Niezgodnie z planem

952 117 11
                                    


Kolejne dni mijały bardzo podobnie, można powiedzieć, że wpadłem w pewnego rodzaju rutynę. Tak jak mówił Jongin, pilnował mnie tylko on, chociaż często przypominało mi to bardziej zwykłe, koleżeńskie odwiedziny. 
Naprawdę zapomniałem o tym, że zostałem przez niego porwany. Nie musiało minąć kilka dni bym pogodził się z myślą, że się z nim zauroczyłem. 
Cały czas wpatrywałem się w jego głębokie, brązowe oczy z uśmiechem większym niż dotychczas, oblizywałem wargi kiedy zaczesywał swoje brunatne włosy w tył. Nie oszczędzałem sytuacji, w których mogliśmy być blisko. Zawsze przysuwałem się do niego na kanapie, a podczas gotowania wspólnych obiadów stawałem za nim, usprawiedliwiając się strzelającym na patelni olejem, chociaż często nawet go nie używaliśmy. 

Miałem wrażenie, że moje podchody nie przeszkadzają chłopakowi, a wręcz schlebiają mu. Nie wiem na jakich zasadach opierała się nasza relacja, ale była naprawdę... świetna. 

Tego dnia jak co dzień czekałem na swojego księcia, ze śniadaniem rozłożonym na stole. Zawsze przyjeżdżał do mnie punkt 10 i siedział ze mną do późnego wieczora, przez co czasami zastanawiałem się, czy ma w ogóle jakieś życie poza tym lasem. 

Parująca na stole jajecznica powoli przestała wydawać z siebie jakiekolwiek obłoki perłowego dymu, a herbata stała się bardziej Ice Tea. 
Zmartwiłem się, widząc na zegarku godzinę 10:30. 
Nigdy się nie spóźniał, zawsze, ale to zawsze był na czas... 
Coś mu się stało? 
Nie potrafiłem odpowiedzieć sobie na to pytanie, a jego wydźwięk dręczył mnie przez kilka kolejnych godzin. Cały się trząsłem z nerwów. Nie wiedziałem, czy to ja zrobiłem coś źle, czy po prostu coś mu się przydarzyło. 
Ostatnio się do niego przytuliłem, może to dlatego nie chce mnie już widzieć? 

Starałem się jakoś oderwać od tego tematu, posprzątałem cały, malutki dom; wyprałem wszystkie swoje ubrania, poszedłem na spacer... Niestety, ten nie do końca mi wyszedł. 
Będąc na dróżce, którą jeździł Jongin, zaskoczył mnie deszcz. Był tak ulewny, że szybko schowałem się pod drzewem, a moje ciało przeszył dreszcz kiedy usłyszałem pierwszy grzmot pioruna. Niebo momentalnie zakryło się za gęstymi chmurami, a ja okryłem się ramionami, chcąc jakoś ogrzać. 

Nagle usłyszałem rumor silnika, przez co schowałem się za dużym drzewem, ponownie kuląc kiedy niebo przeszyła błyskawica. 
Jestem na środku lasu, do domu mam pięć minut drogi. Nie przeżyję tego! 

Widząc niebieskiego nissana od razu poczułem ogromną ulgę. Szybko wyszedłem zza drzewa i stanąłem na drodze samochodu, który prowadził Jongin. 
Widząc ruch ręki, skierowany w moją stronę, mało się zastanawiając podbiegłem bliżej, pakując się do samochodu. 

-A ty co tu robisz? Jest późno, powinieneś siedzieć w domu. - powiedział jakoś dziwnie... ozięble. 

Cały czas unikał mojego wzroku, nie odzywał się przez resztę drogi, mimo moich pytań o jego późny przyjazd. 
Włożyłem ręce między nogi, chcąc je jakoś ogrzać a kiedy niebo znowu się rozświetliło, spojrzałem na mężczyznę obok, kompletnie zamierając. 

Rozchyliłem lekko wargi, prostując się i przybliżając twarz do tej jego. 

-J-jongin... - mruknąłem cicho, kładąc dłoń na jego policzku. 

Pod jego nosem roztaczała się stróżka już zaschniętej krwi, miał rozcięty łuk brwiowy, na którym widniał lichy plasterek a na smukłej kości policzkowej znajdował się mały siniak. 
Przynajmniej tyle udało mi się zobaczyć przez kilkosekundowy obraz, oświetlony przez błyskawicę. 

-W domu... - powiedział jedynie, widocznie rozumiejąc o co chodzi. 

Chwycił moją rękę i ściągnął jej sobie z twarzy. 
Moje serce zabiło szybciej kiedy... wcale jej nie puścił. 
Trzymał ją przez cały czas, wiedząc, że to skutecznie zamknie mi usta. 
Odwróciłem głowę, lekko się uśmiechając po czym poczułem jak moje policzki stają się ciepłe. 
Niepewnie rozłożyłem palce i niemo pisnąłem, kiedy te jego wkradają się między nie, splatając się z nimi w delikatnym uścisku. 
Miałem wrażenie jak serce chce wyskoczyć mi z klatki, a do mojego podbrzusza wprowadza się stado szalejących motylków. 

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, od czasu do czasu przerywanej odgłosami burzy, która obecnie nie była dla mnie ani trochę straszna.
Zamknąłem oczy, delektując się tą chwilą bo mimo tego, że to tylko trzymanie się za rękę, dla mnie było to największą bliskością, jaką dotychczas dzieliłem z Jonginem.

Nagle poczułem jak uścisk między nami się rozluźnia, a dźwięk silnika gaśnie. Otworzyłem niepewnie oczy, orientując się dopiero po chwili, że jesteśmy przed małym, drewnianym domkiem na środku lasu.

-Chodź... Musimy porozmawiać... - powiedział chłopak, wychodząc z auta.

Cały w skowronkach podreptałem do domu, gdzie niemalże od razu ruszyłem do łazienki. Wyjąłem z szafki nad lustrem wodę utlenioną, gazik i plasterek by już po chwili znaleźć się na kanapie, uprzednio sadzając tam mężczyznę. 

Z niemałym uśmiechem, jak i rumieńcem, usiadłem mu na kolanach, by zapatrzeć się w jego oczy. 

-Posłuchaj.. - zaczął, tym samym wyrywając mnie z tego dziwnego transu. 

Szybko chwyciłem za buteleczkę z wodą utlenioną i gazik. Wylałem odrobinę płynu na biały materiał, powoli przystawiając go do nosa chłopaka. 
Przez przypadek dotknąłem palcem jego górnej wargi, na co momentalnie zarumieniłem się, szerzej otwierając oczy. 

Jego usta... Były tak pełne i kształtne. Stworzone do całowania... Ciekawe kogo nimi uszczęśliwia... 

-Tak? - mruknąłem cicho, kiedy przez moje zachowanie nie wydusił z siebie ani słowa. 

-Przepraszam, że nie przyjechałem rano.. Musiałem coś załatwić. - gdy mówił, kontynuowałem opatrywanie go, chociaż częściej wyglądało to tak, jak gdybym po prostu pożerał go wzrokiem.

Szybko uporałem się z tym wszystkim, odkładając na ławę buteleczkę z wodą utlenioną i mokry gazik. 
Nie chcąc nadużywać jego dobroci czy cierpliwości, zsunąłem się z jego kolan, cicho wzdychając. 

-Jongin... A-ale... Co Ci się stało? Ktoś Cię pobił? - wymruczałem zmartwiony, spuszczając wzrok najniżej jak się dało. Cały czas czułem jego wzrok na sobie, czy delikatne pieczenie policzków. 

-Oj mały... - jęknął zrezygnowany, opierając się wygodniej o zagłówek kanapy. - To nic takiego... Po prostu... To wszystko idzie niezgodnie z planem... 

-Hmm? Nie rozumiem... - mruknąłem nieco zmartwiony, przechylając nieco głowę, by móc na niego spojrzeć. 

-Soo... Dobrze wiesz dlaczego nadal tu jesteś... Twoim rodzicom nie śpieszy się, żeby wpłacić okup... 

-Tak, wiem... - przerwałem mu, spuszczając głowę. Nie mogłem tego słuchać, czułem się jak... jak nikt. Kompletne zero. Właśni rodzice nie chcą mnie wykupić z rąk porywaczy. 

-Kyungie... - powiedział nad wyraz spokojnie - Jeżdżę tu, żeby Cie pilnować. Nie dlatego, że możesz uciec, tylko dlatego, że w każdym momencie komuś może znudzić się czekanie na pieniądze i cię... 

-Skrzywdzić - kolejny raz mu przerwałem - Blah, blah, blah. Ciągle to samo. Niech zgadnę, pobili Cię bo chciałeś mnie uratować. Fajnie. - rzuciłem sarkastycznie, gwałtownie wstając z kanapy. 

Poszedlem do kuchni, skąd wziąłem kartkę i długopis po czym wróciłem szybkim krokiem do salonu. 

-Login... hasło... - wyliczałem, wypisując wszystkie dane na papierze - Tu masz moje konto, na którym zbieram oszczędności. Jeśli to nie wystarczy to masz numer do moich dziadków. Oni powinni się tym bardziej przejąć chociaż nie wiem czy jest aktualny, nie miałem z nimi kontaktu od paru lat. - powiedziałem ze łzami w oczach, rzucając w niego kartką, którą po chwili wsadziłem mu do kieszeni.

Usiadłem na brzegu kanapy i burknąłem coś niezrozumiałego pod nosem, krzyżując ręce na klatce. 

-Kyungie... - odezwał się w końcu, bezradnym głosem. Po jego tonie mogłem wyczytać, że zaskoczyło go moje wyjątkowo ostre podejście - Co się dzieje? 

Poczułem jak materac obok mnie ugina się pod jego ciężarem, a jego ciepła ręka owija mnie wokół pasa. 
Ciężko westchnąłem, powoli spuszczając z tonu, po czym wtuliłem się plecami w jego ciało, spuszczając głowę. 

-j-ja... Chcę to już skończyć... Nie chcę tak żyć... Nie chcę.. żebys przeze mnie... cierpiał.. - ostatnie słowa niemalże wydukałem drżącym głosem. 

-Soo... Mój kochany, mały Soo... - westchnął rozbawiony, po chwili obracając mnie przodem do siebie - Myślałem, że lubisz tu mieszkać. Lubisz się ze mną spo... 

-Bo lubię! - przerwałem mu, kolejny raz lekko się rumieniąc. - Ale pobili Cię... Nie chcę... Nie chcę żebyś miał problemy... 

-Jesteś uroczy... - zaśmiał się, mierzwiąc moje włosy. 

-Bo się martwię? Przelej te cholerne pieniądze na konto i po sprawie - syknąłem, spuszczając wzrok na jego falującą pod wpływem chichotu klatkę. 

 -I właśnie o to chodzi! - zaświergotał, chwytając moją twarz w obie ręce. - Gdybyś dał mi wcześniej dokończyć, to wiedziałbyś, że dostałem w mordę za to, że nie chcę zwolnić tego domu. Moi koledzy chcą tu zrobić imprezę, czy coś w ten deseń ale ja nie chcę, żeby moja księżniczka się stąd wyprowadzała. Już dawno wpłaciłem za Twoich rodziców ten pieprzony okup, poza tym, ich jest łatwo oszukać. Pieniądze mam tylko dla siebie... 

-Czekaj! Co? - pisnałem, momentalnie się od niego odsuwając. - Jak to wpłaciłeś!? To znaczy, że jestem wolny? Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? 

Widząc zaskoczenie w moich oczach, chłopak jedynie ponownie zachichotał i chwytając mnie za biodra, ściągnął na swoje kolana. Poczułem jak jego palce przeczesują moją nierozgarniętą czuprynę i po chwili lądują na moim karku, co sprowadziło ciarki na moje ciało. 

-Bo Cię lubię... No i jestem samotny. Nie chciałem żebyś tak szybko ode mnie uciekał. Chyba nie jestem taki zły, co? Sam się do mnie przystawiasz - oznajmił, nadal rozbawiony. 

Gdyby nie to, że miał rację to chętnie starłbym mu ten oszałamiający uśmieszek z twarzy. 

-Jongin! - jęknąłem, uderzając go lekko w klatke, po czym chcąc schować swój palący rumieniec, wtuliłem się w niego, przylegając czołem do zagłębienia jego szyi. - Nie przystawiam się do ciebie, idioto... 

-Tak, tak - przedrzeźnił mnie, lekko bujając nami na boki. 

-Czyli, że mogę już wracać do domu, tak? - burknąłem, po chwili myślenia nad tą całą sytuacją. 

-Teorytycznie... tak... - odpowiedział, nie za bardzo zachwycony moim pytaniem. 

Podniosłem głowę, spoglądając w jego brązowe, okrągłe oczy, po czym lekko się uśmiechnąłem, kładąc ręce na jego ramionach.

-Joongin... - mruknąłem przebiegle, szeroko się uśmiechając - Nie chcesz żebym wracał, prawda? Polubiłeś mnie! - zacząłem go łaskotać, by uzyskać odpowiedź, na którą oczekiwałem. 

-Przestań! - wybuchnął śmiechem, wijąc się pode mną jak mały robak. 

Nie zauważyłem nawet kiedy przesadziłem, a jego pląsy sprawiły, że znalazłem się na podłodze. 
Głośno jęknąłem, chwytając się za głowę, w którą uderzyłem się spadając z kanapy, po czym powoli podniosłem się do siadu. 

-Aish... idiota... - burknąłem, przy jego pomocy siadając na kanapie. 

-Przepraszam, mały... - powiedział skruszony, delikatnie masując tył mojej głowy. - W każdym razie... Tak... polubiłem cię. Nie chcę się z tobą rozstawać tak szybko... J-ja... Nie przyjechałem dzisiaj wcześniej bo... szykowałem pokój w swoim mieszkaniu... Dla ciebie... 


Na te słowa zamarłem. Nie umiałem złapać oddechu, a moje oczy przybrały wielkość monet. 
Chłopak, o którym śnię proponuje mi mieszkanie razem?

-c-co? - otworzyłem szerzej usta, sięgając dłonią do tej jego, która nadal spoczywała na mojej głowie - Chcesz, żebym z tobą zamieszkał? 

-Ja... Noo... No tak... - wydukał cicho, powoli ściągając rękę z mojej głowy - Przynajmniej na razie... Wczoraj był ostatni dzień szkoły.. Masz wakacje, co Ci szkodzi spędzić je ze mną? Na... Na Jeju? 

-Co?! - pisnąłem, od razu wskakując mu na kolana. Położyłem dłonie na jego policzkach i lekko głaskając je kciukami, krążyłem wzrokiem po jego twarzy, chcąc doszukać się chociażby krzty żartu. Nic bardziej mylnego... Był w stu procentach poważny... - Serce mi zaraz wyskoczy, powiedz, że żartujesz! 

Chłopak jedynie objął mnie na wysokości pasa, delikatnie się we mnie wtulając. Poczułem mocne ukłucie w podbrzuszu i byłem pewny, że mężczyzna czuje bicie mojego serca, które waliło z niewyobrażalną szybkością. 

-Posłuchaj... Wynająłem nam domek na Jeju... Dwa pokoje, duża kuchnia i łazienka... Prywatny kawałek plaży... Ty, ja... Dwa miesiące... Ale w każdej chwili mogę cię odwieźć do domu, to tylko propozycja. 

-Zamknij się, idioto! - zaśmiałem się, mocno w niego wtulając. Ugryzłem go lekko w ramię, na co zareagował, cichym chichotem.  - Z chęcią z tobą pojadę... Na całe dwa miesiące... Nawet dłużej... Całe zycie! 

-Całe życie? - odsunął się, wędrując rękoma na moje biodra, które lekko ścisnął. 

Przełknąłem nerwowo ślinę, czując, że dałem się ponieść emocjom. To wszystko było tak wspaniałe, że nie mogłem się uspokoić. 
Lekko uśmiechnąłem się, ponownie rumieniąc, chociaż teraz zupełnie mi to nie przeszkadzało. 
Zetknąłem się z nim czołem i cicho westchnąłem, koncentrując uwagę na jego oczach. 

-Właśnie tak... Chcę być tam jak najszybciej... 

Calm Down Bae || KaiSooOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz