Rozdział 3

655 33 0
                                    


Tego dnia jak zwykle proponowali zrobienie soboty. Marna opcja, zawsze odmawiałam. Paliłam papierosa na przerwie, gdy usłyszałam czyjąś rozmowę.

- Będziemy tylko we trójkę, nikt nie idzie... Ja, Emilia, Marta...

Zabiło mi szybciej serce. Uniosłam brwi i odwróciłam głowę w stronę rozmówczyni. Majka z działu z nabiałem gadała z jakąś starszą babką o sobocie. W tym momencie wiedziałam, że pójdę. Tylko dlatego, że ona idzie. Musiałam pójść.

***

Do soboty czas minął szybko. Kiedy nadszedł weekend, szef postawił Martę obok mnie, a Emilię z Majką. Miałyśmy do obsługi dwa działy, ale dla mnie liczyło się tylko to, że Marta będzie stać koło mnie. Rozmawiałyśmy o pierdołach, ale dobrze się dogadywałyśmy. Imponowała mi swoją osobą, oryginalnością, własnym zdaniem, stylem. Praca minęła szybko i tym razem wracałyśmy w tę samą stronę.

Panikowałam jak dziecko, rozmyślając jak to będzie. Cały dzień w pracy i wspólny powrót – coś, co wydawało się być żałosne, dla mnie było wtedy wszystkim, czego chciałam. Wyłączyłam komórkę, Kacper mógł dzwonić. Nie chciałam, żeby nam przeszkadzał. Była wreszcie moja.

***

Podróż była zwyczajna, ale kiedy wysiadłyśmy, wiedziałam, że skręci w drugą stronę. Ja miałam przystanek obok, bo musiałam się przesiąść. Spojrzałam na nią oraz na przystanek, wiedziała, że jadę jeszcze tramwajem.

I wtedy powiedziała coś, czego się nie spodziewałam.

- Mogę z tobą poczekać, jeśli chcesz.

Moje serce uderzyło o żebra, a ja starałam się ukryć uśmiech.

- A ty, gdzie idziesz? – palnęłam głupa, ale wolałam się upewnić, że nie psuję jej planów.

- Do jednego sklepu, a później do domu – odparła, wskazując warzywniak na końcu drugiej ulicy.

Popatrzyłam na rozkład i zdecydowałam, że ja ją odprowadzę do sklepu, bo i tak musiałaby ze mną poczekać piętnaście minut. Poszłyśmy więc po coś do jedzenia.

Poczułam się niesamowicie. Spędzałyśmy czas razem, nie w pracy, nie w drodze z pracy. Po prostu. Chodziłam przyglądając się różnym owocom, starając się zachować spokój. W końcu zrobiłyśmy zakupy i wyszłyśmy na dwór. Znów niezręczna chwila, myślałam, że ucieknie.

- Spieszy ci się? – zapytałam, chcąc zatrzymać ją jeszcze przez chwilę.

- Nie, mam jeszcze z godzinę – odpowiedziała.

Zdecydowała, że może mnie odprowadzić do domu, więc spacerem ruszyłyśmy w stronę mojego mieszkania. Miałam chaos w głowie, ręce mi się pociły, a usta drżały. Stresowało mnie nieco to, że to dla mnie robi, że chce spędzić czas ze mną... Ze mną.

Droga nie była specjalnie długa, a wręcz za krótka. Rozmawiałyśmy o życiu, opowiadałam jej o sobie, ona trochę o sobie. Czułam się wspaniale, że w końcu mogę ją poznać, że nie ma nikogo dookoła, do kogo nagle ucieknie. Zdecydowałam, że odprowadzę ją na przystanek i poczekam na jej tramwaj. Bałam się, że przyjdzie Kacper, że wszystko zepsuje. Usiadłyśmy na ławce i gadałyśmy o pierdołach. To była tak przyjemna chwila, że mogłaby się nie kończyć. Patrzyłam jej w niebieskie oczy i musiałam przyznać sama przed sobą, że jest piękną dziewczyną. Ech, dostałam fioła na jej punkcie. Obiecałam, że zaproszę ją do siebie, uśmiechnęła się i zgodziła. Po chwili przyjechał tramwaj, a ona zniknęła mi z oczu. W skowronkach wróciłam do domu i położyłam się na łóżku. Oszalałam na jej punkcie.

***

Niedziela minęła szybko i oczekiwałam poniedziałku, chociaż wiedziałam, że pewnie nie będzie już tak, jak ostatnio. Czasami jeździła autem, więc kiedy na przystanku jej nie było, to nie spanikowałam. Pojechałam autobusem, wysiadłam pod galerią. Weszłam na zaplecze, ubrałam koszulkę, spryskałam się perfumami i wróciłam na sklep. I wtedy mnie zatkało.

Nie powiem jej | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz