Rozdział 8

513 30 0
                                    


Ciemna plaża oświetlona była niewielkim ogniskiem, wokół którego siedziała grupka ludzi. Patrzyłam na nich, analizując kim są. Bartek, Asia, Marcin... jakaś dziewczyna, której nie znałam, jakiś blondyn... Trochę moich znajomych i jego. Nagle uniosłam brwi, wpatrując się w usta zaciągające papierosa. Marta siedziała na samym końcu i patrzyła na mnie z cynicznym uśmiechem. Myślałam, że to żart.

- Chodź, przyszykowałem coś dla nas - powiedział radośnie Kacper, wręczając mi różę i ciągnąc do ogniska.

- Po co? - odparłam.

Byłam zdziwiona, zmieszana, pełna nerwów. Dlaczego tu jest Marta? Czy ona wiedziała, co Kacper planował? Skąd oni się znają...?

Po chwili siedziałam koło mojego chłopaka i Asi. Bartek stuknął się piwem z blondynem i wzniósł toast.

- Za przyszłych państwa Sudeckich!

Zmarszczyłam czoło i spojrzałam na Kacpra. Ten tylko zaczął się czerwienić i uciszać kumpla. Marta bezwstydnie patrzyła mi w oczy, dopalając papierosa. Robiła to z niesamowitym spokojem, jakby wciąż wpatrywała się w fale. Jej mina była ciężka do rozszyfrowania, a uśmiech gdzieś zniknął.

Marcin szturchnął Kacpra i mruknął mu coś po cichu. Ten skinął głową i wstał.

- Justynko...

- Nie nazywaj mnie tak - przerwałam.

Przygryzł wargę i po chwili znów się uśmiechnął.

- Justyno... Jesteśmy razem pięć lat. Chciałbym, żebyś wiedziała, że znaczysz dla mnie wszystko i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Czy chciałabyś... - klęknął i wyjął puzderko. - Czy zostałabyś moją żoną?

Niebo było czarne, gwiazdy lśniły, a w powietrzu unosił się dym z paleniska. Patrzyłam na niego przez sekundy, które rozciągały się w wieczność. Kacper mi się oświadczył, a ja chciałam uciec. Daleko. Czułam wstyd, czułam się nieszczęśliwa. Pięć lat. Pięć długich lat, w których było mi dobrze, ale czy nazwałabym to miłością? Czy ja do tego w ogóle dojrzałam? Teraz klęczał przede mną i czekał, aż mu się rzucę w ramiona, aż krzyknę "tak" i odpłyniemy na wielkim statku w płatkach róż. Absurd.

- Nie - powiedziałam tak cicho, że nie dosłyszał.

- Słucham? - zapytał, pełen nadziei. 

Wstałam, spojrzałam na niego po raz ostatni, a w oczach pojawiły mi się łzy.

- Nie, Kacper. Ja ciebie nie kocham. Znajdź sobie szczęście z kimś innym. Ja tą osobą nie jestem... i nigdy nie byłam.

Odwróciłam się i zaczęłam coraz szybciej iść do barierki. Nikt za mną nie pobiegł. Kacper stał nieruchomo, wlepiając we mnie wzrok i wciąż nie dowierzając. Jak mogłam mu to zrobić? Po pięciu latach...

***

Leżałam na łóżku i nie potrafiłam płakać. Było czarno, a gapiąc się w sufit myślałam o gwiazdach, o niebie, dymie i papierosach. O Marcie, która była tego świadkiem. Jak na mnie spojrzy jutro w pracy? Dlaczego mnie pocałowała, skoro wiedziała, że Kacper będzie chciał się oświadczyć? Zacisnęłam palce na poduszce. Wszystko zakończyłam, wszystko przepadło w jeden dzień.

***

Gdy rano wstałam, na telefonie miałam pięć nieodebranych połączeń od Kacpra. Musiał wczoraj zostać i pić na pocieszenie. A może coś się stało... A może dalej nie wierzył, że go rzuciłam? Niechętnie ubrałam się i wyszłam do pracy. Zmierzenie z Martą było dla mnie najtrudniejszym, co miało mnie czekać. Weszłam na sklep, odwróciłam głowę... ale nigdzie jej nie było.

- Gdzie jest Marta? - zapytałam Oli, jednej z koleżanek.

Pierwszy raz o nią spytałam, w sumie rzadko się odzywałam do ludzi, co samo w sobie było dziwne. Mimo wszystko musiałam wiedzieć i nie obchodziło mnie to, co kto pomyśli.

- Marty nie ma - odparła blondynka.

- A kiedy będzie?

- Nie będzie. Ona...

To, co mi wtedy powiedziała Ola, wywróciło mój dzień do góry nogami. 




Nie powiem jej | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz