Pierwszy dzień w nowej szkole - cz. 1

6 1 0
                                    

Następnego dnia o szóstej zbudził mnie budzik. W pierwszej chwili miałam ochotę go wyłączyć i pójść z powrotem spać, ale przypomniałam sobie, że dzisiaj mamy pierwszy dzień szkoły. Wyskoczyłam z łóżka jak opatrzona i pognałam do łazienki. Po jakiś 20 minutach byłam prawie gotowa. Zostało mi jeszcze tylko ubrać mundurek, oczywiście męski. Biała koszula, czarne spodnie, granatowa marynarka w żółto-złote pasy ułożone wzdłuż z herbem szkoły na piersi i czerwony krawat w biało granatowe paski. Tak ubrana zeszłam na dół do restauracji na śniadanie. Przy stoliku znajdowali się już rodzice, Antony i Mikołaj, a Franc właśnie siadał do stołu z talerzem. Podeszłam do nich, przywitałam się ze wszystkimi i udałam się w stronę szwedzkiego stołu. Było tu mnóstwo różnych potraw, począwszy od klasycznych zup japońskich, po przez pieczywo i sushi, a skończywszy na zwykłych europejskich (jeśli można je tak nazwać) grzankach i płatkach na mleku. Nałożyłam sobie na talerz dwie grzanki z dżemem truskawkowym, wzięłam jeszcze herbatę i wróciłam do stolika.

- Bardzo zdenerwowana przed pierwszym dniem w szkole?- zapytała mnie mama po polsku.

- Tak jak zawsze, mamo- odpowiedziałam automatycznie przełączając się na język w którym rodzicielka zadała pytanie. - Poza tym nie pierwszy raz zaczynam zupełnie nową szkołę - dodałam chowając za uśmiechem całe przerażenie, które od zawsze towarzyszyło mi przy wystąpieniach publicznych. Miałam zamiar jeszcze coś dodać, ale nagle, niczym burza wpadł Seja.

- Miałeś mnie przecież obudzić!- krzyknął na Franca sapiąc przy tym.

- Budziłem, ale ty spałeś jak głaz, a nawet gorzej, więc zdecydowałem się iść na śniadanie bez ciebie - wyjaśniła spokojnie nasza encyklopedia savuar-vivr z miną bogu ducha winnego psa.

- Czego mnie nie zawołałeś? - powiedziałam że smutną minką.- Niecałe trzy minuty i stałby na nogach, z zegarkiem w ręku - powiedziałam z figlarnym uśmiechem.

- Nie!- zawołał Seja.- Obiecuję, że następnym razem wstanę od razu, błagam tylko nie wołaj Nomi- prosił. Na te słowa wszyscy zaczęliśmy się śmiać.

Po śniadaniu popędziliśmy do pokoi po torby, a chwilę później czekaliśmy na tramwaj. Piętnaście minut jazdy tramwajem i jesteśmy na miejscu. Po wyjściu z dworca ja i Seja udaliśmy się w stronę naszej szkoły, a Franc w swoją stronę. W czasie drogi mijaliśmy szeregi umundurowanych dzieci i nastolatków zmierzających w tę samą stronę. Wszyscy wyglądali tak, jakby się bardzo dobrze znali. Najprawdopodobniej większość z nich chodziła razem do klasy od podstawówki. Po jakiś 10 minutach stanęliśmy przed budynkiem. Najpierw udaliśmy się do dyrektora. Następnie osobiście odprowadził najpierw Seję, a potem mnie pod sale. Poprosił nauczycielkę na chwilę na zewnątrz i przedstawił jej mnie. Pani profesor poprosiła, abym weszła do klasy, kiedy mnie zawoła. Ona udała się do środka pierwsza do środka i powiedziała:

- Dzisiaj dołączy do was nowy uczeń. Nomi wejdź proszę.

Posłusznie wykonałam polecenie nauczyciela i weszłam do środka stając przed moją nową klasą. Serce biło mi jak oszalałe. Byłam sparaliżowana strachem, ale jak zwykle nie dałam tego po sobie poznać. W końcu jestem (obecnie) chłopakiem, a oni są zazwyczaj wyluzowani.

- Przedstaw się proszę i powiedz kilka słów o sobie- powiedziała nauczycielka.

Myślałam, że za chwilę zemdleję, chciałam uciec. Czy wspominałam już, że jako ta prawdziwa ja jestem strasznie nieśmiała i nie lubię publicznych występów?

- Nazywam się Nomi Stalk. Mam 15 lat i przyjechałem z Polski. Narodowo jestem w połowie Polakiem, a w połowie Anglikiem. Mama nadzieję, że znajdziemy wspólny ję...z...y...k?- Zakończyłam moją wypowiedź pytająco, gdyż cała klasa łącznie z nauczycielką patrzyła się na mnie wielkimi zdziwionymi i pytającymi oczami. Nie mając pojęcia o co chodzi jeszcze bardziej się zmieszałam, a moja uśmiechnięta maska zrzedła. Zbaraniałam. W myślach analizując każe wypowiedziane przeze mnie słowo i nie mogąc zrozumieć co zrobiłam nie tak spojrzałam na nauczycielkę, a ta przytomniejąc powiedziała do mnie po japońsku:

- Dobrze... Nomi czy mógłbyś nam to przetłumaczyć?

Dopiero wtedy dotarło do mnie co było nie tak. Z nerwów przedstawiłam się po polsku. Zrobiłam się czerwona, ale mogłam to jeszcze uratować.

- Tak, Sensei. Przepraszam. Nie pierwszy raz dołączam do nowej klasy, ale chyba po raz pierwszy pomyliłem języki- zaśmiałam się nerwowo i podrapałam w tył głowy, na co cała klasa wybuchła przyjaznym śmiechem. To nie był śmiech złośliwy, ani szyderczy, był to po prostu wybuch rozbawienia moją pomyłką, w sumie dość zabawną 😉 . Dodało mi to otuchy i od nowa się przedstawiłam. Tym razem już w dobrym języku. Druga część lekcji minęła spokojnie.

Zaraz po dzwonku na przerwę (który muszę przyznać jest o wiele przyjemniejszy, niż ten polski) zaczęło się tworzyć wokół mnie kółeczko zainteresowania. Chłopcy i dziewczęta podchodzili, i zadawali pytania. W końcu wszystkie głosy zostały zmieszane w bełkot. Nie mogąc zrozumieć co chcą i odpowiedzieć na pytania, zawołałam:

- Proszę! Nie wszyscy na raz, bo nic nie rozumiem.- wszyscy umilkli, a ja rozejrzałam się po „tłumie". Nagle zauważyłam 3 znajome twarze. - Daichi?- zawołałam patrząco na zielonookiego szatyna. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć wypadł zza niego Hiroki i prawie zawołał:

- Nomi! Dlaczego nie powiedziałeś nam wczoraj, że będziesz tu chodził?

- Bo nie pytaliście - zaśmiałam się i przywitałam z całą trójka graczy.

- Myślałeś już o jakimś kółku pozalekcyjnym?

- Nie, to znaczy tak, ale jeszcze się nie zdecydowałem.

- A może dołączysz do szkolnego klubu piłkarskiego razem z nami? - zaproponował z uśmiechem Daichi.

- Nie wiem, może - uśmiechnęłam się.

- To wy go znacie? - zapytali pozostali chłopcy z klasy.

- W pewnym sensie tak... Porostu graliśmy wczoraj razem w kosza. Muszę przyznać, że razem z braćmi są naprawdę bardzo dobrze zgrani i świetnie grają- powiedział Syo.

- Dzięki, wy również świetnie gracie - powiedziałam.

Jeszcze przez pewien czas pośmialiśmy się, a potem znowu zaczęła się lekcja. Przez kolejne przerwy byłam prawie cały czas w centrum zainteresowania. Ciągle ktoś mnie o coś pytał, albo byłam zajęta rozmową z Daichim, Syo i Hirokim. Dowiedziałam się od nich, że jest tu przerwa obiadowa (bardzo długa nawiasem mówiąc), i że można wtedy, albo zostać w klasie, albo pójść na zewnątrz(lub na dach). Prawie równo z dzwonkiem na długą przerwę razem z moim pudełkiem śniadaniowym i piciem wymknęłam się z sali. Męczyło mnie to zainteresowanie moją osobą. Chciałam odpocząć. Moja romantyczna i marzycielska natura stwierdziła,że najlepszym miejsce do tego będzie wcześniej wspomniany dach. Po kilkuminutowym błądzeniu w końcu udało mi się znaleźć drogę. Wbiegłam po schodach i popchnęłam ciężkie metalowe drzwi. Moją twarz uderzył podmuch rześkiego, wrześniowego wiatru.

„ Tak. To był świetny pomysł, żeby tu przyjść!"-pomyślałam.

Rozłożyłam ręce i odetchnęłam pełną piersią. Następnie usiadłam i oparłam się o klatkę schodową. Otworzyłam moje pudełko śniadaniowe i wyjęłam jedną z kanapek.

Me nad MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz