Rozdział 2

282 26 6
                                    


~*~

Jonghyun jechał ostrożnie leśną drogą, uważając na wszelkiego rodzaju przeszkody oraz zwierzęta. Do tego nierówna droga nie sprzyjała w tych warunkach pogodowych. Chcąc jakoś się zająć w tym czasie, włączył sobie radio, które jak na złość musiało przerywać. Kiedy nareszcie znalazł stację, która nie przerywała się aż tak bardzo, oparł się wygodnie o siedzenie auta. Niewygodnie się jeździło sportowym autem po leśnych drogach. W pewnym momencie kolejna stacja radiowa zaczęła przerywać i charakterystycznie szumieć.

-No cholera. Byłaś moją jedyną nadzieją na nudę.

Już miał wyłączyć radio, kiedy to nagle szum zwiększył swoją głośność, by zaraz potem przerwać hałas. Spiął się, unosząc przy tym brew do góry zdziwiony. Po chwili usłyszał kobiecy głos brzmiący, jakby wydobywał się z radia.

-Hello~ You lost?

A zaraz potem powróciło szumienie w radiu. Przekonany, że musiało mu się przesłyszeć, wyłączył urządzenie i podniósł wzrok z powrotem na drogę. Otworzył szeroko oczy, widząc przed samą maską samochodu kobietę, o długich, czarnych włosach, opadających jej na twarz. Ubrana była w podartą i brudną sukienkę, troszkę przypominającą koszulę nocną. Wystraszony chłopak momentalnie zahamował i skręcił w bok. Niefortunnie uderzył przednią częścią auta w drzewo, a poduszka powietrzna, która błyskawicznie się ujawniła najprawdopodobniej uratowała mu życie. Zauważając na białym materiale czerwoną plamę jego krwi, od razu przyłożył sobie rękę do nosa. Od momentu, kiedy dwa lata temu miał wypadek drogowy, w wyniku którego złamał swój nos, ten był teraz bardziej wrażliwy niż wcześniej.

-Cholera, znowu to. Ja to mam szczęście do tych wypadków.

Wyjął ze schowka pudełko z chusteczkami, a po chwili biorąc grubą warstwę białych chusteczek przyłożył sobie do nosa. Na szczęście nos nie bolał go tak bardzo, jak przy poprzednim bliskim spotkaniu z poduszką powietrzną. I ona miała chronić, tak?

Mając nadzieję, że to tylko chwilowy ból, zaczął się rozglądać za kobietą, która nagle wyparowała. Dopiero kiedy opanował krwotok, wycofał trochę pojazd, by mógł się przyjrzeć masce. Zaklął pod nosem, kiedy silnik niespodziewanie się wyłączył i jedynie zjechał trochę do tyłu na płaską drogę. Zabrał ze sobą latarkę i wysiadł z samochodu.

Deszcz nie przestawał padać. Można było rzec, że dosłownie lało. Ignorując ten fakt, Jjong wyszedł z pojazdu i otworzył maskę samochodu. Zaczął się przyglądać wszystkim częścią znajdującym się tam. Było to utrudnione przez ciemność i lejący deszcz. Słońce dopiero zbliżało się do zniknięcia za horyzontem, jednak przez chmury praktycznie nie przedostawał się żaden promień słońca.

-Przepraszam Cię Kochanie, ale będzie trzeba wymienić Ci silnik. I większość części w miejscu zgniecenia - powiedział cicho w stronę samochodu, kładąc rękę na zgniecionej części. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jakie miał szczęście. Gdyby później uderzył w to drzewo, najprawdopodobniej zgniotłoby mu nogi.

Zamknął maskę, zabrał swoje rzeczy i zaczął pieszo iść w stronę wioski. Rozłożył parasol, idąc przed siebie. Lekko utykał na prawą nogę, ale raczej nic złego mu się nie stało. Zerknął jeszcze w stronę swojego białego Lamborghini, a potem ruszył dalej.

Szedł tak już dłuższy czas, a korytarze drzew się nie kończyły. Mimo trzymanego parasola był całkowicie przemoczony, a las pochłaniała ciemność. Chciał kilka razy się dodzwonić do przyjaciół, ale jak na złość nie miał zasięgu. Z resztą kiedy zbawiennie złapał zasięg na chwilę, bateria mu się wyczerpała. Więc nie było dla niego nadziei. Sam już szczerze nie wiedział ile tak chodził bez celu. Dawno zgubił drogę, więc najprawdopodobniej błądził między drzewami. Z każdą chwilą zaczynał się coraz bardziej denerwować.

Marwe zło [JongKey]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz