Chwilę potem bolały mnie jeszcze oczy. Ognisko znowu płonęło.
- Nie zabiliśmy go.- poewiedział Lis. - To chyba jeszcze była jego astralna wersja.
- Astralna?
- No dokładnie go tam nie było. Tak naprawdę był w innym miejscu, tylko zastanawiam się jakim cudem mogliśmy go uderzyć...
Milczałem. Kapelusznik. Nazwa ta nie budziła grozy. Ani trochę nie dawała gęsiej skórki. Ale było w niej coś tajemniczego. Imię istoty przedstawiało dokładnie to, czym było. Ten płonący wzrok. Brak nosa. Ciężki, lodowaty, niski głos. Milczenie przerwało uderzenie siekiery o drewno, w które się wbiła. Zrobiłem to samo co Lis, po czym spojrzałrm na niebo. Nadal było ciemno. Żadnych gwiazd, księżyca... Nic.
- Jeszcze pół nocy. Zdążę ci coś jeszcze pokazać. - w tym momecie Lis wyciągnął z kieszeni płaszcza zgniecioną kartkę. Otworzył ją. Widniał na niej mała mapka. Była to kartka w kratkę. Poplamiona prawdopodobnie herbatą, czy innym napojem. Na środku kartki widniał prostokąt, na którym było napisane "Do odkr", które skreślono i napisano obok również zamazane - " Poeta". Poruszyło mnie to trochę za serce. Lis wyciągnął z tej samej kieszeni kawałek węgla i napisał "człowiek".
- Spójrz. - oznajmił - Na południu jest mój obóz. Jak się przeniosę dam ci znać. Na prawo od twojej izby mieszka Starzec. Na lewo wejdziesz w bagna, o ile jesteś ciekawy i szukasz żarcia lub wody to na bagnach prędzej, niż jak pójdziesz do Dziada. Na bagnach jest też wiele duchów. Szczególnie w nocy. - bagna były oddzielone od reszty mapki. W kilki miejscach były zaznaczone iksy. Prawdopodobnie tam ukrywały się zmory. Nie wierzyłem Lisowi.
- Módl się żebyś nie znalazł drewnianego chlopca. Nie zaśniesz.- uśmiechnął się. - Radzę ci wyruszyć na poszukiwania jeszcze dzisiaj rano. Abyś miał cały dzień.
Lis chyba miał dość mojego towarzystwa. Trudno. On poluje. On jest mieszańcem. Wręczył mi stary, brudny plecak i małą siekierkę. Mój mózg przyjął za dużo informacji naraz. Drewniany Chłopiec, Dziad, Bagna. Zmory.
- Nie mogę iść. Mnie już tam znają.
"Przeżyję... Bez ciebie. Egoista." - pomyślałem.
- Trzymaj. - Schowałem kartkę do kieszeni. Lis wręczył mi plecak i siekierkę. Założyłem go na plecy. Był stary i wytarty. Lis długo żył w tym lesie.
Jedna rzecz przez cały czas mnie zastanawiała. Czemu Lis nie bał się Kapelusznika. Zapytałem go o to, na co on po chwili odpowiedział:
- Dawno tak nie robił, bardziej niż się boję jestem na niego wkurzony.
Mam dosyć sukinsyna. - uśmiechnął się. Usiadłem na konarze. Obok ogniska leżały obgryzione kości. Zdałem sobie sprawę, że się najadłem. Ale jednak. Była noc. Nie wiem ile leżałem zanim się rano obudziłem, ale trochę minęło. W pewnej chwili poczułem senność. Zdjąłem plecak, położyłem go na ziemi, po czym położyłem się na trawie blisko ogniska. Nie było wygodnie, ale było ciepło. Po chwili już spałem.****
Obudziło mnie tupanie butów Lisa. Otworzyłem oczy. Już jednak byłem pewien, że to nie sen. Powitało mnie szare niebo razem z konarami drzew obok.
- Wyruszasz?
- Jasne.. - odpowiedziałem niechętnie.
Dźwignąłem się na nogi. Wyspałem się. Nagle, pomyślałem o wodzie. Gdy usłyszałem jej chlupot. Lis przeszedł nad jakąś kałużą. Woda. Byłem cholernie spragniony. Nachyliłem się do tej kałuży. Była całkiem głęboka, więc mogłem zanurzyć tam rękę. Ochalapałem twarz wodą i usłyszałem niski, warczący głos lisa:
- Tylko tego nie pij.- dopiero teraz zauważyłem, że woda miała srebrzyste zabarwienie. Przestraszyłem się. Nie czułem jednak żadnych zmian. Wstałem. Znowu mgła. Po ognisku została tylko kupa popiołu i spalonych gałęzi. Lis widocznie również pakował się na jakąś wyprawę.
- A ty gdzie się wybierasz?
- Nadal odkrywam różne zakamarki tego lasu. Niby znam ten las, ale często się gubie. Ta puszcza jest dziwna.
- Dziwna to mało powiedziane.
- Tia... - potwierdził Lis.****
Posługując się mapą kierowałem się do części, w której podobno mieszkały zmory. No ale hej, w końcu był jeszcze dzień. Po pewnym czasie zauważyłem, że wiadomo o co Lisowi chodziło. Gdy wszedłem w tamtą część, było tam bardzo ciemno. Drzewa były tak gęste, że nad korzeniami musiałem czasem przeskakiwać. Przez cały czas wiedziałem, że coś tu nie w porządku. Oczywiście nie odkryłem Ameryki. Tak było wszędzie. Już moja dłoń spociła się, przez kurczowe trzymanie siekierki. Nagle poczułem, że wyślizguje mi się z ręki. Spadła ze stukotem na korzenie pokrywające całe podłoże. Wyciągnąłem rękę bt chwycić broń, a ona mnie poparzyła. Tak drewniana rączka siekiery mnie poparzyła. Spojrzałem na swoją dłoń. Była lekko czarna, w tych miejscach, w których dotknąłem siekiery. Piekła przez pół minuty. Nie wiedziałem co zrobić. Spróbować jeszcze raz? Zrobiłem to. Chwyciłem jej, a ona tym razem mnie nie poparzyła, ale była ciepła.
- Taki niewinny,
a taki głupi.
Prędzej czy później
pan lasu go ukatrupi.
Nagle odezwał się damski głos. Mówił bez uczucia. Na swój przerażający sposób. Obejrzałem się dookoła. Nic nie zauważyłem, żadnej postaci, ale głos dobiegał zewsząd, podobnie jak u Kapelusznika.
- Nie czuje bólu,
Nie czuje łez.
Kapelusznik powrócił,
Jak i człowiek też.
Po kilku chwilach rozległy się kolejne słowa.
Kto nie czuje bólu?
Kto nie czuje łez?
Kapelusznik powrócił... Skąd?
Człowiek powrócił...
Kto jest niewinny?
Kto jest głupi?
Pan lasu...
Ukatrupi...
Rozglądałem się po okolicy. Wszędzie mgła i ciemność.
W taki sposób zgubiłem orientację. Nie wiedziałem skąd przyszedłem i gdzie zmierzać. Po chwili zauważyłem tajemniczą postać. Powtórzyła wiersz po raz kolejny:
-Taki niewinny,
a taki głupi.
Prędzej czy później
pan lasu go ukatrupi.
Powtarzając i rozmyślając niespokojnie nad wierszami w końcy zauważyłem. Ujrzałem ducha. Zmorę.
Lis nie kłamał. Jednak chciał mi pomóc. Jednak nie był dupkiem. Nieee... Gdyby chciał pomóc nie zostawił by mnie w tych bagnach . Czego on chce? To mięso było podejrzane. Lis to dupek.
Zmora była bladą kobietą. Miała na sobie piękną suknię i oglądając ją zauważyłem, że lewituje. Tak, to był duch. Powtarzając swój wiersz patrzyła w pustkę przed siebie. Jej twarz była blada. Wydawało mi się, że świeciła, ale to tylko te ciemności. Jej koronkowa suknia była splamiona krwią na brzuchu. W dłoni trzymała nóż. Lewitując nad ziemią zauważyłem, że nie miała też jednego buta. Zadecydowałem, że podejdę. Zjawa powtarzała słowa z pustą intonacją. Nie była przezroczysta, jak mi się to wydawało. Gdyby nie jej poszarpane ubrania i poranione ciało, przed śmiercią wyglądała jak księżniczka. Może nią była. Nie zdziwiłbym się gdyby w tej mgle gdzieś krył się zamek. Moją metodą łączenia faktów doszedłem do tego, że popełniła samobójstwo. Przybliżałem się powoli. Zaatakuje mnie czy nie? Na razie wydaje się jakby mnie nie widziała. Czy może ja powinienem ją zaatakować...Nie. Oszczędź ją.
Jeśli istnieje Bóg to właśnie wymierza jej karę, za to co zrobiła. Ja nie muszę.
Ominąłem zjawę i przeskoczyłem jakiś wystający z ziemi korzeń.
Myśli kłębiły mi się w głowie. Wyruszył tak naprawdę nie wiedząc gdzie idę. Jednak potrzebowałem wody. Jedzenia. Potrzebowałem żyć.
_____________
Dłuższy rozdział 1100 słów! W końcu!
To chyba dobrze.. :D jednak nadal nie ma 100 wyświetleń.. Najgorsze jest też że z #97 spadłem na #300... Kiedyś nadrobię.. Było przez kila minut 41 miejsce! Trzymajmy tak dalej!
CZYTASZ
Mglista Puszcza
Horror"Obudziłem się na brudnej i zimnej posadzce. Było tak ciemno, że nie wiedziałem czy mam zamknięte, czy otwarte oczy. Wstałem. Usłyszałem głos przypominający warczenie. "Ciesz się, że jadam tylko padlinę." Przybysz rzucił mi latarkę, po czym skierowa...