Biegłam niezwykle szybko, co chwilę potykając się o własne buty.
Grube płatki śniegu opadały na moje policzki i powieki. Wyobraziłam sobie, że właśnie teraz zamieniam się w ptaka i latam. Lecę bardzo szybko, ale nie za szybko. Oglądam wszystko z góry, z innej perspektywy.
W moich płucach zaczęło już braknąć powietrza, lecz moje stopy nadal w szybkim tempie odbijały się od ośnieżonego podłoża. W końcu zauważyłam ją. Miała na sobie niezwykle brzydki płaszcz, który na niej wyglądał jak najpiękniejsza suknia.
Usmiechała się do mnie, a ja, mimo zmęczenia, odwzajemniłam gest.
- Cześć- powiedziałam dusząc się brakiem powietrza.
- Dlaczego biegłaś? Przecież wiesz, że jesteś chora. - Położyła dłoń na moim ramieniu.
Zaczęłam kaszleć i gwałtownie nabierać powietrze.
- Nie chciałam- kaszlniecie- byś czekała.
Luiza uśmiechnęła się słabo, gładząc opuszkami palców mój zaczerwieniony policzek.
Stałyśmy, patrząc sobie w oczy, a ja próbowałam wyrównać oddech.
Nie byłam pewna, czy było spowodowane to zmęczeniem, czy może zmniejszeniem odległości między naszymi osobami.
Potem wszystko działo się szybko, za szybko. Ona zbliżyła się do mnie i delikatnie pocałowała moje usta. Ja stałam nieruchomo, oddychając już nieco spokojniej. W głowie słyszałam miliony szeptów, a gdy Luiza pogłębiła pocałunek, wszystko ucichło.
Ruszała ustami niezbyt nachalnie i niezbyt namiętnie. Po prostu poruszała ustami, łącząc się ze mną.
Swoją zimną rękę położyła na moim karku, na co wzdrygnęłam się.
Nie wiem ile to trwało. Sekundę, minutę, może trzy? To wszystko było tak odległe, kompletnie odpłynęłam.
Odsunęła się ode mnie.
Śnieg padał i nie zamierzał przestać.
- Wiesz, że cię lubię, prawda?- złapała za moją dłoń.
- Wiem. - nie patrzyłam w jej oczy.
Śnieg sypał coraz mocniej i mocniej. Wszystko było jak jakaś scena z filmu, w który nie mogłam uwierzyć.
Wyciągnęła z kieszeni czarny węgielek i narysowała nim gwiazdkę, na moim policzku.
- Wyjedźmy. - powiedziała bloga.Nie, lecz spokojnym tonem.
- Co?- zdziwiłam się.
- Wyjedźmy- powtórzyła - Nic mnie tu nie trzyma. Chcę wyjechać. Z tobą - uśmiechnęła się - Proszę, pojedziemy do Warszawy, będziemy chodzić na fajne koncerty, wspinać się na dachy, mieszkać w namiocie. Będziemy jeść słodycze, będziemy bawiły się z samotnym dziećmi, będziemy piratami w mieście. Będziemy śpiewać na ulicy i uratujmy cały świat. Będziemy szczęśliwe. Razem. - spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
Nie odzywałam się. Była to kusząca propozycja, ale nie mogłam. Nie byłam w stanie wszystkiego tak zostawić. Nie teraz, gdy zaczęło mi się poprawiać. Nie powinnam robić aż tyle, dla jednej dziewczyny, która namieszała mi w głowie.
- Nie mogę. - odpowiedziałam szybko i sprawnie odwróciłam się na pięcie.
Przez ułamek sekundy widziałam w oczach Luizy przerażenie.
- Proszę- powiedziała, a jej głos zaczął się łamać.
Spojrzałam na nią ze łzami w oczach. Chciałam uciec, a za razem ją przytulić, by tylko nie płakała. W jednej chwili stała się jak bezbronne dziecko.
- Nie mogę- powtórzyłam już nieco mniej pewnie- Nie mogę. Musisz to zrozumieć. Jestem za mała, za głupia, za mało doświadczona.
- Zdobędziesz doświadczenie że mną.- prawie płakała.
Pokręciłam głową na boki, powstrzymując łzy.
- Obie nie jesteśmy dorosłe. Nie możemy.
- Możemy. Błagam- spojrzała na mnie, a z jej oczu pociekła sloną ciecz. Jedna po drugiej.
W tym momencie sama zaczęłam płakać. Tak bardzo chciałam być z nią. Cały czas powtarzała przez łzy "nie" i kreciłam głową. Złapałam się za głowę i krzyknęłam, by nie mieszała mi w głowie. Płakała, tam mocno płakała. Mówiła, że zrobi wszystko, krzyczała, że mnie kocha i żebym jej noe zostawiała.
Nie mogłam opanować szaleństwa. Wyrywałam sobie włosy. Spojrzałam na dziewczynę.- Przepraszam- wyszeptałam i wróciłam do domu.
Luiza stała na środku ulicy i trzęsła się niemiłosiernie. Bolało ją serce, gdy myślała o tym, że musi jechać do Warszawy sama.