Camille wybiegła z pokoju. Była ubrana w czarne spodnie od dresu i ciemny top, który odsłaniał jej pół brzucha. Musiałam przyznać, że była całkiem ładna.
Podeszłam do łóżka i sięgnęłam po torby, żeby wziąć jakieś ubranie. Ku mojemu zaskoczeniu gdy otworzyłam torbę na wierzchu leżał pakiet kartek, wzięłam je do ręki aby zobaczyć co to jest. Kartki okazały się zasadami panującymi w tym domu i kilka ogólnych informacji na temat Cimetree. Spojrzałam na pierwszą stronę i ze smutkiem stwierdziłam, że własne ubrania możemy nosić jedynie po kolacji, przez resztę dnia obowiązuje mundurek, czyli: spódniczka do kolan w czarnoniebieską kratkę, biała koszula z granatowym krawatem i czarna marynarka z logo szkoły. Na nogi białe podkolanówki i czarne buty. Nie można było mieć własnych. Przebrałam się szybko w mundurek, na szybko pościeliłam łóżko i usiadłam na kanapie pod oknem. Gdy Camille wróciła miała na sobie mundurek ale była pomalowana tak jak wczorajszego wieczoru. Gdy zobaczyła mnie uśmiechnęła się.
- Widzę, że już wiesz co masz na siebie włożyć, to dobrze, a teraz czas na śniadanie.
Odwróciła się i z powrotem wyszła na korytarz. Wstałam szybko z fotela i poszam za nią.
Na dole na lewo od schodów była jadalnia, w której siedzieli już inni uczniowie. Gdy weszłyśmy wszystkie oczy zwróciły się ku nam. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Camille mnie przedstawiła
- Siemka ludziska, to jest Kate, przyjechała wczoraj, więc nie wszyscy ją widzieliście.
- Cześć Kate – pierwszy odezwał się brunet, który wczoraj zdzielił mnie drzwiami – miło cię poznać.
Parsknęłam i przeszyłam go wzrokiem.
- Znam lżejsze powitania – posłałam mu uśmiech a chłopak się zarumieniał i spuścił głowę. Wszyscy patrzyli to na mnie to na niego. W końcu odezwała się Camille
- Czy jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?
Odpowiedział jej blondynka – Clary, która wczoraj wpuściła mnie do domu.
- Sebastian wczoraj walnął Kate drzwiami na powitanie – uśmiechnęła się pokazując białe zęby. Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Okazuje się, że nie tylko jednego chłopaka wczoraj spotkała – tym razem odezwała się niska brunetka z wielkimi oczami koloru liści.
- Co masz na myśli? - zapytałam posyłając jej pytające spojrzenie.
- Wczoraj w nocy usłyszałam coś na korytarzu więc wstałam z łóżka i wyszłam. zobaczyłam jak Kate wymyka się z pokoju Chrisa.
No tak, przecież wczoraj nie miałam jak wejść do domu więc wspięłam się i weszłam przez okno. Spoczęły na mnie oczy czarnowłosego chłopaka z twarzą anioła.
- Tak, mogło tak być – powiedziała patrząc na swoje dłonie – no więc wczoraj nadal nie wiedziałam jak otwierać drzwi, więc poszukałam otwartego okna i znalazłam się u niego w pokoju – wskazałam brodą na Chrisa – i wyszłam na korytarz. Oto cała moja historia – wszyscy szeptali dookoła. Słyszałam urywki takie jak: „mówiłam”. „teraz sam widzisz”, albo, co mnie najbardziej zdziwiło: „To na pewno ona”.
Po śniadaniu poszłam z powrotem na górę i resztę dnia spędziłam porządkując swoje rzeczy. Wieczorem znowu wyszłam na dwór do ogrodu. Zawsze lubiłam przyrodę, może dlatego, że nie jest tak dwulicowa jak ludzie?
Gdy podziwiałam to wszystko, usłyszałam za sobą szelest, odwróciłam się, ale nic tam nie była, tylko drzewa. Pierwsza myśl jaka mi napłynęła do głowy- czemu ten internat musi być w środku lasu, na jakimś zadupiu?
Od razu przypomniała mi się cień zza krzaków. Nie chciało mi się tu siedzieć, więc poszłam odwiedzić grób babci, który też był w lesie niedaleko stąd. Zawsze dziwiło mnie to, że babcia chciała zostać pochowana w właśnie w lesie, a nie na cmentarzu. I dlaczego tutaj a nie w naszym mieście.
Szłam przez jakieś zarośla i po dziesięciu minutach dotarłam na miejsce. Usiadłam na ławeczce obok i po prostu gapiłam się na nagrobek, gdy usłyszałam męski głos za moimi plecami, wstałam jak poparzona.
- No no, Zastanawiałem się kiedy tu przyjdziesz i powiem ci, że czekan na ciebie już dłuższy czas, znudziło mi się i już miałem iść, ale usłyszałem czyjeś kroki więc zostałem – chłopak patrzył na mnie kocimi oczami, błyszczącymi w ciemności.