1. Julia - Moje poukładane życie

2.8K 313 144
                                    

— Ciekawe, czy dawca był przystojny. — Ciocia Marietta gładzi się po lekko zaokrąglonym brzuchu.

— Czy to ważne? Każdy człowiek jest przecież równy. Nawet jak nasze dziecko nie będzie zbyt urodziwe, kto na to zwróci uwagę? Żyjemy w pełnym równości świecie. Mamy przecież dwudziesty drugi wiek! Powinnyśmy się cieszyć, że za siedem miesięcy będziemy wychowywały kolejnego pełnego tolerancji i miłości człowieka — mówi ciocia Letycja, kładąc dłoń na dłoni swojej małżonki.

Uśmiechają się. Ja też.

— Jessico — ciężarna ciotka zwraca się do mnie — a ty kiedy powalczysz z niżem demograficznym?

— Ja — ciągnę samogłoskę, nie wiedząc, jakiej wymówki użyć — nie mam z kim.

— No tak. Zajście w ciążę to nic, schody są przy tym, gdy trzeba to dziecko z kimś wychować! Ja na szczęście mam Letycję, ale dla ciebie lepiej żebyś poczekała, niż była samotną matką. Ile ty masz lat? Osiemnaście?

— Dziewiętnaście.

— Dziewiętnaście! — wtrąca się druga ciotka. — Ja w twoim wieku jeszcze nie wiedziałam, jakiej chcę być płci!

— Przecież zmieniłaś płeć jak miałaś czternaście lat.

— Tak, ale nie byłam jednak pewna, czy to dobry pomysł. Ale nie żałuję! Czuję się wspaniale jako kobieta!

— Bardzo atrakcyjna kobieta — mówi ciocia Marietta i całuje swoją żonę w policzek.

Znowu wszystkie się uśmiechamy.

Muszę się zgodzić z tym, że ciocia Letycja jest piękna i bardzo kobieca. Nie ma w niej nic męskiego. Szczupła, z krągłościami gdzie trzeba, z cudownymi, kasztanowymi włosami sięgającymi jej do talii, poskręcane w loki.

Ciocia Marietta ma delikatniejszą urodę. Blada cera, blond włosy do ramion i nie należy do najszczuplejszych — jest przecież modelką. W jej oczach dostrzec można niesamowity błysk. Niczyje oczy nie świecą się tak, jak jej. Aż chce się w nie patrzeć i patrzeć...

Rozmowę przerywa dzwonek do drzwi.

— Pójdę otworzyć — mówię i wstaję z wygodnego fotela.

Przechodzę z salonu do werandy, otwieram drzwi, za którymi stoi Carmen, uśmiechając się promiennie, mimo przerywanego oddechu i zaczerwienionych policzków, jakby od dużego wysiłku.

— Cześć, przyniosłam nową kolekcję — oznajmia pogodnym głosem.

— Wspaniale! — Zauważam wielki, kolorowy karton na podłodze przed przyjaciółką. Pewnie w nim są wszystkie ubrania. — Pomogę Ci. — Schylam się i próbują podnieść ten karton. Carmen śmieje się, kiedy słyszy moje pierwsze jęknięcie. — Czy tu są cegły?! — poddaję się z pomaganiem jej.

— Bardzo zabawne — mówi. — Jest Brian? Ja szczerze już też nie mam siły tego dźwigać. Wystarczy, że to przytachałam z samochodu. Koniec fitness na dzisiaj!

— Jasne, już do niego piszę. — Wyciągam z kieszeni spodenek telefon i wysyłam bratu wiadomość, żeby zszedł na dół. — Zaraz będzie — mówię do Carmen.

— Świetnie — uśmiecha się. — Mówię ci, ta kolekcja to będzie prawdziwy hit!

— Mówisz tak o każdej — śmieję się.

— I zawsze mam rację!

— Tu się zgodzę.

— Cześć, dziewczyny! — Podchodzi do nas Brian. — Masz dla mnie coś ładnego? — pyta Carmen, posyłając jej uśmiech zawadiaki.

Romeo, Julia jest lesbijkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz