Rozdział 2

26 2 5
                                    

Obudziłam się. Usiadłam na łóżku nagłym zrywem. Moje serce waliło jak oszalałe, próbowałam uspokoić oddech... Znowu ten sam sen. Ile bym dała, żeby był tylko nim- koszmarem śniącym mi się co noc, a nie rzeczywistą historią zapisaną na karcie mojego nędznego życia. To już ponad pół roku, a mnie to wspomnienie nadal pali żywym ogniem. Ogień... Samolubny i zachłanny żywioł, który odebrał mi wszystko. No... prawie.
Rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Za oknem panowała noc, w „domu"- o ile można go tak nazwać- cisza. Tylko moje myśli jakby przekrzykiwały się wzajemnie, dokładając kolejnych kamieni na stos w moim sercu – wyrzuty sumienia. Kiedyś mi nieznane, teraz stały się moim chlebem powszednim. Nie ma dnia, w którym czułabym się wolna, czysta. Łzy ponownie popłynęły po moich policzkach, kiedy spojrzałam na małe, człekokształtne zawiniątko leżące obok mnie. Takie dobre, niewinne i bezbronne dziecko. Odebrałam jej miłość, odebrałam jej rodziców, których tak bardzo potrzebuje. Obie potrzebujemy... Dopiero po ich stracie to zrozumiałam.
Byłam okropnie lekkomyślna, głupia i zadufana w sobie. Nie zauważałam ich ogromnej miłości, którą okazywali mi zawsze i wszędzie. Kolorowali nią mój świat, który teraz jest pozbawiony wszelkich barw. Poświęcali się dla mnie każdego dnia, znosili każdy mój wybryk. Cierpieli w ciszy, kiedy ja raniłam ich swoim zachowaniem.
Boże... Zrobiłabym wszystko, żeby móc im powiedzieć ostatnie „kocham", choć raz przytulić, okazać wdzięczność za wszystko co dla mnie zrobili. Jak bardzo chciałabym ich przeprosić! Rozstaliśmy się pokłóceni, przez jakąś głupią szminkę! Jednak najbardziej boli mnie to, że oni do końca byli dla mnie dobrzy... Złożyli broń, chcieli się pogodzić, ale ja musiałam im pokazać jak wielce obrażona jestem! IDIOTKA!!! Jedynym powodem ,dla którego jeszcze żyję jest Clara. Jednak nawet ona nie jest w stanie zapełnić tej morderczej pustki wewnątrz mnie, która próbuje mnie zabić. Gdyby nie to, że jestem potrzebna Clarze, poddałabym się w tym dniu ,w którym oni zginęli.
Jestem potworem, mordercą... nie zasługuję na życie. To ja powinnam umrzeć! To ja powinnam tam żywcem spłonąć! To mnie wybuch powinien rozwalić na milion kawałków... Choć paradoksalnie to właśnie zrobił- z moim sercem. Bez serca nie da się żyć... Umarłam w duchu.
Nagle ogarnęło mnie kolejne uczucie, które dręczy mnie regularnie od tamtego wypadku, a mianowicie... bycie obserwowanym. Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele. Zrobiłam się sztywna jak na zawołanie. Poczułam silny ucisk w brzuchu, ręce zaczęły mi się trząść. Bałam się cholernie. Nie potrafiłam nawet spojrzeć w głupie okno, w obawie o to, że kogoś tam ujrzę. Chciałam zapaść się pod ziemię, po prostu zniknąć. „Proszę! Niech to się już wreszcie skończy!"- powiedziałam do siebie szeptem, chowając się jak dziecko pod kocem. Opatuliłam się nim szczelnie naiwnie wierząc, że nic mnie dzięki temu nie dosięgnie, nie dotknie. Głupota, ale dawała choć odrobinę poczucia bezpieczeństwa.
„Właściwie, czego się tak boję?"- zastanowiłam się w myślach- „Przecież za oknem nie ma potwora- nigdy w nie nie wierzyłam. Nie ma tam też seryjnego mordercy... bo przecież jest mnóstwo ludzi na świecie. Dlaczego więc miałby polować na mnie- sierotę, która zabiła rodziców swoją lekkomyślnością? Swój swojego nie zabije, prawda? Ehh..." Uspokoiłam się odrobinę. Zebrałam w sobie wystarczająco „odwagi", aby wyciągnąć głowę spod koca i zaczerpnąć świeżego powietrza.
Przysunęłam się do siostry i objęłam ją ramieniem w pasie. Była taka krucha... taka delikatna." Nie chcę jej zranić, już nigdy. Nie zasługuję na takiego aniołka u boku, ale cieszę się okropnie z tej niesprawiedliwości. Nikomu bym jej nie oddała."- pomyślałam ze smutkiem- „Może jednak życie jest dla mnie bardziej łaskawe, niż na to zasługuję? Tak... Zdecydowanie."



TYM RAZEM KRÓTKI ROZDZIAŁ...

MAM NADZIEJĘ, ŻE MI WYBACZYCIE <3

DO NASTĘPNEGO KOCHANI! :)

BurnedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz