Weszliśmy do małego korytarzyku, gdzie znajdowała się zaledwie jedna para drzwi.
Beau wpisał jakiś kod, którego w sumie nie zaobserwowałem. Rozkojarzenie to coś, co w tym zawodzie jest niedopuszczalne, ale moje małe "wakacje" spowodowały, że i mnie ono często spotyka. Wszystko musi wrócić do normy, inaczej nie dam rady.
Przeszliśmy przez drzwi do już troszkę większego pomieszczenia, gdzie stały trzy pary drzwi i dwóch byczków.
- Dzień dobry Panie Brooks - powiedzieli chórem.
Kąciki moich ust poszły do góry, "Pan Brooks" nie tak dawno był jednym z ludzi, z którymi owszem, liczono się w mieście, ale na pewno nie miał takiego uznania.
- Dobry - mruknął i ruszył przed siebie, przechodząc przez środkowe drzwi, zza których było słychać głosy, śmiechy i tym podobne.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg od razu wszystko ucichło, a spojrzenia ludzi został skierowane w naszą stronę.
Dojrzałem w tłumie jedną dziewczynę, która jako jedyna była zajęta czymś innym, mianowicie oglądała mecz koszykówki. Gdy tylko jeden z zawodników wrzucił za trzy punkty, ona wstała i krzyknęła w geście, jak zgaduje szczęścia.
Była raczej niska, z resztą jak większość osób przy mnie. Jej ładnąi delikatną buzię otaczały blond włosy, była bardzo szczupła, aż za szczupła, choć muszę przyznać, pewnie nie jeden facet się za nią oglądał.
Dziewczyna podbiegła do nas, po czym stanęła na przeciwko nas.
- Wygraliśmy z mistrzami! - pisnęła, a ja miałem wrażenie ze zaraz zacznie tam skakać.
- Bella - jęknął głośno Brooks. - Do biura - warknął, a dziewczyna jedynie przewróciła oczami i naburmuszona ruszyła w prawo, a my za nią.
Gabinet bardzo przypominał ten, który mieścił się u góry. Duży, na środku postawione czarne biurko, po bokach szafy, jak zgaduje z papierami i takimi pierdołami.
- Czy ty nie możesz zachować się choć raz poważnie?! - krzyknął Beau w stronę dziewczyny.
Mała wydęła dolną warge i spusciła głowę. Jej dłonie spoczywały przy udach delikatnie miętoląc kraniec koszulki.
- Bella - westchnął Brooks i zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewał - mianowicie przytulił dziewczynę i ucałował jej czoło. - Nie bądź smutna, nie chciałem - gładził ją po plecach, a ona jedynie uniosła głowę z uśmiechem.
- Zbyt szybko umiem Cię rozmiękkczyć - powiedziała z lekką drwiną i ucałowała jego policzek, jednocześnie udając się do wyjścia.
Mój towarzysz jedynie pokręcił głową i usiadł przy biurku.
- Dzieło samego szatana - prychnął.
- Kim tak właściwie ona jest? - zapytałem z ciekawością. Nie wyglądała raczej na jego dziewczynę.. Znaczy, on po prostu się nie wiązał, szybki numerek mu starczał, a ona raczej nie była z takich dziewczyn.
- To Isabella, moja młodsza kuzynka - spojrzał na mnie. - Z resztą to nie temat na dziś, przejdźmy do tego co miałbyś tu robić - przytaknąłem głową, a chłopak kontynuował. - Będziesz zarządzał tymi ludźmi - powiedział skrótowo, a ja uniosłem kąciki ust z zadowolenia.
- I to mi się podoba Brooks - powiedziałem bez większego zastanowienia.
- Dziś jeszcze dam ci spokój, jedź na zakupy, kup co tam potrzebujesz - otworzył jedną z szuflad w biurku. - Płać tym, nie ma limitu - podał mi kartę, którą chętnie przyjąłem.
¤¤¤
Boże, zakupy jednak są trudniejsze niż mogłoby mi się wydawać.
Póki co mam zaledwie dwie pary spodni i trzy koszulki, przecież to mi nawet na tydzień nie starczy. W takim momencie przydałaby się kobieta.
Od razu do głowy przyszła mi Angel, ona wiedziałaby co kupić.. Ona.. Nie, jej już nie ma, to skończony rozdział.
Rozmyślając tak wpadłem na kogoś, spojrzałem w dół i ujrzałem Bellę, która wyjęła z uszu słuchawki i podniosła głowę.
- To ty blondasku - mruknęła. - Zakupy? - zapytała, a ja jedynie przytaknąłem głową. - Beau coś wspominał - uznała.
- Ta, ale coś mi nie idzie - powiedziałem zgodnie z prawdą i pokazałem jej moje dwie siatki.
Dziewczyna podwinęła rękawy swojej bluzy i włożyła telefon do kieszeni.
- Co prawda zakupów nie lubię.. Ale mogę ci pomóc - uśmiechnęła się, na co odpowiedziałem jej tym samym.
- Przyda mi się pomoc.