10. Czerwonowłosa

6 3 3
                                    

***
Ta da da daaam, wielki powrót. Dla równowagi dodam, że skończyliśmy na tym, że Kevin powiedział Lucy o tym, że kiedyś kochał Arthura, a dzień później w lesie znalazł tajemniczą czerwonowłosą...
***

Lucy, William, Kevin i Rosalie, która do nich dołączyła siedzieli przy dziewczynie do wieczora. Katharina została odprowadzona do domu, by mogła się uspokoić. Nie była zbyt odporna na takie przeżycia. Gorączka spadła, ale czerwonowłosa nadal się nie wybudzała. Oddychała powoli i równomiernie, co dawało nadzieję, że nic jej nie będzie. Wszyscy siedzieli przy stole, ale rozmowa się nie kleiła. Kevin posyłał Lucy przepraszające spojrzenia, ta jednak starała się unikać jego wzroku. Nadal nie podjęła jeszcze decyzji, czy dać im szansę. Z jednej strony chciała zapomnieć o tym co jej powiedział, bo naprawdę jej na nim zależało, ale gdzieś w niej siedziało poczucie zdrady. Czuła, że zaangażowała się w tą znajomość zbyt szybko, zanim jeszcze poznała chłopaka w całości i teraz ma za swoje.
Rosalie wstała od stołu i podeszła do kanapy, na której leżała dziewczyna.
- Will, jesteś pewny, że nie powinniśmy wezwać lekarza? - powiedziała, przykładając dłoń do czoła nieprzytomnej.
- Tak. Skoro rozpoznała w nas Istoty to musi mieć z nimi coś wspólnego. Dajmy jej jeszcze czas, wygląda, że czuje się już lepiej. - odpowiedział mężczyzna.
Pani Grey cofnęła dłoń i już miała odejść od kanapy, gdy coś w wyglądzie dziewczyny ją zatrzymało.
- Ona... Ona chyba się budzi. - powiedziała cicho i niepewnie.
Na jej słowa wszyscy szybko podnieśli się i podeszli bliżej. Każde z nich było ciekawe kim okaże się być znaleziona dziewczyna.
Powoli otwierała oczy i przeciągała ciało, jakby właśnie obudziła się po wyśmienitej drzemce. Chwilę zajął jej całkowity powrót do rzeczywistości. Rozejrzała się dookoła, szczególnie przyglądając się Robertsonom. Wyciągnęła rękę w kierunku twarzy Kevina i pogładziła go po policzku.
- Śniłeś mi się Wilcza Istoto. - powiedziała i uśmiechnęła się.
Wszystkich zamurowało. Dziewczyna pojawia się znikąd i nie dość, że rozpoznaje Istoty, to jeszcze twierdzi, że jej się śnili.
- Jak się czujesz, pani? - wydukał w końcu z siebie William.
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę.
- Wspaniale, a dlaczego miałoby być inaczej? - odpowiedziała i zrzucając z siebie koc, spróbowała wstać.
Lekko zachwiała się na nogach po czym opadła z powrotem na kanapę.
- Oj, oj, chyba moja energia, jeszcze nie zdążyła się zregenerować. Dobrze, że trafiłam do Istot. Za jakiś czas, będę pełna sił.
Lucy zdziwiona spojrzała na Williama, który najwidoczniej, też niewiele rozumiał.
- Droga pani, a jak nasza obecność może wpłynąć na twoje samopoczucie? Może potrzebujesz jedzenia, lub wody? - zapytał spokojnie staruszek.
Czerwonowłosa tylko pokręciła z rozbawieniem głową.
- Nie, nie. Wystarczy, że będziecie w pobliżu. Wiecie, Smocze Istoty czerpią energię z obecności innych Istot, a w Dragon Town od dawna nie było żadnej, oprócz mnie.
Mężczyzna pobladł.
- Smocze Istoty? - zapytał niepewnie. - Przecież, to tylko legendy. One nie istnieją...
Lucy nie wiedziała, jak ma się zachować. Sądziła, że nie ma na tym świecie rzeczy, która wprawiałaby pana Williama w taką bezradność.
- Legendy? A jednak tu jestem. - dziewczyna zrobiła zamaszysty gest rękoma i znów spróbowała wstać, co jednak skończyło się tak jak poprzednim razem. - Mam na imię Alice i jestem ostatnią Smoczą Istotą.
Wszyscy spoglądali to na Alice, to na siebie nawzajem. W końcu Rosie powiedziała, że przyniesie wszystkim coś do picia, a Kevin poszedł pomóc sąsiadce. William usiadł obok czerwonowłosej i pewnie już chciał zadać jej kolejne pytanie, gdy z kuchni dobiegł głos pani Grey.
- Daj jej spokój! Niech chwilę odpocznie.
William kiwnął głową i zaprosił Alice do stołu. Lucy pomogła dziewczynie się podnieść. Zasiedli przy stole, a po chwili Rosie i Kevin przynieśli dzbanki z lemoniadą. Chłopak usiadł obok Alice, a Lucy naprzeciw nich. Przyglądała się nieznajomej. Długie, czerwone włosy opadały na jej ramiona, a oczy wydawały się być ciemnoszare, lecz gdy dziewczyna spoglądała w bok, nabierały szkarłatnego odcienia.
Rosie nalała każdemu porcję napoju.
- Powiedz pani, dlaczego leżałaś nieprzytomna w lesie?
Alice wyraźnie posmutniała.
- Pochodzę z Dragon Town. To tam od wieków mieszkały Smocze Istoty. Jednak, gdy doszło do zbiorowych prześladowań wszystkich Istot, nas też to nie ominęło. Wkrótce po Smoczych Istotach pozostała tylko nazwa miasta. Moi rodzice ukryli mnie u miejscowych chłopów, którzy jako jedyni nie wdawali się w zamieszki. Wychowali mnie jak swoją córkę, chociaż nie było im lekko, bo mieli już szóstkę swojego potomstwa. Nigdy nie byłam chorowita, jednak od kiedy wszystkie Istoty z uciekły z okolicznych wsi zaczęłam słabnąć. Dostrzegli to ludzie z miasta i od razu rozeszła się plotka, że jestem Istotą. Musiałam uciekać, jednak z każdym dniem słabłam. Szukałam miejsca, gdzie ukrywają się inni, aby móc się zregenerować. Resztę już znacie, choć ja niewiele pamiętam. - powiedziała, a wszyscy zasłuchani w jej opowieść otworzyli usta ze zdziwienia.
- Znalazłem cię w lesie i przyniosłem do wioski. - wydukał z siebie Kevin, przerywając chwilę ciszy.
Dziewczyna rozpromieniła się w mgnieniu oka. Objęła radośnie siwowłosego wybawcę i dziękując pocałowała go w policzek. Skóra w miejscu, gdzie musnęła ustami zajarzyła się delikatnym, czerwonym światłem i pojawił się na niej odcisk ust. Kevin czując lekkie pieczenie dotknął policzka.
- Oj, przepraszam. - powiedziała rozbawiona Alice. - Nazywamy to smoczym pocałunkiem. Powinno zniknąć za kilka godzin.
Wszyscy zaśmiali się, gdy Kevin zaczął przeglądać się w łyżeczce, by dostrzec ślad jaki został na jego skórze. Wszyscy poza Lucy, która zacisnęła w pięść dłoń, którą trzymała na kolanie. Pomimo, że jeszcze nie rozmawiała z Kevinem na ich temat, to czuła olbrzymią zazdrość. Wstała od stołu i przepraszając wybiegła z domu Robertson'ów.
Nie chciała iść do siebie, więc postanowiła wybrać się na spacer. Słońce już schowało się za horyzontem, ale to jej nie przeszkadzało, bo na niebie lśnił Księżyc, którego mała część pogrążyła się już w mroku. Zawsze lubiła spacery. Pomagały jej poukładać myśli i odpocząć od codziennych problemów. Brak matki, problemy w szkole, zdrada przyjaciółki. Gdy tylko znajdował się kolejny kłopot, spacer był najlepszym antidotum. Teraz mając wspaniałe tereny wprost stworzone do wędrówek, Lucy nie mogła sobie tego odmówić. Skierowała kroki nad Eagle Lake. Całą drogę myślała o Kevinie. Sądziła, że może im się udać. Czy była naiwna? Może nawet zapomniałaby mu przeszłość, w końcu sam podkreślił, że to było dawno, a on się zmienił. Czuła zazdrość, gdy zobaczyła jego szczęśliwą twarz w towarzystwie Alice.
Czy zazdrość, oznacza zakochanie?
Zanim znalazła odpowiedź,spostrzegła, że jest już nad brzegiem jeziora. Chłodny wiatr musnął odkryte ramiona, ale nie przeszkadzało jej to. Usiadła na znajomym kamieniu i wpatrywała się w tafle wody. Nawet nie zauważyła, kiedy po jej policzku popłynęła łza, a za nią kolejne. Bała się odrzucenia. Co jeśli Kevinowi wcale na niej nie zależy i był po prostu miły? Może chciał tylko zaskarbić sobie jej uczucia, by mieć pewność, że będzie miał pierwszeństwo, gdy będzie czegoś potrzebował, od miejscowego „źródełka". Nawet nie chciała myśleć o obawach związanych z zawiedzeniem oczekiwań wszystkich mieszkańców. Nie czuła się w żaden sposób wyjątkowa. Nie miała żadnych specjalnych umiejętności i nie sądziła, że może im w jakikolwiek sposób pomóc.
Wtedy na wodzie pojawiły się koliste fale rozchodzące się wokół jednego punktu. Z wody wyłaniała się powoli ludzka sylwetka. W księżycowym świetle zalśniły mokre siwo-granatowe włosy i Lucy już wiedziała, kogo znów spotkała nad jeziorem.
- Widzę, że Kevinowa dziewczyna do zabawy, już mu się znudziła. - rzucił Arthur, zbliżając się do blondynki. - Gdzie twój kochaś? Znalazł sobie inną?
Dziewczyna już miała przygotowaną kąśliwą odpowiedź, gdy zawahała się chwilę. Co jeśli miał rację? Może była tylko jedną z wielu, którymi zabawiał się Kevin. Nie znała go wystarczająco dobrze. Po jej policzkach znowu popłynęły łzy. Dziewczyna zakryła twarz dłońmi i wstała chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu chłopaka, gdy poczuła, że ten złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Silne ramiona oplotły Lucy i poczuła, jak Arthur gładzi ją po głowie.
- Tylko nie zmocz mi ramienia.
Ton jego głosu był już inny. Nie było w nim słychać złośliwości, ani gniewu. Spokojny i kojący. Dziewczyna przestała kontrolować łzy, które popłynęły teraz jeszcze bardziej. Chłopak zacieśnił uścisk i pozwolił blondynce wylać żałość w jego tors. Łzy mieszały się z kroplami wody, które błyszczały, na nadal mokrym ciele Arthura. Trwali tak chwilę, po czym chłopak puścił dziewczynę, która usiadła z powrotem na skałę. W pewien sposób jej ulżyło. Chłopak chwycił leżący ręcznik i zaczął wycierać włosy i ramiona.
- To co się stało mała?
Lucy przyjrzała się znowu chłopakowi. Nie potrafiła go rozgryść. W tamtej chwili wydawał się godny zaufania, ale co jeśli on też tylko grał...
- Nic takiego. - odpowiedziała w końcu, wycierając policzki.
Chłodny wiatr znów omiótł ciało Lucy, a na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka. Arthur, który w międzyczasie założył już spodnie i buty, zauważył, że dziewczyna trzęsie się z zimna i rzucił jej swoją bluzę.
- Załóż bo zamarzniesz.
Dziewczyna już miała odmówić, ale ciepła i miła w dotyku bluza okazała się zbyt kusząca, a jej było naprawdę zimno.
- Dziękuje. - powiedziała i założyła na siebie trochę za dużą bluzę.
Od razu poczuła jak ciepło rozchodzi się po jej ciele, a delikatnie wyczuwalny zapach męskich perfum sprawił, że poczuła się bezpieczniej. Jak przy ojcu.
Arthur założył koszulkę i usiadł obok Lucy.
- To jak się czuje Księżycowa Córa?
- Nie jestem córką Księżyca. Podobno mam cząstkę jego mocy, ale nic poza tym. Mój ojciec jest normalnych człowiekiem, matka też taka była.
Chłopak podparł się na łokciach i spojrzał na niebo.
- Ja nie znam swoich rodziców. - powiedział smutno.
- Ale jak to? Myślałam, że jesteś synem państwa Kasey?
- Nie, oni adoptowali mnie kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Nigdy nie powiedzieli mi prawdy, ale podsłuchałem kiedyś ich rozmowę. Do tej pory myślą, że nic nie wiem.
Blondynce zrobiło się przykro. Położyła dłoń na ramieniu chłopaka.
- Na pewno chcieli, żebyś był szczęśliwy.
Arthur wzruszył ramionami. Nagle kamień w bransoletce Lucy zaczął emanować jasnych blaskiem. Dziewczyna zakryła nadgarstek, ale nie wystarczająco szybko.
- Co to? - zapytał zaciekawiony chłopak.
Lucy poluźniła uścisk i pokazała Arthurowi ozdobę.
- Bransoletka, którą dostałam od Księżyca. Czasem swieci, ale nie wiem czy to coś oznacza.
Zanim dziewczyna przemyślała wagę informacji jaką powierzyła chłopkowi, ten pokręcił tylko głową i złapał ją za rękę.
- Chodźmy do wioski. Robi się późno.
Lucy przytaknęła i oboje ruszyli w stronę domów. Po drodze rozmawiali i śmiali się. Blondynka opowiedziała chłopakowi o Luxie, a ten z zaciekawieniem chłonął wszystko co mówiła. On podzielił się z nią historiami z życia Kasey'ów oraz Victorii, która chociaż była tylko służącą, skrywała wiele sekretów.
- Naprawdę Victoria pracowała kiedyś dla rządu? - dziewczyna nie mogła uwierzyć.
- Tak, jako Wilcza Istota ma niezwykle wyczulone zmysły i łatwo orientuje się w sytuacji, a tego właśnie oczekiwali w tajnych służbach. Specjalizowała się w bardzo pogmatwanych sprawach, które już dawno zabrnęły w ślepy zaułek. Jednak w końcu dostrzegła, że jest wykorzystywana do najgorszej roboty i rzuciła pracę. Uciekła i zaszyła się tutaj, w Wolf Village

Lucy już dawno nie czuła się tak swobodnie. Rozmowa z Arthurem zdecydowanie poprawiła jej nastrój. Powoli idąc w kierunku wioski nawet nie poczuli jak szybko minęły godziny. Chłopak odprowadził ją pod drzwi domu.
- To do zobaczenia Panienko z Księżyca. -powiedział i puszczając oczko odwrócił się na pięcie.
- Żegnaj Księżycowy Nurku.

Zanim Lucy zorientowała się, że ma na sobie nie swoją bluzę, chłopak zniknął już z pola widzenia. Na ryneczku zaczęła zbierać się mgła zwiastująca nadejście poranka.
- Oddam mu ją jutro. - szepnęła sama do siebie i otuliła się rozkoszując ciepłem jakie dawała bluza, choć może było to ciepło jakie poczuła w sercu na myśl o kolejnym spotkaniu.

KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz