Siedziałem na jego kolanach, cały czas trzymając ręce na jego policzkach. Nie mogłem opanować drżenia ciała, chciałem być tak blisko niego już od bardzo dawna, a to, co dla mnie zrobił sprawiło, że przestałem mieć wątpliwości co do tego, czy między nami coś jest.
-Kyungie... - szepnął po chwili ciszy, przejeżdżając językiem po swoich wargach, przez co dotknął nim też tych moich. Otworzyłem szerzej oczy, czując jak zamieniam się w żywy piecyk po czym zjechałem dłońmi po jego torsie aż do materaca kanapy.
-Jongin... J-ja... - zacząłem się powoli odsuwać, cały czas lustrując wzrokiem jego twarz.
Nagle usłyszałem jego uroczy śmiech, ten, który towarzyszył mi już w pierwszym dniu pobytu tutaj kiedy to doświadczyłem ataku pająka, na moją, trzęsącą się w tamtym momencie, osobę.
Pamiętałem każdą chwilę, każdy jego ruch, aż do teraz.
Poczułem jak jego palce suną po moich ciepłym karku, na wskutek czego przeszedł mnie dreszcz. Moje serce waliło tak mocno, że chłopak z pewnością wyczuł mój przyśpieszony puls.
Przełknąłem nerwowo ślinę, cały czas skacząc wzrokiem z jego ust do oczu i z powrotem. Nie mogłem się opanować i wtedy...
Poczułem jak chłopak wplata palce w moje włosy, z każdą sekundą przysuwając się o milimetr. Kiedy nasze usta dzieliły mikrometry, mężczyzna zboczył z kierunku, przekręcając moją głowę tak, by miał dostęp do mojego ucha.
Odetchnąłem z ulgą, czując jak moje rumieńce z każdą chwilą stają się coraz większe. Ale zaraz... czemu mnie nie pocałował?
-Kyungie... Zwolnij... Jeszcze Ci serduszko stanie... Albo co innego - poczułem jego gorący oddech na swojej skórze. Czułem jak się uśmiecha, nie był to ten słodki, niewinny uśmiech... To był ten wredny, egoistyczny.
Wiedział, że mi się podoba, wiedział to i właśnie dlatego tak cholernie to wykorzystywał. Spuściłem głowę, lekko się od niego odsuwając po czym zdjąłem jego rękę z moich włosów.
-Cholerny dupek. - prychnąłem, udając, że się obrażam po czym szybko wstałem z jego kolan, ruszając w stronę kuchni.
Wchodząc do środka chciałem zapalić światło, to jednak odmawiało mi posłuszeństwa. W salonie zapalone były świeczki, przez co nie zauważyłem, że nie ma prądu przez tą burzę.
Oparłem się o ścianę, wpatrując w okno, za którym obraz lasu co jakiś czas się rozświetlał
-Jongin! - zawołałem, bojąc się ruszyć chociażby na krok - Cholera... Korki wywaliło. Napraw to, idioto! Tu jest ciemno... boję się... - mówiłem coraz ciszej, krzyżując ręce na klatce. Nie chciałem być tu sam, a fakt, że wszędzie było czarno jeszcze bardziej mnie dołował. Postanowiłem wrócić do salonu, jednak zanim udało mi się wyjść z kuchni, zostałem przyparty do ściany.
-Idioto! - pisnąłem, cały się trzęsąc, kiedy poczułem jego duszące perfumy - Wystraszyłeś mnie...
Chłopak jedynie przyparł mnie całym ciałem do drewnianej ściany, opierając rękę tuż obok mojego ucha. Czułem się przytłoczony, nie miałem centymetra wolnego powietrza, a nasze oddechy swobodnie mieszały się ze sobą, przez brak dystansu, którego pozbawił nas Jongin.
-Mógłbyś... się... odsunąć? - wymruczałem, ponownie mocno się rumieniąc. Ta bliskość mnie cholernie peszyła.
-Po co? Wiem, że ci się to podoba... - uśmiechnął się, co zobaczyłem przez błysk, rozjaśniający pomieszczenie.
-Chodzi o to... że za bardzo... odsuń się... - wyszeptałem, nieśmiało podnosząc na niego wzrok.
Nagle poczułem jak jego ciepła dłoń ląduje na moim policzku. Zaczął głaskać mnie kciukiem, ponownie zniżając się do mojego ucha.
-Jesteś uroczy, wiesz? - zachichotał szeptem, powoli się o mnie ocierając całym ciałem.
Tego było za wiele, nie mogłem wytrzymać. Nie teraz, nie, kiedy jesteśmy tak blisko już drugi, cholerny raz.
Chwyciłem go za włosy, mocno za nie ciągnąc, tak, by chłopak na mnie spojrzał.
Kiedy to zrobił, cicho westchnąłem i przycisnąłem swoje czoło do tego jego.
-Jesteś cholernym dupkiem, Kim Jongin - wysyczałem przez zęby, zaciskając mocno oczy.
Skoro on nie chciał zrobić tego pierwszy to ja musiałem, raz kozie śmierć.
Wziąłem ostatni raz głęboki oddech i zjechałem dłonią po jego ramieniu, tak, by na końcu wędrówki spleść z nim palce. To, że zrobił to bez problemu zmobilizowało mnie do zahaczenia wargami o te jego, co niepewnie zrobiłem.
Uniosłem się na palcach, by było nam łatwiej i powoli złączyłem nasze wargi, czując jak cały płonę przez to wszystko.
Obawiałem się, że chłopak mnie odtrąci, wyzwie od dziecka czy po prostu da w twarz... ale on zrobił coś, co zupełnie zbiło mnie z tropu.
Mocniej ścisnął moją rękę, drugą zjeżdżając na mój kark, po czym powoli zaczął odwzajemniać ruchy moich warg.
Cicho zamruczałem, puszczając jego włosy i uśmiechnąłem się w jego usta.
Masowałem wargami te jego, czując jak po chwili to chłopak przejmuje nade mną kontrolę i pogłębia pocałunek, rozchylając moje wargi językiem. Wpuściłem go do środka bez zawahania, cały czas ochoczo głaszcząc go kciukiem po wierzchniej części dłoni.
To był mój pierwszy pocałunek; pocałunek z porywaczem, który porwał również moje serce.
Cały drżałem, czując ogromne szczęście, wypełniające moje całe, kruche ciałko.
W końcu zabrakło mi powietrza, co najpewniej wyczuł bo odsunął się ode mnie w idealnym momencie. Leniwie rozchyliłem powieki, dziwiąc się, że jeszcze stoję, bo nogi już dawno zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa.
Przygryzłem wargę, z lekkim uśmiechem wpatrując się w jego piękne oczy. Przez półmrok panujący w domu mogłem zauważyć, że on też się uśmiecha.
Staliśmy tak chwilę w milczeniu, cały czas będąc blisko siebie i pozwalając by nasze oddechy tworzyły ze sobą zgraną więź.
-To... Ja może pójdę zobaczyć co z tym prądem... - powiedział cicho, po czym powoli się ode mnie odsunął.
Przytaknąłem mu szeptem, pozwalając by puścił moją dłoń a gdy zniknął za drzwiami, osunąłem się po ścianie, szeroko uśmiechając.
Zamknąłem oczy, przykładając palec do ust, które przed chwilą były pod władaniem tych mężczyzny.
Nim się ocknąłem światło w pomieszczeniu się zapaliło, rażąc mnie swoim blaskiem.
Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc wstałem, nie chcąc wzbudzać podejrzeń chłopaka.
-Jongin... - mruknąłem cicho, wchodząc do salonu, gdzie obecnie siedział - Boję się tej burzy...
Brunet odwrócił wzrok w moją stronę i z tym zniewalającym uśmiechem, wyciągnął do mnie ręce, bez słów zapraszając do siebie.
Moje oczka od razu dostały jakiegoś magicznego blasku, nie mogłem do niego nie podejść.
Usiadłem na kanapie, po chwili kładąc się tak, by położyć głowę na kolanach chłopaka.
Zamknąłem oczy z lekkim uśmiechem i skuliłem się, podkładając złożone dłonie pod głowę.
Po chwili poczułem przyjemne ciepło, miękkiego materiału, nasuwającego się na moje ciało. Wtuliłem się w kocyk, którym starszy mnie okrył i cicho mruknąłem, czując jego usta na swojej skroni.
-Dobranoc, aniołku... - usłyszałem cichy szept, a następnie poczułem jak bawi się moimi włosami.
Cały rozanielony nie potrzebowałem długiego czasu by zasnąć na kolanach swojego ukochanego, będąc po pierwszym pocałunku, który okazał się tym najlepszym, na jaki tyle czekałem.
4. Nie przywiązuj się do nikogo
~~
Następnego dnia obudziłem się wtulony w ciało swojego ukochanego, który najwidoczniej położył się obok mnie.
Z cichym westchnieniem otworzyłem oczy, lekko się przeciągając.
Położyłem dłoń na jego policzku, lekko głaszcząc go kciukiem.
Z rana wyglądał jak istny anioł; roztrzepane włosy, lekko rozchylone wargi, wykrzywione w lekkim uśmiechu, naturalny wyraz twarzy.
Kiedy zaczął się budzić, postanowiłem szybko wykorzystać okazję i cmoknąłem go w usta, lekko się rumieniąc.
-Dzień dobry, Nini - szepnąłem słodko, lekko się od niego odsuwając.
-Już nie dupku? - zaśmiał się jedynie, leniwie otwierając oczy.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, sięgając ręką do moich włosów, by odgarnąć mi grzywkę z czoła.
-Wyglądasz rozkosznie z rana - oznajmił, wpatrując mi się w oczy, na co jeszcze mocniej się zarumieniłem, spuszczając głowę by nic nie widział - No i tak uroczo się rumienisz!
W odpowiedzi jedynie burknąłem cicho i wstałem z kanapy, mocno się przeciągając.
Ruszyłem do kuchni, by zrobić dla nas obu śniadanie. Tym razem został na noc, to znaczy, że mamy cały dzień dla siebie... Mamy całe dwa miesiące dla siebie...
Reszta ranka zleciała nam na jedzeniu śniadania i dogryzania sobie nawzajem. Czułem się naprawdę świetnie bo z każdym jego złym słowem skierowanym w moją stronę, udawałem, że się obrażam, a on przytulał mnie i dawał buziaka w policzek na przeprosiny.
Skarb nie człowiek.
Po południu przyszedł czas na pożegnanie się z małym, uroczym domkiem, w którym tak wiele się wydarzyło... Nigdy nie zapomnę tych dwóch tygodni spędzonych w tym lesie.
Wsiadłem z chłopakiem do samochodu, na którego tylnim siedzeniu znajdowała się duża, sportowa torba.
Położyłem rękę na jego udzie i lekko się uśmiechnąłem, a kiedy odpalił silnik cicho westchnąłem, opierając się wygodniej o fotel.
-Miałem zamiar jechać od razu na Jeju... - zaczął cicho i niepewnie - Ale jeśli chcesz, możemy jechać do Twoich rodziców... Pewnie się mar...
-Nie! - przerwałem mu, od razu się spinając.
Schowałem dłonie w kieszeniach swojej bluzy i cicho mruknąłem, odwracając od niego wzrok.
-Nie chcę ich widzieć... Nie widzę potrzeby jechania do nich... Żyję? Żyję. Pewnie i tak już o mnie zapomnieli...
-Soo... Nie mów ta...
-Cicho. - przerwałem mu ostro, zamykając oczy. - Jedź na to pieprzone Jeju i daj mi spokój...
// I tu kończy się jeden z kluczowych działów, których będzie jeszcze trochę niedługo dowiemy się, dlaczego Soo nie chce widzieć swoich rodziców, za czym kryje się dosyć... specyficzna historia.Mam nadzieję, że wam się podobało i "widzimy" się w następnym rozdziale, mam nadzieję, że jutro/pojutrze <3
CZYTASZ
Calm Down Bae || KaiSoo
FanfictionKyungsoo pewnego dnia zostaje wysłany przez mamę do banku. Normalna wpłata, złożenie podpisu i... napad na bank?