Rozdział 1

42 2 5
                                    


Spojrzałam na zegar - 16.00. Był piątek, więc jak co tydzień wybierałam się na imprezę. Odstawiłam na biurko swój telefon. Przeszukałam szafę w poszukiwaniu czerwonej sukienki, którą kupiłam parę dni temu. Pospiesznie ją ubrałam i przejrzałam się w dużym lustrze swojej garderoby. Idealnie przylegała do mojego ciała, podkreślając moje kształty. Włosy upięłam w wysoki kucyk. Z makijażem nie miałam problemu. Nigdy nie przykładałam do niego większej uwagi. Lekko podkreślone oczy i szminka. Tak, szminka grała kluczową rolę. Zajrzałam do swojej kosmetyczki. „To niemożliwe!" – spanikowałam, wyrzucając całą jej zawartość na blat. Ani śladu po mojej ulubionej pomadce! Zaczęłam panikować. Do wyjścia zostało mi jeszcze 10 minut. „Przecież nie mogła tak po prostu wyparować!"- powiedziałam sama do siebie. Wtedy mnie olśniło. Z hukiem otworzyłam drzwi do pokoju mojej siostry.
-Clara! Do jasnej cholery! Ruszałaś moją kosmetyczkę!?- rzuciłam z wyrzutem w jej stronę.
-C-co? Nic nie zrobiłam- opuściła głowę nieśmiało. W jej oczach widziałam strach, co tylko przekonało mnie do mojej racji.
-Nie kłam! Zaraz się przez ciebie spóźnię, bachorze! –wybuchłam- Oddawaj moją szminkę!!!
Mocno chwyciłam ją za ramiona i potrząsnęłam nią. Wiem, że ją zabolało, pomimo to milczała. Łzy zaczęły napływać jej do oczu. Nie miałam dla niej litości. Nie, kiedy wiedziałam, że jest winna.
-Zawsze utrudniasz mi życie!- posłałam w jej stronę kolejną obelgę. W tym momencie wybiegła nasza mama. Oczywiście odciągnęła mnie od Clary i stanęła po jej stronie.
-Co tu się wyprawia?- zdenerwowała się.
-To dziecko zabrało mi moją szminkę, a za 5 minut będzie po mnie Chloe!- wytłumaczyłam nadal wkurzona. Mama przewróciła na to tylko oczami.
-Kochanie...- zaczęła próbując mnie uspokoić- przecież mogę ci pożyczyć moją.
-Żartujesz sobie!? Ona w ogóle nie pasuje do mojego wizerunku! -wyśmiałam ją, po czym zwróciłam się do siostry- Ja pierdziele... no gadaj, gdzie ją dałaś!
-Madison! Słownictwo!- oburzyła się matka.
-W dupie to mam!- odpyskowałam, na co zrobiła się cała czerwona ze złości i zawołała tatę.
„No tak, tego jeszcze brakowało! Cała rodzinna schadzka!"- pomyślałam przewracając oczami. Tata ledwo przekroczył próg pokoju, a Clara już przy nim była.
-J-ja nie chciałam...- wybuchła płaczem obejmując go za nogi.
-Czego nie chciałaś ,słoneczko?- zapytał tata spokojnie, biorąc ją na ręce i przytulając.
-N-nie chciałam...zgubić szmi- szminki Madi- wydukała przez łzy. Kiedy usłyszałam, że zgubiła moją szminkę wpadłam w furię.
-Co zrobiłaś!? Obiecuje, że jak tylko zostaniesz sama... zabije cię!- groziłam jej.
-Do swojego pokoju Madison!- rozkazał tata, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nawet Clara wstrzymała nagle płacz.
- I co?! Dasz mi jakiś dziecinny szlaban?! Żałosne...- wyśmiałam go i trzasnęłam za sobą drzwiami. Mój pokój był zaraz obok, dlatego słyszałam wyraźnie ich dalszą rozmowę. Standardowo rodzice pocieszali swoje ukochane dziecko. Życie beze mnie byłoby im na rękę. Co do tego nie mam wątpliwości. Stanęli przy moich drzwiach. Byłam pewna, że przyjdą do mnie prawić mi kazania. Jednak po chwili usłyszałam tylko poruszający się w zamku klucz. Wstałam na równe nogi i podbiegłam do drzwi. Zamknięte. Zaczęłam się z nimi szarpać, krzyczeć, walić pięściami. Jednak jedyne co usłyszałam to kroki na schodach. Mogłabym się po prostu zbuntować, jak te wszystkie nastolatki w filmach i po prostu wyjść oknem. Wzięłam komórkę do ręki i sprawdziłam godzinę- 17.00. Super! Chloe już pewnie pojechała! Odblokowałam telefon. 2 nowe wiadomości . Otwieram.
od Chloe :* (16:46)
Mad, czekam pod twoim domem...
od Chloe :* (16:55)
Słuchaj laska, nie ma cię- jadę.
do Chloe :* (17:03)
Nawet nie gadaj! Młoda ukradła mi szminkę i oczywiście wszystko na mnie! Starzy zamknęli mnie w pokoju ... -,-
od Chloe :* (17:04)
Lol. Jaka patola! Spadam mała, ciacho na horyzoncie. Czas kogoś zaliczyć ;) Opowiem ci wszystko jutro. Nara
Rzuciłam się na łóżko, a telefonem cisnęłam o ścianę. Usłyszałam dźwięk pękającego ekranu, ale miałam to gdzieś. Chciałam być na tej imprezie... wszyscy moi znajomi tam są. Pewnie mnie wyśmieją! Zaczęłam płakać w poduszkę. Nie miałam już na nic siły. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Ze snu wybudziła mnie dziwna woń. Od razu wstałam na równe nogi pełna niepokoju. Zegar pokazywał godzinę 02:52. W domu panował mrok, tak samo jak na dworze. Chciałam zapalić lampkę, ale nie udało się. Nie ma prądu. Drżącymi dłońmi włączyłam latarkę i szybko podbiegłam do drzwi. Byłam pewna, że są zakluczone, ale otworzyły się. „Widocznie rodzice otworzyli je kiedy spałam"- zgadłam. Wybiegłam z pokoju, aby sprawdzić co się stało. Zapach dymu nie był codziennym zjawiskiem u mnie w domu. Na korytarzu natknęłam się na Clare. Łzy w jej oczach dawały jasno do zrozumienia, że jest przerażona. Nic dziwnego, przecież boi się ciemności. Cały czas byłam na nią zdenerwowana, ale to tylko 6-letnia dziewczynka. Jako starsza siostra muszę wykazać się choć szczyptą odpowiedzialności i wyrozumiałości.
-Chodź no... -ujęłam jej małą, zimną rączkę i pomogłam zejść po schodach. Kiedy weszłyśmy do jadalni zauważyłam uwijającego się w kuchni tatę. Starał się ugasić zarzewie ognia, co mu niestety nie wychodziło. Ogień się nadal utrzymywał. Widziałam, że jest nerwowy, a to w żadnym stopniu mnie nie uspokajało. Na sam ten widok ścisnęło mnie w żołądku, stanęłam jak sparaliżowana. Od razu podbiegła do nas mama.
- Nie płacz Clarusiu- przytuliła moją młodszą siostrę i spojrzała na mnie posyłając mi pogodny uśmiech. Stałam niewzruszona marszcząc brwi. Do niej nie miałam zamiaru być miła. Nie jestem jej nic winna, nie jest dzieckiem. Próbowała nas uspokoić, ale w takiej sytuacji było to niemożliwe. Przecież dom nam płonie! Po chwili podszedł do nas tata.
- Kuchenka się zapaliła. Nie wiem jak to się stało, ale chyba ktoś nie wyłączył wczoraj pieca.- stwierdził pospiesznie, patrząc na mnie znacząco.
-Jestem pewna, że go wyłączyłam!- oburzyłam się drżąc już na całym ciele- Przecież nie jestem taka nieodpowiedzialna!
-Oho! Wczoraj drąc się na Clare udowodniłaś jaka jesteś- wyśmiał mnie, co mnie szczerze zabolało, ponieważ wiedziałam, że to prawda.
- Kochanie, zaprowadź je jak najszybciej na dwór. Tu jest bardzo niebezpiecznie. Musimy czekać na wsparcie- wyjaśnił żonie, po czym odszedł na bok, aby zadzwonić po straż pożarną. Z naburmuszoną miną przeszłam przez cały parter do drzwi. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam za siebie. Kuchenka faktycznie płonęła, a zachłanny ogień pożerał resztę drewnianej kuchni. Ten widok niepokoił mnie bardziej niż mogłam się tego spodziewać. Tata spojrzał na mnie i posłał mi smutny uśmiech. Odwróciłam się ignorując go. Wreszcie wyszłam na zewnątrz. W ślad za mną pojawiły się mama z Clarą.
-Stańcie trochę dalej- poradziła spokojnym głosem.
-Lucy! Gdzie są dokumenty?- dobiegł nas zdenerwowany głos taty z wnętrza domu.
-Zaraz do was dojdziemy- obiecała odsuwając od siebie sześciolatkę. Pocałowała Clare w czoło, chciała zrobić to samo ze mną, ale odwróciłam głowę. Nic nie zmieni tego, że jestem na nich zła. Nie pozwolę się udobruchać. Mama zrozumiała, że nic nie wskóra i po chwili zniknęła za ścianami domu.
- Madi?- usłyszałam cichy głosik. Spojrzałam na łkającą dziewczynkę- J-ja przepraszam za tą szminkę. Po- po prostu nie chciałam, ż-żebyś poszła n-na tą imprezę.
-Więc zrobiłaś to specjalnie?- zapytałam lekko zdenerwowana, na co ona tylko spuściła ze wstydem głowę.
-Imprezy są złe- wyszeptała podając mi moją zgubę. Zamurowało mnie. Przykucnęłam przy niej i przytuliłam siostrzyczkę. „Ona chciała dobrze"- pomyślałam wzruszona. Wzięłam te leciutkie ciałko na ręce i przytuliłam jeszcze mocniej. Pomimo wszystko kochałam ją. Kochałam swoją rodzinę całym sercem. Spojrzałam na dom . Nagły huk i oślepienie jasnym światłem spowodowało, że nogi się pode mną ugięły. Upadłam razem z Clarą na chodnik. Przez moment zapanowała ciemność, a w moich uszach dźwięczało coś podobnego do pisku. Stopniowo zaczął mi wracać wzrok. Byłam zdezorientowana. Widziałam swoją płaczącą siostrę jak przez mgłę. Spostrzegłam nadjeżdżającą straż pożarną, którą wezwał ojciec. Teraz jednak nie ma czego ratować. Dom stał w ogniu, zawalał się w błyskawicznym tempie. Ruszyłam w jego stronę na chwiejnych nogach. Powstrzymał mnie jednak strażak. Nie miałam wystarczająco siły żeby walczyć. Jedyne co mogłam zrobić to krzyczeć i płakać. To co mnie ogarnęło jest nie do opisania. Razem z wybuchającym domem, rozerwało się moje serce. Rodzice byli w środku, nie mogli przeżyć wybuchu. Już ich nie ma. Nie żyją... Nigdy do nas nie wrócą. „To moja wina"- ta myśl uderzyła we mnie jak strzała. Opadłam bezwładnie ciągnięta przez mężczyznę. Nie straciłam przytomności, po prostu byłam... pusta.



NO TO PIERWSZY ROZDZIAŁ ZA MNĄ!

TERAZ JUŻ TYLKO Z GÓRKI, NIE? XD

TO MOJE PIERWSZE OPOWIADANIE, DLATEGO PROSZĘ O WYROZUMIAŁOŚĆ...

DZIĘKUJĘ ZA POŚWIĘCONY MI CZAS I CIERPLIWOŚĆ <3

MAM NADZIEJĘ, ŻE MOJA TWÓRCZOŚĆ KOMUŚ SIĘ SPODOBA :)

JEŻELI MACIE SIŁĘ, ŻEBY SKLECIĆ KILKA SŁÓW W KOMENTARZU- BĘDĘ NIEZWYKLE WDZIĘCZNA.
DZIĘKUJĘ Z GÓRY, TRZYMAJCIE SIĘ KOCHANI!



BurnedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz