Wciągnęłam powietrze nosem i poczułam silny zapach dymu tytoniowego.
- Powoli przyzwyczajam się do tego zapachu, wiesz?- powiedziałam, uśmiechając się lekko.
- No widzisz...- odparła Luiza znudzonym głosem.- Nudzi mi się- jęknęła.- Przejdźmy się gdzieś!- krzyknęła uradowana.
- Lui, proszę cię. Wiesz przecież, że nie mogę.
- No, ale gwiazdeczko! Proszę!- uklękła przede mną, składając dłonie i robiąc te swoje słynne, smutne oczy.
Westchnęłam i zrobiłam zrezygnowaną minę.
- Dobra, chodź już.- złapałam ją za rękę i pociągnęłam za sobą.
Usłyszałam jedynie ciche "jest!" z jej strony.
Po kilkunastu minutach rozmowy i spaceru, doszłyśmy do alejki sklepów...akloholowych. Luiza stanęła i uśmiechnęła się szeroko.
Spojrzałam na nią z szerokimi oczami i powiedziałam:
- Chyba sobie żartujesz!
- No dobra, już spokój. Chciałam tylko zobaczyć twoją reakcje. Nie denerwuj się, gwiazdeczko. Złość piękności szkodzi.- powiedziała, dotykając mojego ramienia z głupkowatym uśmieszkiem.
Przymrużyłam oczy i pokręciłam głową na boki. Ruszyłyśmy w dalszą drogę, raz na jakiś czas sprawdzając godzinę.
W końcu zobaczyłyśmy średniej wysokości budynek. Był on jednym z tych szarych, brudnych bloków, rodem z horroru. Luiza dotknęła zimną dłonią mojej ręki, powodując u mnie dreszcze.
Dziewczyna oworzyła ciężkie drzwi, przepuszczając mnie w nich. Dziwiłam się trochę, dlaczego nie ma tu żadnego domofonu, czy coś w tym stylu, ale nie wnikałam.
Zaczęłyśmy wchodzić po schodach, potem po małej drabince, aż weszłyśmy na dach.
- Ładnie tu- uśmiechnęłam się, pocierając ręce z zimna.
- Wiem.- odpowiedziała dziewczyna i podeszła bliżej krawędzi budynku.
Podbiegłam do niej szybko i złapałam jej dłoń. W tej chwili, jakby na zawołanie, wiatr zaczął wiać bardzo mocno.
Włosy Luizy wywiało do przodu, tak, że zasłoniły jej prawie całą twarz. Moja fryzura zaś całkowicie się rozwaliła, a trzy wsówki poleciały gdzieś na drugi koniec dachu.
Czas jakby się zatrzymał. Moje serce się zatrzymało, przestałam oddychać. Luiza scisnęła moją dłoń mocno, aż na mojej twarzy pokazał się grymas bólu, i przyciągnęła mnie do siebie.
Spojrzała w moje oczy, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.- Nie idź tam Lui- zaczęłam mówić, lecz było zdecydowanie za głośno, by dziewczyna mogła cokolwiek usłyszeć.- Spadniesz!- krzyknęłam, próbując przekrzyczeć wiatr.
Nagle wszystko ucichło, a ja zobaczyłam przed sobą przekomicznie wyglądającą osobę. Miała ciemne potargane włosy do ramion, ktorych niektóre pasma znajdowały się w buzi.
- Co mówiłaś, gwiazdeczko?- podeszła do mnie z uśmiechem przegrywa.
Momentalnie wybuchłam donośnym śmiechem. Luiza zaczęła śmiać razem ze mną, lecz nieco ciszej.
- Mówiłam, żebyś nie podchodziła zbyt blisko, bo spadniesz.
- Nie spadnę, gwiazdeczko. Nie martw się, byłam tu milion razy.
Dziewczyna złapała moją dłoń i zaprowadziła do końca dachu, gdzie było widać całą, podświetloną pojedynczymi latarniami miejscowość.
Usiadłyśmy, trzymając się za ręce.
Patrzyłam z zachwytem przed siebie, raz na jakiś czas zerkając na koleżankę. Chwila byłaby idealna, gdyby Luiza nie wyciągnęła paczki papierosów.
- Nie pal.- powiedziałam stanowczo, po czym wytrąciłam jej paczkę z rąk.
Białe opakowanie przez kilka sekund spadało w dół, aż w końcu delikatnie uderzyło o ziemię.
- Co ty...?!- spojrzała na mnie, niedowierzając.
- Nie możesz tyle palić. Chcesz umrzeć?- zapytałam, patrząc jej w oczy.
Dziewczyna nie odezwała się i spuściła głowę. Widziałam, że zepsułam jej humor. Dopadły mnie ogromne wyrzuty sumienia.
W moich oczach pojawiły się łzy. Bardzo miałam ochotę wtedy zniknąć.
- Przepraszam Lui.- zaczęłam się podnosić.
Ona złapała mnie za rękę, trzymając ją bardzo mocno.
- Nie idź, proszę.- powiedziała nadal patrząc w dół.
Stałam w miejscu, prubując powstrzymać się od wybuchnięcia płaczem.
Luiza wstała i stanęła naprzeciwko mnie. Uśmiechnęła się, choć wątpiłam w to, czy był to szczery uśmiech.
- Nie musisz przepraszać, gwiazdeczko. Nic się nie stało.
Zaczęłyśmy wracać. Przechodziłyśmy obok sklepów alkocholowych, które nie były już tak zabawne i tak świecące jak wcześniej.
W pewnym momencie Lui zaczęła śpiewać. Było to wspaniałe, hipnotyzujące. Śpiewała o sercu, o burzy.
Skończyła piosenkę, gdy znalazłyśmy się w naszym stałym miejscu spotkań i pożegnań. Usiadła na krawężniku i poklepała miejsce obok siebie.
- Opowiedzieć ci bajkę?- zapytała, gdy już leżałam na jej nogach, a ona głaskała moją głowę.
- Tak- uśmiechnęłam się, zamykając oczy.
- Kilkaset lat temu, na świecie żyła mała dziewczynka o imieniu Salla. Była to średniego wzrostu i masy dziewczynka o krótkich, czarnych włosach. Jej oczy błyszczały, a na policzkach, z biegiem czasu, pojawiało się coraz więcej łez. Nikt nie lubił tej smutnej, biednej i brzydkiej dziewczynki. Salla nie miała przyjaciół, a na pewno nie prawdziwych. Owszem, dziewczyna mimo swoich kilkunastu lat, wymyślała sobie towarzyszy. Jedną z nich była Landia, osoba o jasnych włosach i drobnych usteczkach. Była młodsza od Salli, lecz dziewczynie to nie przeszkadzało. Salla tak bardzo uwierzyła w istnienia Landii, że dziewczynka naprawdę ożyła.- Luiza przerwała opowiadanie, widząc, że Estera zasnęła. Dziewczyna wyglądała naprawdę uroczo z lekko uchylymi usteczkamu i długimi, ciemnymi rzęsami. Luiza nie mogła się powstrzymać i cmoknęła Esterę w czoło.
Ale jasnowłosa dziewczyna, o drobnych usteczkach, nie była niczego świadoma.