Całą noc, jeśli mogę tak nazwać dziesięć godzin poza ciałem, siedziałem obok matki przy łożu szpitalnym, naprzeciwko mojego oszpeconego, poskładanego ciała. Co kilka godzin płakała. Klęczała i zaciekle ściskała złożone dłonie. Nie byłem pewny, czy się modliła, czy też próbowała wyładować emocje na poczerwieniałej skórze. Chyba nic nie jadła od kilku dni, a przynajmniej na taką wyglądała - blada z dołkami pod oczami, z gęsią skórką na skórze i sinymi kolanami, co chwila opierała czoło na mej zimnej nodze. Przecież ja tam się rozkładałem! Szatan dał mi czas, prawdopodobnie po to, bym totalnie nie zgnił. Pomyślałem, że troszczy się o moje ciało, w końcu to nie jest dziwne.
Jeśli nigdy nie widzieliście żywego trupa, to ja miałem to nieszczęście zobaczyć dwa - siebie i moją matkę. Tylko ona chyba wiedziała, że żyję - a może zwariowała?
W tym momencie do sali wkroczył chirurg i ostro spojrzał na tę ubolewającą kobietę. Odwzajemniłem jego wzrok, mimo że nigdy się tego nie dowiedział.
- Nam również jest przykro z powodu tej tragicznej śmierci, ale nie pozwolimy sobie na przechowywanie zwłok poza kostnicą. Minęło dość czasu. Bardzo panią proszę.Zerknęła na niego, lecz nie ruszyła się.
- Pani mąż podpisał już zgodę. Zachęcamy również panią.Nie mogłem tego słuchać. Nie mogli mnie odciąć! Ja żyłem!
Szybko wybłagałem schody do siedziby mojego wybawcy - szatana.
Chciałem tak bardzo ożyć, podziękować matce za to, że przy mnie trwała i udowodnić tym ludziom, że miała rację.
Chciałem jej powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Chciałem..tak wiele chciałem. Byłem głupi.Kiedy znalazłem się przy stoliku, pospiesznie wszystko uzgodniłem.
- Jesteś pewny? - pytał, mimo że znał doskonale odpowiedź. Pokiwałem jedynie głową i pozwoliłem, by krople krwi z rozciętego palca skapły na pergamin.Kreatura trzęsła się z podniecenia, kiedy kształtowałem piórem swój podpis. Po ukończonej czynności, spojrzałem na nią ze łzami w oczach. Ta zaś krzyknęła - wrzasnęła - ryknęła.
Znalazłem się na sali, nadal poza ciałem. W tamtej chwili ujrzałem Maryję. Stała obok moich zwłok z kamiennym wyrazem twarzy, jednak widziałem łzy spływające po jej policzkach. Matka zaś była podnoszona przez dwoje lekarzy, którzy z trudem starali się odkleić jej ręce, uparcie trzymające krawędź mojego łóżka.
Kiedy mężczyznom udało się odwieźć ją od dalszych starań i postawić na nogi, zostałem wciśnięty we własne ciało. Dopiero, kiedy odtworzyłem oczy dostrzegłem, jak jest mi w nim ciasno.
Wszystko mnie bolało. Złapałem się barierki. I wtedy to zobaczyłem. Upadającą matkę. Dyszała. Spojrzała na mnie z radością, ulgą i czymś jeszcze.Wszyscy zgromadzeni otaksowali mnie wzrokiem, jak bym zmartwychwstał. Poniekąd była to prawda, jednak ja ciągle żyłem.
Chirurg przyglądał mi się, w międzyczasie krzycząc do pomocników, by ułożyli kobietę na łożu obok i doprowadzili do porządku.Również siebie obejrzałem. U prawej dłoni miałem świeżo rozciętego palca.
Jak w spowolnionym tempie spojrzałem na mamę. Leżała nieruchoma, a lekarze doczepiali do niej coraz to większy ekwipunek. Bałem się. Okropnie się bałem.
Nakazano mi się położyć i zasnąłem, nadal zadaję sobie to pytanie, jak mogłem wtedy zasnąć.
Podczas snu słyszałem głosy, w kółko wypowiadające te same słowa. "Jedna, jedyna dusza", mówiły.Wtem skojarzyłem fakty. Jemu nie chodziło o to, by mnie uratować. Jemu chodziło o to, żebym cierpiał jeszcze za życia.
Po szybkim przebudzeniu skierowałem od razu wzrok w stronę miejsca mamy. Nie było jej tam. Łóżko było zaścielone niczym nowe. Pielęgniarka właśnie przestawiała taboret.
Modliłem się, by to jednak nie było to, o czym myślałem.
- Gdzie jest kobieta, która tam leżała? - wskazałem drżącym palcem.
- Nie wolno mi udzielać takich informacji. - Odpowiedziała beznamiętnie. Zapalił się we mnie płomień nadziei, może ona żyje? Przeniesiono ją!
- Jestem jej synem, gdzie ona jest? - Podniosłem głos stanowczo.
- Pójdę po chirurga. - chrząknęła.Kilka minut później w sali pojawił się mężczyzna, który godzinę wcześniej użerał się z moją matką. Popatrzyłem na niego z wyższością i pogardą, pomimo różnic umieszczenia.
- Co z mamą? Proszę mi powiedzieć, gdzie leży. - rozpocząłem twardo.
Ku mojej irytacji, mężczyzna wpatrywał się w podłogę.
- Przykro mi. Nie udało się jej uratować. Jej serce zatrzymało się.Mój mózg w tamtej chwili również. Ogarnęła mnie narastająca panika. Zostałem oszukany. Miałem być szczęśliwy. Musiałem z nią porozmawiać. Nie, to nie było możliwe.
- Pytam po raz ostatni, gdzie ona jest? - Tym razem głos załamał mi się w połowie zdania.
- Zmarła. Dokładnie w chwili, kiedy ty otworzyłeś oczy.

CZYTASZ
Popełniłam samobójstwo: Pomóc może, Boże?
HumorŻycie człowieka jest bardziej kruche, niż jakiekolwiek ciastko czy biszkopt. Czasem dusza jest na tyle silna, by oszukać śmierć. "Kto ci kazał umierać, głupcze?" Część druga historii "Popełniłam samobójstwo".