7. Broszka

24 5 1
                                    

Dziewczyna wpadła do domu przerażona i pognała do swojego pokoju. Z impetem otworzyła drzwi i dopadła do szafy, którą też otworzyła na oścież.
- Nie mam się w co ubrać! – wykrzyczała przerażona.
Wtedy w drzwiach pojawiła się Rosie.
- Coś się stało kochana?  - zapytała zatroskana babcia.
- Pan William i Kevin zapraszają nas dziś wieczorem na kolację, a ja nie mam odpowiedniej sukienki. – odpowiedziała i dla pewności wyrzuciła wszystko z szaf w nadziei, że znajdzie gdzieś jakąś zapomnianą kieckę.
Rosie zamyśliła się chwilę i podeszła bliżej.
- Chyba mam coś dla ciebie.
Lucy spojrzała na kobietę, która gestem dłoni wskazała jej, żeby poszła za nią. Sypialnia babci była bardzo jasnym pomieszczeniem. Ściany w kolorze pastelowej żółci i piękny dębowy parkiet idealnie pasował do starszej kobiety. Rosalie uchyliła drzwi za którymi znajdowała się malutka garderoba i po chwili wyciągnęła z niej wieszak, na którym wisiało coś przykryte materiałem, zapewne w celu zapobiegania zniszczeniu.
- To sukienka twojej mamy. – powiedziała. – Pewnie chciałaby żebyś ją założyła.
Lucy poczuła, że zbiera jej się na łzy. Samo wspomnienie o matce, której nie znała było bardzo bolesne. Szczególnie teraz, kiedy dowiedziała się prawdy o tym, że Lilian oddała za nią życie.
Rosie powoli zaczęła podnosić ochronne płótno i Lucy na moment wstrzymała oddech. Gdy suknia ukazała się w całości dziewczynę zamurowało. Spojrzała na babcię, która czekała na reakcję wnuczki.
- Babciu… - zaczęła blondynka i zawahała się chwilę.
- No jak ci się podoba? – zapytała zniecierpliwiona i podekscytowana staruszka.
– Zwariowałaś!! – wyrzuciła w końcu z siebie Lucy i parsknęła śmiechem.
Na wieszaku bowiem wisiała biała suknia. Dziewczyna nie mogła powiedzieć, że była brzydka, bo naprawdę wyglądała niesamowicie, ale nie była to zwykła suknia.
- O co ci chodzi? – posmutniała Rosie.
- Mam założyć suknie ślubną mojej matki na kolacje u sąsiadów? – zapytała Lucy jeszcze raz przyglądając się sukience. Długie rękawy wykonane były z koronki, a cała suknia po prostu wyglądała olśniewająco. Szczególną uwagę Lucy przykuła mała broszka przypięta na wysokości tali po prawej stronie. Dziewczyna podeszła bliżej, by sprawdzić czym jest owa biżuteria. Była to malutka spinka w kształcie wilczej łapy, wykonana z czarnych jak węgiel kamieni.
- Twoja mama dostała tą broszkę od Izabell, której matka była kiedyś znachorką.
Lucy spojrzała na babcię.
- Isabell to żona pana Ruperta tak? Mieszkają tam pod lasem.
Rosie kiwnęła głową i usiadła na łóżko.
- Siadaj, coś ci opowiem.
Dziewczyna spoczęła obok staruszki.
- Matka Isabell dożyła bardzo sędziwego wieku.  Mieszkała z córką i zięciem w tamtej chatce. Lilian pewnego dnia postanowiła ich odwiedzić. Wróciła wtedy bardzo zmieszana. Nie chciała mi powiedzieć co się stało. – westchnęła. – Dopiero po jej śmierci, gdy Christien zabierał rzeczy Lilien dostrzegłam tą broszkę. Postanowiłam zapytać o nią Williama, ale on odesłał mnie do Isabell.
Lucy słuchała uważnie.

- Poszłam więc i zapytałam co oznacza ta wilcza łapa. Isabell wyjaśniła, że tamtego dnia gdy Lilian ich odwiedziła, jej matka zobaczyła w niej swoją następczynie. Od lat próbowała uczyć córkę zielarstwa, jednak ta nie miała do tego głowy. W Lilien od razu zobaczyła coś co ją zafascynowało. Moja córka jednak długo zwlekała z podjęciem decyzji, a gdy już zdecydowała, że będzie pobierać naukę od matki Isabell, znachorka zmarła.
- Dlaczego nie oddałaś broszki Isabell?
- Chciałam. Ale ona powiedziała, że skoro matka wybrała Lilian na następczynie, to broszka ma zostać u mnie. Chociaż sądzę, że po prostu chciała pozbyć się wszystkich pamiątek po matce.
Lucy westchnęła. Nie przypuszczała, że nie wie aż tylu rzeczy o Lilian. Dopiero co dowiedziała się, że jej babcia mieszka w wiosce z jakimiś potomkami wilków, później poznała prawdę o swoich narodzinach, a teraz jeszcze coś takiego.
- Jeśli nie chcesz założyć tej sukienki, to poszukam coś innego. – powiedziała Rosie, chowając białą kreację z powrotem do garderoby. – Chyba jest jeszcze coś co zostawiłam na specjalną okazję.
Po chwili babcia wyciągnęła z szafy pudełko i podała je dziewczynie, która nadal siedziała na łóżku.
- To też należało do twojej mamy.
Lucy uniosła wieko i wyciągnęła zawartość. W środku znajdowała się śliczna, błękitna sukienka. Zwiewny materiał idealnie pasował do kwiecistego wzoru pokrywającego jej dolną część. Na górze naciągnięta była gumeczka, umożliwiająca zsunięcie rękawów na ramiona, co dawało lekko kokietujący wygląd. Całość zapinana była na guziczki.
- Jest śliczna babciu. – powiedziała Lucy wstając i przykładając ubranie do ciała. – Będzie idealna. Dziękuję.
Dziewczyna uściskała babcię i postanowiła pójść do siebie przymierzyć kreację.
- Lucy… - zagadnęła ją Rosie, gdy ta już prawie opuściła jej sypialnię.
- Tak?
- A co ja mam na siebie założyć? – zapytała kobieta i obie zaczęły się śmiać.

KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz