Zakładnik

1K 127 4
                                    

Kiedyś na sprawdzianie z matematyki zastanawiałem się, czy może być coś gorszego od rysowania wykresów i rozwiązywania równań, które nigdy nie przydadzą ci się w życiu. Już wiem, że może. Co dokładnie? Porwanie. 

Wpakowali mnie do samochodu a obok mnie usiadł ten półgłówek, któremu nie dość, że śmierdziało z ust, to jeszcze zaczął mnie zaczepiać. 

-Szefie, co z nim zrobimy? - zapytał nagle. 

W między czasie samochód ruszył, a co za tym idzie, mogę śmiało powiedzieć, że zostałem najzwyczajniej w świecie porwany. Z tego co słyszałem, miałem pomóc im wydostać się z banku, a tu proszę. Najwidoczniej jeszcze się mną nie znudzili... 

-Cholera... Co się robi z takimi dzieciakami, idioto? Spójrz na niego, widać, że ma pieniądze... - warknął kierowca Jo... coś tam. Jeszcze dowiem się jak się nazywa a potem idę prosto na komisariat policji... O ile mnie wypuszczą. Aish, a co jeśli nie?  

Mężczyźnie siedzącemu obok mnie naprawdę długo zajmowało domyślenie się co pozostała dwójka zamierza ze mną zrobić. Chyba faktycznie nie był pierwszego umysłu... Wyjrzałem za okno kiedy "szef" zaczął opowiadać o swoim planie. Chciał mnie porwać i zażądać wysokiego okupu od moich rodziców.. Życzę mu dużo powodzenia, wątpię, że któreś z nich będzie chciało zapłacić za odzyskanie takiego, nic nie wartego chłopaka jak ja. 
Wyjechaliśmy za granice miasta. Na razie nie było widać ani słychać patroli policji, a co za tym idzie miałem przechlapane jeszcze bardziej. Byliśmy na terenie jakiegoś pola, u którego boku rozciągał się nieco zszarzały las. Była jesień, więc to nic dziwnego, że widok był powalający. 

-Wypuśćcie mnie... Przecież nic wam nie zrobiłem... Nie doniosę na policję... - jęknąłem w pewnym momencie. 

Czułem, że nie mogę dać tak łatwo za wygraną, w końcu muszę walczyć o swoje... życie, prawda? 


1. Nigdy się nie poddawaj.


-Ucisz go albo sam to zrobię... - warknął pasażer z przodu, zaczynając zdejmować maskę. 

Poczułem mocne uderzenie w policzek, od którego w moich oczach zebrało się kilka łez. Oparłem się o szybę i zamknąłem oczy, nie chcąc dać im tej satysfakcji, którą byłyby mokre ślady na moich policzkach.  

W całym samochodzie panował zapach mocnych, męskich perfum i ta charakterystyczna woń, którą się czuje gdy kupuje się coś nowego. Przejechałem palcem po skórzanym wykończeniu drzwi, chcąc się jakoś uspokoić. Nie przyjrzałem się samochodowi gdy mnie do niego prowadzili ale mogłem stwierdzić, że najtańszy nie był. Skoro mieli pieniądze, to po co okradać bank? 
Nim się obejrzałem stanęliśmy przy jakimś budynku przypominającym stodołę. Z drugiej strony rozciągał się las, przed którym stał mały, tradycyjny domek wykonany z drewna. Powiedziałbym, że był nawet ładny gdyby nie panujące obecnie okoliczności... 

-Dobra, zajmij się nim Sung. Wsadź go na strych i niech tam siedzi.. Tylko cicho, jasne? - syknął kierowca po czym opuścił auto razem z pasażerem. 

Było dla mnie zrozumiałe, że brudną robotę zleca się tym głupszym, tylko dlaczego ja muszę dodatkowo na tym cierpieć? Jeśli mam być szczery, to wolałbym sam iść gdzieś, gdzie miał mnie zaprowadzić mężczyzna i sobie przyłożyć. 
Z jednej strony byłem wystraszony i zdołowany, nie czułem się bezpiecznie w otoczeniu takich ludzi. Byli nieobliczalni i kompletnie pokręceni a myśli typu "Przecież zrobią ci krzywdę, wiej Soo!"  nie dawały mi spokoju. Ta niepewność była jedną z najgorszych rzeczy w obecnym czasie. 
Z drugiej natomiast byłem pełny nadziei, że gdy wiadomość o porwaniu ujrzy światło dzienne, któryś z moich rozwiedzionych ze sobą rodziców postara się mnie uratować. To porwanie może być okazją do przekonania się czy coś znaczę, nie tylko dla nich, dla kogokolwiek oprócz Xiumina. Przez ostatnich kilka lat tylko on był dla mnie wsparciem, tylko on mnie słuchał i tylko on ze mną rozmawiał. Nawet nie będzie wiedział, że zostałem porwany! Moja matka znana jest ze szlabanów za nic na naprawdę długie okresy czasu przez co Minseok jest przyzwyczajony do tego, że czasami nie ma ze mną kontaktu przez kilka tygodni. 

Gdy w końcu wyszedłem z samochodu, szybciej od mężczyzny co prawda, rozejrzałem się po otoczeniu. Tak jak mówiłem, mały domek, stodoło-podobny budynek a dookoła kolorowy las.
Zostałem złapany za ramiona "żeby nie uciec" chociaż tak naprawdę, wcale mi się do tego nie śpieszyło. Może takie wakacje dobrze mi zrobią? Mój sposób myślenia wydaje się być chory i popaprany jednak w tym szaleństwie jest metoda. 

-Ładnie tu... - mruknąłem pod nosem, rozglądając się na wszystkie strony. 

Świeże powietrze łaskoczące moje nozdrza było miłą odskocznią od tym miejskim, tym skażonym spalinami. Poza tym, było tu tak spokojnie i cicho, że mógłbym tu zamieszkać. Zresztą chyba będę musiał, skoro chcą mnie tu przetrzymywać. 

Zostałem poprowadzony do ślicznego domku, na którym namalowane były różne, tradycyjne wzroki. Wchodząc do środka zobaczyłem dwóch rabusiów bez kominiarek, którzy raczej nic nie robili sobie z mojej obecności. Byli odwróceni tyłem do nas, rozprawiali się nad jakimiś kartkami rozłożonymi na stole więc nie mogłem nawet zobaczyć ich twarzy. Posłusznie wszedłem po schodach na zakurzony strych, na którego suficie rozciągały się rozmaite pajęczyny. Nie było tutaj dużo miejsca. Drewniana podłoga, liche ściany wykonane z tego samego materiału i jedno, małe okienko. Jak przystało na tradycyjną architekturę dach był skośny, co sprawiało, że miało się wrażenie jakby ściany same się na ciebie pchały. 

-Siedź tu, masz być cicho bo inaczej... - warknął mężczyzna, ciskając mną o podłogę. 

Nie rozumiem dlaczego tak chojraczył, chciał się dowartościować, czy co? Przecież całą drogę szedłem posłusznie, bez piśnięcia ani słówka. Chciał udawać takiego stanowczego i twardego porywacza? Proszę bardzo. 

Usiadłem na podłodze, pod ścianą. Na dobrą sprawę ledwo co mogłem wstać by nie zawadzić głową o skośny sufit, przy którego najwyższym punkcie musiałem stanąć zgięty bo był tak nisko opuszczony. 
W każdym razie, wyjrzałem za okno a moim oczom ukazały się jedynie drzewa i ta stara stodoła. Nie wiem jak to się nazywało, nigdy nie lubiłem takich rzeczy. Było zbudowane z jakiegoś szarego materiału, od czasu do czasu przerywanego uzupełnieniami z cegieł, a wysokością dorównywało koronie drzew. 
Było tu naprawdę ładnie, zupełnie inaczej niż w mieście. Tu nikt się nie czuł pośpiechu w rzucenia się w codzienność... Kiedy dorosnę kupię sobie dom właśnie w takim miejscu, cichym, spokojnym i uroczym. 

Zacząłem traktować to jako przygodę. Dopóki porywacze nie zranią mnie w jakikolwiek sposób to chyba będzie w miarę znośnie... Oczywiście oprócz tych okropnych pajęczyn! Starałem się je jakoś zniszczyć ale wszystkie się na mnie zaczepiały czy kryły w sobie pająki albo jakieś owady. Przez to wszystko przestałem kontrolować ciche popiskiwanie i skakanie po podłodze na wszystkie strony. Mogę spać nawet w lesie, tylko nie tu! Błagam! 

Po moim ostatnim pisku kiedy to pająk usiadł mi na ręce a ja w akcie paniki upadłem na ziemie, uprzednio uderzając się w sufit głową, usłyszałem kroki na schodach. Zamarłem kuląc się pod ścianą. Już po mnie... 

Calm Down Bae || KaiSooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz