Mały chłopiec leżał w ciemnościach, płacząc cicho z bólu. Syknął, gdy przypadkiem uraził złamaną przez wuja rękę, lub dotknął w oparzone przez gorącą patelnię ciotki plecy. Obok niego leżały połamane i poklejone taśmą okulary. Nie mógł ich założyć z powodu opuchniętego oka. Długie do ramion, kruczoczarne włosy były poplątane, sklejone zakrzepłą krwią i ziemią z ogródka.
Płakał najciszej jak mógł, by nie obudzić wujostwa, co zwykle oznaczało dodatkowe bicie i kary.
Dlaczego nie mogli go kochać? Czy to dlatego, że był dziwadłem? Nawet nie znał swojego imienia. Zawsze mówili na niego Chłopiec albo Cudo, Freak, czy jakąś inną nazwę z arsenału przekleństw wuja.
Wreszcie płacz ukołysał go do niespokojnego snu, przerywanego błyskami zielonego światła.
Nie zauważył, jak coś wewnątrz niego się przesunęło. Była to jego magia. Tak, ten chłopiec był czarodziejem.
Mało który z czarodziejów zdawał sobie sprawę, że magia ma coś w rodzaju świadomej woli. Dzięki temu magiczne przysięgi były tak skuteczne. Ale jednym z podstawowych pragnień magii była ochrona właściciela. Czasami to ewoluowało w swego rodzaju tarczę obronną, zaś małe dzieci często nieświadomie używały przypadkowej magii do swojej ochrony.
Tutaj magia już wiele razy próbowała ochronić swojego właściciela. Zawsze kończyło się to jeszcze większym jego zranieniem. A na dodatek ten stary człowiek cuchnący magią umysłu ją związał.
Zdecydowała, że musi spróbować czegoś innego.
Naciągając pęta wysunęła małą wiązkę, docierając do Wszechmagii, kontrolującej cały świat.
Wszechmagia zapulsowała w odpowiedzi i chwyciła magię chłopca, uzdrawiając go całkowicie. Z blizny w kształcie błyskawicy na czole nie zostało nawet zadrapanie.
Bariery wokół domu próbowały je powstrzymać, ale nawet potężna ludzka magia starego człowieka nie mogła się równać z mocą Wszechmagii.
W błysku światła śpiący chłopiec zniknął z szafki pod schodami.
#Hogwart
Srebrne przyrządy stojące na półkach w gabinecie dyrektora jeden po drugim zaczęły przeraźliwie piszczeć i wyć oraz emitować kłęby czarnego dymu. A potem, jak na komendę, wszystkie eksplodowały, zaśmiecając podłogę parującymi szczątkami srebra. Parę minut później szczątki zniknęły, nie pozostawiając dowodu swojego istnienia.
Dyrektor miał się o tym nie dowiedzieć aż było za późno. Kiepsko wybrał czas spotkania Wizergamotu. Podczas gdy on dyskutował z politykami, jego największa broń zniknęła bez śladu.
Nawet feniks dyrektora nic nie zauważył, gdyż wybrał się na orzeźwiający lot po Zakazanym Lesie podczas pełni księżyca.
#Gdzieś w okolicach jeziora Gopło
Zielone oczy zadrżały, gdy połaskotały je promienie słoneczne. Długa trawa łaskotała go w ciało.
Chwila.
Chłopiec gwałtownie otworzył oczy. Instynktownie podnósł rękę by osłonić się przed jasnym słońcem. Szeroko otwartymi oczami rozejrzał się dookoła. Otaczało go pole złocistej pszenicy. Zmrużywszy oczy zauważył parę rzeczy:
1- widzi bez okularów
2- jego ręka nie jest złamana a plecy nie bolą od oparzeń
No i jest gdzieś z dala od Dursleyów.
Gdy to ostatnie do niego dotarło twarz oświetlił mu 100 watowy uśmiech.
Z tym uśmiechem i zapałem dziecka zabrał się do odkrywania okolicy. Znalazł pola złotej pszenicy, zielone lasy, kwieciste łąki oraz duże, krystalicznie czyste jezioro.
CZYTASZ
Skrzydła Feniksa
FanfictionWszechmagia ratuje chłopca z szafki pod schodami i daje mu nowe życie. Tylko że przeszłość, a może przyszłość, zaczyna go doganiać. Prolog wyjaśnia wszystko