Szkoła i mecz - cz. 1

6 0 0
                                    

Jakieś 2 dni przed rozpoczęciem nauki mojej Seji i Franca w nowej szkole musieliśmy udać się z rodzicami do tej placówki. Leży ona za miastem na lekkim wzniesieniu. Począwszy od tego dnia wraz z chłopakami będę tam jeździła tramwajem i kawałek szła pieszo. Kiedy już dotarliśmy na miejsce naszym oczom ukazał się wspaniały i duży budynek podzielony na trzy skrzydła. Pierwsze od lewej - shōgakkō trwające sześć lat, którego polskim odpowiednikiem jest podstawówka. Następnie - chugakkō i kōtōgakkō, czyli polskie gimnazjum i liceum trwające po trzy lata. Z tego co się dowiedziałam na temat Erito-kō no chimu ( nowa szkoła ) to ma na swoim terenie boisko lekko atletyczne, siatkarskie, koszykowe i do nogi. Prócz tego sporą salę gimnastyczną i sale przedmiotowe z bogatym wyposażeniem. Przeczytałam jeszcze że, klasy od chemii i fizyki są przystosowane do wykonywania doświadczeń, a klasy gastronomiczne posiadają nawet stanowiska dla uczniów i nauczycieli z piekarnikami, kuchenkami i szafki z akcesoriami kuchennymi. Natomiast sale do zajęć artystyczno-plastycznych mają pełne zaopatrzenie plastyczne, nawet sztalugi i koło garncarskie. Natomiast sale muzyczne posiadają instrumenty i pulpity. Jest nawet jedno studio do nagrań wokalnych oraz dźwiękowych. W większości z tych cudeniek zostało ufundowane przez rodziców dzieci z klas prestiżowych. Słyszałam również, że swego czasu w lasku obok szkoły znajdowało się małe obserwatorium, ale było wspomniane tylko raz i słuch o nim zaginął (dam dam dammm). Nie no żartuje. A tak na poważnie to była o nim tylko jedna informacja i to w dodatku przelotna, więc tak troszkę nie wiadomo co się z nim stało.
W końcu, kiedy nasz zaparty dech wrócił do piersi weszliśmy do środka. Zarówno z zewnątrz jak i w środku szkoła wyglądała wspaniale. Szliśmy korytarzami z dużymi oknami zmierzając do gabinetu dyrektora szkoły. Na szczęście nie było problemu ze znalezieniem go. Za dużymi drewnianymi drzwiami znajdowało się pięknie zaprojektowane pomieszczenie. Prawie całą lewą i prawa ścianę zajmowały regały z książkami. Na środku gabinetu stało duże drewniane biurko, przed którym znajdowały się dwa obite materiałem krzesła, a za nim siedział na fotelu sympatycznie wyglądający starszy pan w brązowym garniturze.

- Ohayō - znaczy dzień dobry.- Zapewne państwo Stalk. Jestem Saotome Shining, dyrektor szkoły Erito-kō no chimu.- przedstawił się pan w beżowym garniturze skłaniając przy tym głowę. -To zaszczyt dla tej szkoły, że będą tu uczęszczać, z tego co słyszałem bardzo zdolni i mądrzy młodzi mężczyźni z rodziny Stalk oraz ty, Nomi - to mówiąc zwrócił się do mnie i braci. A teraz małe sprostowanie. Pan dyrektor zwrócił się do mnie po imieniu, ponieważ on oraz wybrani nauczyciele wiedzą o tym naszym małym, rodzinnym sekrecie.

- To dla nas również wielki zaszczyt móc chodzić do tak pięknej szkoły - odpowiedzieliśmy skłaniają się równocześnie tak jakbyśmy to ćwiczyli od nie wiadomo jak dawna.

Dyrektor spojrzał na nas wielce zdumiony takim zgraniem, a następnie powiedział:

- Dobrze. Zatem możecie iść przejść się po szkole, a ja wraz z waszymi rodzicami dokończę spraw związanych z waszym przeniesieniem tytaj.

Franc, Seja i ja skinęliśmy głową żegnając się z sensei i wyszliśmy z gabinetu.

- Toooo... Gdzie idziemy?- zapytałam spoglądając na braci.

- Słyszałem, że mają tu świetne wyposażenie sportowe. Chodźmy je zobaczyć!- zaproponował Seja.- Kto ostatni na boisku ten robi jutro śniadanie!- zawołał już w biegu.

- Ej! - krzyknęłam jednocześnie z Franciszkiem.

- Niech cię tylko...!- i zaraz puściłam się biegiem za bratem, a Franc ruszył za mną.

Na zewnątrz przybiegliśmy w takiej kolejności:

Miejsce 1 - ja
Miejsce 2 - (egzekwo ) Seja i Franc.

- Czyli jutro wy robicie śniadanie?- zapytałam braci z przekąsem wciąż jeszcze zdyszana.

- Oszukiwałaś!- zawołał zbulwersowany Seja.

- Oszukiwała jakaś dziewczyna, a ja żadnej tutaj nie widzę- powiedziałam z cwanym uśmieszkiem.

Mój kochany braciszek zrobił się czerwony ze złości, a zaraz potem obaj jednocześnie zbledli.

- A wam co? Ducha zobaczyliście, czy ki pieron?

Nie odpowiedzieli.

- Halo - pomachałam im ręką przed oczami- mówię do was!

Dalej nic. Chcąc nie chcąc spojrzałam w kierunku w który oni się patrzyli. Stało tam 3 chłopców chyba w moim wieku i przyglądali się nam. Najprawdopodobniej słyszeli też nasza rozmowę. Pobladłam. Czułam jak nogi się pode mną uginają, ale nie mogłam dać wybić się z roli. Tak więc grałam dalej. Uniosłam prawą rękę w geście powitalnym i zawołałam:

- Ohayo!

Odpowiedzieli mi tym samym, a potem jeden z nich zawołał:

- Umiecie grać w kosza?!

- Jasne!- odparłam przypominając sobie, że jak byłam młodsza często grałam z braćmi w kosza, nogę, siatkę i wiele innych gier sportowych.

- Chcecie zagrać?- zapytali nieznajomi.

- Pewnie!- odparłam i ruszyłam w ich stronę. - Seja, Franc, gracie?- zapytałam braci wskazując przy tym skinieniem głowy w stronę boiska.

- Zawsze i wszędzie!- odparł nagle ożywiony Seja z cwanym uśmieszkiem.

- Dawno nie grałem, ale w sumie czemu nie?- dodał z uśmiechem Franciszek.

- No to chodźmy!- zawołałam i pobiegłam razem z nimi na boisko.

- To jak gramy?- zapytał Seja- My na was, czy wybieramy drużyny?

- Wy na nas może być?- zapytał chłopak w brązowych, dość jasnych włosach i zielonych oczach z uśmiechem na twarzy. Był oczywiście wyższy ode mnie, a po jego postawie ciała było widać, że jest wysportowany.

- Stoi- odparł Seja z uśmiechem i zaczęła się gra.

Piłka poszła w górę. Seja i zielonooki nieznajomy wyskoczyli równocześnie po nią. O dosłownie sekundę przed moim bratem piłkę dosięgnął dopiero spotkany chłopak. Następnie podał ją do swojego kolegi w niebiesko-zielonej koszulce. Ten chciał ją podać do trzeciego z nich, lecz zanim się zorientował ja już go kryłam i piłka wpadła mi w ręce. Zielonooki chciał odebrać mi zdobycz lecz na czas zrobiłam unik i pobiegłam w stronę kosza. Kiedy byłam już blisko drogę zastąpili mi chłopak w niebiesko-zielonym T-hishercie i trzeci z nich z czapką z daszkiem.
Wiedząc, że nie trafię z tej odległości zdecydowałam się, wykonać ruch dawno wymyślony przez naszą czwórkę. Aby dać o tym znać chłopakom zawołała tylko:

- Tarcza!- podskoczyłam i rzuciłam piłkę. Ona odbiła się od planszy kosza i zgodnie z planem trafiła do rąk Franciszka, który z kolei wykonał unik, a potem podał piłkę kozłem do Seji, który zrobił piękny wsad.

Me nad MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz