I

152 18 2
                                    

Pierwszą myślą był mrok. Nie wiem czy miałem zamknięte czy otwarte oczy było ciemno. Leżałem na twardej, brudnej posadzce. Było mi bardzo zimno. Całe szczęście nadal miałem na sobie kapelusz i płaszcz. Poczułem smród ziemi i sierści. Tak, sierści. Jedyna rzecz jaką mógł ujrzeć w mroki to sylwetka. Osoba w kapturze przemówiła:
- Ciesz się, że jadam tylko padlinę. - oznajmił - Przyszedłem ty tylko aby uświadomić ci w jakie gówno wdepnąłeś. - jego głos przypominał warczenie. Był głęboki i niski.
Osoba poświeciła latarką we mnie. Dałem chwilę moim oczom, aby przyzwyczaiły się do światła. Rzucił źródło światła w w moim kierunku. Mruknął: - Przyda ci się. Jakbyś potrzebował coś opchnąć mój dom jest na południu. Złapałem latarkę i skierowałem ją w przybysza. Ku mojemu zdziwieniu nie był człowiekiem. Wiadomy był początkowy smród sierści. Spod kaptura wystawał pysk lisa.
- Za domem jest studnia, jedzenie musisz wykombinować sam.
Milczałem. Nadal miałem nadzieję, że to był sen. Wpatrywałem się w człowieka-lisa z oczywistym zdziwieniem.
- Tacy jak ty długo nie wytrzymują w tym lesie. Nie wszyscy tutaj to padlinożercy. Powodzenia życzę..
Mogłem ujrzeć uśmiech na jego pysku. Pierwszy raz w moim życiu uśmiechnął się do mnie lis.
- A propos, nie wychodź w nocy. Rada z dobrego serca.
Wyszedł z "domu" przeskakując przez wybite okno. Wodziłem za nim przez chwilę wzrokiem. Powoli już przestawało być tak ciemno. Na niebie nie było gwiazd. Był po prostu mrok. Przeszedłem po moim nowym domu. Przez cały czas czułem, że ktoś mnie obserwuje. Doznałem uczucia strachu i niebezpieczeństwa. Cała podłoga była pokryta najróżniejszym brudem. W niektórych miejscach zamiast kafelków można było zauważyć korzenie. Sufit w wielu miejscach podziurawiony, a w miejscu, które powinno być kuchnią znajdował się stary zlew. Oczywiście niedziałający. W nim kilka skrawków brudnych talerzy. Coś na kształt piekarnika dawało małe ciepło. Ma dworze było chyba z -2°C więc niby piekarnik utrzymał mnie w cieple przez krótki czas, kiedy zadecydowałem, że jestem głodny. Wyszedłem tym samym wybitym oknem co Lis. Nie widziałem już go. Nadal było ciemno, ale widziałem, że powoli wstawał dzień. Mój dom był "wysepką" pomiędzy oceanem najróżniejszych drzew. Na dworze zauważyłem, że oplotła mnie wszechogarniająca mgła. Nie robiła wielkiej różnicy, bo drzewa i tak zasłaniały większość widoczności. Wyszedłem przed budynek, w którym się obudziłem. Był w opłakanym stanie. Nie umiem opisać kształtu jaki przedstawiał "dom", ale był on zły. Cały pokryty w bluszczu i brudzie. Kolor w niektórych miejscach był szary, brązowy, ciemnozielony. Obok wyrastało wielkie, potężne drzewo. Poszedłem na tył domu. Zauważyłem studnię. Prawdziwą studnię. Podszedłem do niej i po chwili spróbowałem wody. Od razu gdy znalazła się w moich ustach wyplułem ją. Smakowała beznadziejnie. Wcale nawet nie przypominała smaku wody. Była naprawdę okropna. Zadecydowałem, że wodę będę pozyskiwał z innego źródła. Szare chmury powoli pokrywały niebo zwiastując, że mrok odszedł, a nadszedł dzień Była to chyba jedyna dobra rzecz, jaką doświadczyłem od tych kilkunastu minut.

Mglista PuszczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz