwy przez tydzień.
-Tyle zajęło mi przygotowanie wszystkiego do rytuału wskrzeszenia. Szkoda, że twoja siostra i matka nie zdecydowały się na pochowanie cię w niezmienionej postaci, oszczędziłoby mi to cztery dni roboty. Poskładanie do kupy prochów jest jak układanie puzzli składających się z miliarda elementów - kompletnie niemożliwe!- Morri machnął ręką, po czym dodał z nieskrywanym zadowoleniem.- Chyba, że jest się mną.
Jonathan nawet mu nie odpowiedział.
Tydzień. Coś, co jemu wydawało się wiecznością w rzeczywistości trwało raptem tydzień. Siedem pieprzonych dni.

~*~

Koszmary zaczęły się już drugiego dnia po wskrzeszeniu. Widział płonące domy i ludzi błagających o litość. Czarna jak smoła krew po raz kolejny przelewała się w Piekielnym Kielichu. Rude włosy i zielone oczy pełne nienawiści przewijały się przez te wizje tak często, że już nawet nie wiedział czy to oczy Clary, czy Jocelyn. Czasem śnił mu się też Jace i pozostali Lightwood'owie. Prześladował go widok bezwładnego ciała Maksa upadającego na podłogę. Ze wszystkich śmierci, które spowodował ta jedna była wynikiem czystego przypadku. Tak, jak powiedział kiedyś Clary – chodziło tylko o pozbawienie go przytomności, ale źle ocenił swoją siłę. Błąd, który kosztował życie dziesięcioletniego chłopca.
Niektóre wspomnienia były jeszcze starsze - treningi i życie z ojcem, wizyty Lilith, pierwsze morderstwo.
Wszystko to o czym tak bardzo chciał zapomnieć wracało do niego, przynosząc ze sobą rozdzierający ból. Nie miał już żadnych wątpliwości, że jednak posiada serce. Przecież coś, czego nie ma, nie może tak boleć.
Wytrzymał trochę ponad tydzień. Potem zdecydował się w końcu przestać udawać, że nic mu nie jest i powiedział o wszystkim czarownikowi. Nie, żeby Isao niczego nie podejrzewał...
-Proponuję najzwyklejsze, ziemskie tabletki usypiające.- odparł poważnie, przyglądając się jego bladej twarzy, na której ciemne cienie pod oczami były aż nazbyt widoczne.
-Wątpię, żeby pomogły.
-A próbowałeś?
Jonathan westchnął. Oczywiście, że nie próbował, do tej pory jego życie toczyło się daleko od normalnego, przyziemnego świata.
Czarownik zastanowił się. Teoretycznie, dla Jonathana byłoby o wiele lepiej, gdyby nie brał żadnych silnych leków, tym bardziej magicznych. Isao zależało na wyciągnięciu z tego chłopaka jego prawdziwego charakteru, a takie środki mogły przynieść odwrotny skutek i wpędzić Jonathana w jeszcze większą depresję. Ale czy było jakieś inne wyjście?
-Zrobimy tak- zaczął Isao.- Najpierw po testujesz przez kilka dni tabletki. Jeśli okażą się za słabe, załatwię to na swój sposób. Okej?
Jonathan skinął niemrawo głową.

City of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz