Nareszcie zadzwonił dzwonek i spakowałam zeszyt od matematyki. Fakultety były ciężkie do strawienia... Dobrowolnie chodzić na dodatkową matmę? Okropne... Ale maturę zdać trzeba. Pożegnałam się z panią i poszłam do szafki po swoje rzeczy, kiedy niemal wpadłam na rozpędzoną Alę. Zbiegała ze schodów w pośpiechu gapiąc się z wytrzeszczem w telefon.
- Co...?
- PATRZ!!! - Krzyknęła i pokazała mi ekran telefonu, na którym wyświetlało się zdjęcie wysłane przez Elwirę w MMSie.
Zobaczyłam na nim dwóch Azjatów za ladą jakiegoś fast foodu.
- Ale co?
- Nie widzisz?! - Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć.
- Yyy... Elwira zamawia coś w chińskim barze?
- Nie! To Dżin i Cukier z BTZ! Są w Polsce!
- ...Co?
- No mówię ci! Pójdź ze mną to sprawdzić! Albo nie, pójdziemy najpierw do mnie, wezmę albumy, plakaty, płyty i...
- Zaraz, stop! Spokojnie! Może najpierw się ubierzmy?
Podeszłyśmy do naszych zielonych szafek i Ala zaczęła opowiadać mi o swojej rozmowie z Elwirą jaką prowadziła na przerwie i lekcji francuskiego z asystentem Garbarskiej. Wynikało z tego, że członkowie koreańskiego boys bandu BTZ oraz asystent są brakującymi demonami.
- Genialnie... - Westchnęłam. - Obserwują nas... Może mają podejrzenia i dlatego są w pobliżu? Lena spotkała jednego w Lidlu, Elwira znalazła dwóch, w szkole jest też dwóch, brakuje tylko Menażera Piekła.
- Nooo, w sumie nie zdziwię się jeśli też tu jest.
- W sumie... Ten Sebastian, jako asystent Garbarskiej... - Uśmiechnęłam się do Ali.
- Nie zdziwię się... Jak ona się nazywała?
- Nie pamiętam, zapamiętałam tylko Menadżer Piekła.
- To Pójdziesz ze mną? - Wróciła do tematu Ala. - Elwira już wróciła do domu z mamą, a chcę zdążyć przed jedenastolatkami, które nagle się dowiedzą, że BTZ jest w Lublynie. Zastanawia mnie jak do tego doszło...
- Dobra, pójdę. Zadzwonię do Nieba, może dadzą nam trochę informacji na ich temat. Zwłaszcza, że chyba nas nie rozpoznali.
Ubrałyśmy się, to znaczy Ala ubrała się przede mną i poganiała mnie uciekając z moim plecakiem po schodach. Zaś ja męczyłam się z wiązaniem butów i w biegu nakładałam płaszcz. Skręcając na schody biegnące w dół nieświadomie postawiłam stopę odrobinę za daleko od krawędzi stopnia, co spowodowało nagły lot w dół. Krzyknęłam głośno i wpadłam na idącą w moim kierunku osobę, na którą nie zwróciłam uwagi.
- Kamila! - Usłyszałam wołanie Ali.
Jednak zajęło mnie co innego.
- Ja... Prze... - Zaczęłam mówić podnosząc się na przedramionach, kiedy zobaczyłam pod sobą zaskoczoną twarz asystenta Garbarskiej.
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami w kolorze mahoniowego drewna. Ten kolor był tak piękny i niespotykany... Nigdy nie widziałam osoby o tak cudownym kolorze oczu. Miałam wrażenie, że ta chwila trwa wieczność... Patrzyliśmy sobie w oczy zatraceni zupełnie, jakoby świat dookoła nas nie istniał. Te oczy... Te oczy były tak kontrastujące w stosunku do jasnej skóry, a czarne jak heban włosy zawijały się na jego czole w nieładzie.
- Przepraszam... - Powiedziałam niemalże nieprzytomnie i podniosłam się nieco wyżej widząc, że i on zaczyna wstawać.
Jednak zrobił to zbyt gwałtownie przez co uderzyliśmy się czołami.
CZYTASZ
Manszaft - historia jakiej nie znacie
HumorIN PROGRESS Cześć. To jest ŁAK (w sensie rak, takie głupie opowiadanie stylizowane na pisadło fanki, która jeszcze z podstawówki nie wyszła). Aczkolwiek myślę, że jest dosyć kreatywny... To pa.