Ujrzawszy ją na na horyzoncie, wyjęłam z uszu słuchawki i wstałam z miejsca. Podbiegłam do dziewczyny z uśmiechem na twarzy i stanęłam przed nią.
- Co, gwiazdeczko?- zapytała.
- Nic, Lui.- poszerzyłam uśmiech.
Luiza pokręciła głową z rozbawieniem i powiedziała:- Mam dla ciebie niespodziankę.
- Naprawdę? Jaką?- ucieszyłam się.
- Przecież to niespodzianka.
Wyciągnęła z kieszeni dżinsowej spódniczki paczkę papierosów i zapalniczkę. Zabrałam jej ją, wyciągnęłam całą zawartość i włożyłam sobie do kieszeni. Z drugiej zaś, wyciągnęłam kilkanaście zwiędłych stokrotek i zapakowałam je do opakowania.
Wręczyłam jej to do ręki i uśmiechnęłam się zwycięsko.- Nie pal, to gimbusiarskie.
- Tylko, że to ty chodzisz do gimnazjum, nie ja- przyłożyła palec do mojego nosa i przycisnęła mocnej.
- Ale i tak, to w ogóle nie jest oryginalne. A na dodatek, twoje płuca robią się czarne.
Dziewczyna westchnęła zrezygnowana.
- Lubisz oryginalne rzeczy, prawda?- zmieniła temat.
- Kocham.- przyznałam.
- To chodź- złapała moją dłoń i zaprowadziła mnie do małego lasku.
Pomiędzy drzewami wisiały długie sznurki, na których znajdowały się pomalowane na różne kolory muszelki ślimaków.
Na ziemi leżał brzydki, ciemno zielony koc, w brązowo-żółtą kratę, a na nim stara lampa naftowa i dwie latarki.
- Kurczę, ale tu pięknie- zachwyciłam się.
Luiza podeszła do mnie od tyłu i powiesiła makaronowy naszyjnik na mojej szyi.
- Sama zrobiłam. I naszyjnik, i to miejsce.
Złożyła delikatny pocałunek na moim uchu, a później na szyi. Przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam usta w wąską linnie.
- Ale ja nie mam nic dla ciebie.- spojrzałam na jej bladą twarz.
- Nic nie szkodzi, gwiazdeczko.
- Poczekaj tutaj.
Szybko zebrałam wszystkie, leżące nieopodal liście i zrobiłam z nich sporego kwiatka, tak jak uczyła mnie moja mama. Wręczyłam go Luzie i błyskawicznie pocałowałam ją w policzek.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę, oglądając moje dzieło.
- Dziękuję Ci, gwiazdeczko.- podeszła do mnie i przytuliła mnie tak, że twarzą wtuliłam się w jej ciepłą szyję. Pachniała nieziemsko, jak połączenie rumianku, proszku do prania i jakiś tanich perfum. W jej objęciach było mi niesamowicie ciepło i przyjemnie.
Usiadłyśmy na kocu, a Luiza zaczęła robić z moich włosów przeróżne fryzury. Śpiewała Downtown Petuli Clark, a ja razem z nią. Śmiałyśmy się i kołysałyśmy na boki.
Przypomniało mi się, że w kieszeni nadal mam jej papierosy. Poprosiłam Lui, by wykopała w ziemi niewielką dziurę, a ja włożyłam do niej papierosy i dwa kasztany. Zasypałyśmy wgłębienie i uśmiechnęłyśmy się do siebie.
- Teraz to będzie nasz kasztan.
Położyłam się na kocu i patrzyłam na kołyszące się korony drzew. Luiza gładziła moje włosy i nuciła coś pod nosem.
- Opowiedzieć ci wiersz?
- Wiersz da się opowiedzieć?- zapytałam z zamkniętymi oczami.
- Nawet obraz da się opowiedzieć.
- To mi opowiedz.
- Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.*- Ładny.
- Wiem, ale zamknij już oczka, dobrze?
Zdziwiłam się nieco jej pytaniem, ale posłusznie wykonałam polecenie.
Luiza śpiewała o parasolkach , małych ludziach i deszczu. Gładziła opuszkami palców moje policzki i powieki. Przeczesywała dłonią moje potargane włosy i śpiewała Amazing Grace.
Potem już wszystko docierało do mnie trochę inaczej. Jak przez mgłę, przez długi tunel. Pierwszy raz od urodzenia, poczułam się bezpiecznie.
I od razu stwierdziłam, że kocham to uczucie i nie chce z niego rezygnować.
________________
*wiersz mojej kochanej Wiesi Szymborskiej <3
Z całego serducha przepraszam, że nie dodałam w zeszłym tygodniu.