Kiedy się obudziłem, spostrzegłem Boga całego w skowronkach. Nie mogłem domyślić się przyczyny Jego radości, toteż niby znudzony zapytałem o nią.
- No jak to? Nie poczułeś? Porażająco ciepło tutaj! A to dlatego, że osiemdziesiąt osiem procent ludzi wczorajszej doby wybrało dużo więcej dobrego, zamiast zła! Tak owocne statystyki rzadko nam się zdarzają... Pierdol się, Szatanie! - krzyknął, po czym niewinnie zasłonił usta dłonią i mocno przytulił świętego Józefa.Dopiero teraz zorientowałem się, że nigdzie nie widziałem od samego początku Jezusa ani Maryji.
Bóg, jak gdyby odczytując z moich myśli nasuwające się pytanie, gestem zaprosił mnie do siebie.
- Widzisz synu, Oni cię bardzo kochają.To tyle. Nie rozumiałem jeszcze długi czas, co przez to chciał mi przekazać. Nie miałem jednak ochoty drążyć. Ciągle liczyłem, że najadłem się tabletek dla halucynacji.
Nagle pojawiłem się w sali, gdzie wczoraj próbowano mnie ratować. Spojrzałem na swoje ciało, nadal przypięte do maski tlenowej.
To stare czasy, toteż zgoda na odłączenie martwego ciała była koniecznie potrzebna, szczególnie w małych szpitalach. Moja matka rozmawiała właśnie z psychologiem, który tłumaczył jej, jak pogodzić się ze stratą bliskiej osoby.
Kręciła jednak głową, drżała i płakała. Były momenty, kiedy z zimną krwią starała się słuchać, jednak za każdym razem przy próbie nakłonienia kobiety do podpisania zgody odłączenia mnie, zrywała się i bluzgała. Obstawiała, że wie, że wrócę, że to chwilowe, choć nawet ja tego nie wiedziałem.
Kochałem ją, ale tego dnia stwierdziłem, że zwariowała...
Bałem się, że zgniję tam, a ona i tak będzie udawała, że wszystko jest w porządku.
Nadal wierzyłem, że śnię. Byłem co do tego przekonany. Toteż zrobiłem najgorszy błąd w swoim życiu. Bo co niby miałem do stracenia? Teraz wiem, że straciłem wszystko, ale to dopiero omówię na końcu.
Skierowałem się do Szatana. A raczej do Afroamerykanina z rogami i kręconymi włoskami, chociaż tak mówić nie powinienem.
Czarny jak smoła, z równie hebanowymi włosami i ogonem, Szatan powitał mnie w szpitalu. Pojawił się tak po prostu. Ujął moją dłoń, a kiedy spojrzałem w jego oczy zobaczyłem pustkę i biel. Przeraziłem się, ale nie wycofałem. Nie musiałem nic mówić, istota uśmiechając się chytrze, mocno mnie ścisnęła i przed nami wyrosły schody w dół.
- Gdzie one prowadzą? - nie pozwoliłem nawet na chwilę, by głos się załamał.
- Do mojej siedziby. - warknął, jednak nie było to nieuprzejme.
- Nie wiem, czy powinienem ruszać z tobą. - Postawiłem twardo, chcąc zdobyć kontrolę nad sytuacją.
- Chłopcze...czyżbyś się bał?Pokręciłem głową, po czym zeszliśmy w dół. Tam zasiadliśmy do niskiego, okrągłego stoliczka.
- Wezwałeś mnie, a więc jestem. Wiem wszystko i wszystko mogę sprawić za niewielką zapłatą. - ostrym szponem przejechał po krawędzi stołu.
- Boję się o mamę... Bardzo chciałbym wrócić na ziemię.. Albo żeby się otrząsnęła. Tylko tyle. - posmutniałem. Gadałem z zapewne nieistniejącym pokudłańcem o mojej znikomej śmierci.
- Nie zamartwiaj się na zapas. Mogę sprawić, że...wrócisz na ziemię.
Oniemiałem. Jeśli to była ta chwila, po której się budzę i widzę na nowo moją rodzinę, byłem na nią gotowy!
- Naprawdę? Tak po prostu? - momentalnie "ożyłem".
- Dokładnie. Chcę tylko coś drobnego w zamian.Zapomniałem o haczyku. No tak, nawet w wyobraźni trzeba płacić.
- Nie mam pieniędzy... Nic nie mam przy sobie. - przygnębiony spojrzałem na swoje nagie ciało.
- Kochany! Pieniądze nie są dla mnie ważne, co najwyżej mogę cię obdarować nimi na ziemi.. Chcę czegoś zupełnie innego.Nie miałem pojęcia, czego się domagał. Poprosiłem, by kontynuuował.
- Chcę...duszy. Jeśli zechcesz zawrzeć ze mną układ usługi za usługę, nie pożałujesz.Zamyśliłem się. Nie do końca wiedziałem, co miał na myśli.
- Jaką chciałbyś duszę?
Uśmiechnął się, wykrzywiając swoje białe oczy w łuki.
- Jakąkolwiek. Zapewne wezmę duszę jakiejś złej kreatury z ziemi do siebie. Ciało umrze, a dusza będzie dla mnie służyć.Co mi szkodzi jednej duszy? I do tego złej? Bez problemu!
- Jaką mam pewność, że nie zabierzesz mnie z powrotem? - zapytałem ostrożnie.
- Wszystko będzie w pakcie...Po czym podał mi kartkę i nóż. Domyśliłem się, co mam zrobić. Rozciąłem ostro palec, po czym kilka kropel krwi poleciało na kartkę.
- Złóż na niej swój odcisk kciuka.Coś mnie tknęło.
- Mogę to zrobić jutro lub po jutrze? - spojrzałem błagalnie prosto w blade ślepia.
- Co..jak...- mamrotał. W końcu uśmiechnął się pogodnie. - Oczywiście, mój drogi. Wezwij mnie, kiedy już się zdecydujesz. Pamiętaj, o co toczy się stawka.Później wszystko zniknęło. Zostałem jedynie ja w miejscu, z którego wyrosły schody. W głowie ciągle miałem słowa Afroamerykanina z rogami.
![](https://img.wattpad.com/cover/88508611-288-k654903.jpg)
CZYTASZ
Popełniłam samobójstwo: Pomóc może, Boże?
HumorŻycie człowieka jest bardziej kruche, niż jakiekolwiek ciastko czy biszkopt. Czasem dusza jest na tyle silna, by oszukać śmierć. "Kto ci kazał umierać, głupcze?" Część druga historii "Popełniłam samobójstwo".