Czas minął nam bardzo szybko, praktycznie na niczym. Zjedliśmy obiad i obejrzeliśmy film. Wszystko obeszło się bez kolejnych krępujących incydentów. Nim się obejrzeliśmy nastał wieczór. Podczas przygotowań do wyjścia okazało się, że wcale nie potrzebuję dużo czasu na wyszykowanie się, czego nie można było powiedzieć o Jacobie.
-Dochodzi 20.30!- krzyknęłam ubierając skórzaną kurtkę.
-Przecież widzę zegar!- usłyszałam w odpowiedzi z łazienki.
-Jak się spóźnimy to zwale na ciebie- mruknęłam, przewracając oczami.
-Już jestem- odpowiedział J, poprawiając kołnierzyk koszuli.
-No wreszcie! Myślałam, że utopiłeś się w żelu do włosów- zażartowałam wchodząc do windy.
-Nie podskakuj, bo pójdziesz na piechotę- zagroził mi, najwyraźniej mając nadzieję, że to mnie złamie.
-Nie przeszkadza mi to. Jestem przyzwyczajona do długich, nocnych spacerów- odpyskowałam.
-Eh... Nie mam na ciebie słów- parsknął śmiechem mój przyjaciel, a ja mu zawtórowałam.
Chloe i Arthur czekali na nas przed hotelem w czarnym lamborghini. Nie będę zaprzeczać, że auto zrobiło na mnie wrażenie. Rodzina McAllister zawsze była dość zamożna, ale nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że przez ostatni rok stali się jeszcze bardziej wpływowi, co odbiło się na ich majątku.
Przywitaliśmy się, po czym ruszyliśmy ekskluzywnym autem z prędkością pewnie trzykrotnie większą od dozwolonej. Przebywaliśmy kolejne kilometry rozmawiając na luźne tematy. W końcu dzisiaj nie było czasu na smutki. Dzisiaj... mamy się bawić!
-Madi- zaczepiła mnie Chloe- Właściwie jak to się stało, że mieszkasz teraz z Cobim?
-Opowiem ci coś- zaciekawiłam ją, ponieważ w jednej chwili spoważniała i przybrała postawę oczekiwania- Pewna dziewczyna spotkała chłopaka po latach i postanowiła odnowić ich relację. Robiła wszystko, żeby być jak najbliżej niego. Podczas jednego ze spotkań sprawy szybko się potoczyły i ...
-Madi!- przerwał mi rozbawiony Jacob, na co ja posłałam mu znaczące spojrzenie.
-Zamknij się!- zbulwersowała się jego siostra- Nie wolno się wstydzić wspólnych przeżyć! Od ciebie nigdy bym się niczego nie dowiedziała! Lepiej się ciesz, że w ogóle jakaś zainteresowała się związkiem z tobą, bo ja osobiście bym nie wytrzymała!
-Kontynuuj- zwróciła się do mnie po chwili spokojnym głosem.
-Eghm- odchrząknęłam –No więc... Ostatecznie zakochali się w sobie na zabój. Zamieszkali razem i planują wspólne życie.
-Jezu! Poważnie?!- niedowierzała.
-Nie- wybuchłam śmiechem widząc jej minę, a chłopaki mi zawtórowały.
-Idioci!- krzyknęła idealnie grając zbulwersowaną- Jesteście siebie warci!
-Oj, nie złość się kotek- przyciągnął ją do siebie Artur.
-Będziesz musiał zapłacić za winy- udawała obrażoną.
-Uwielbiam to robić- odpowiedział i zaczął dobierać się do jej sukienki.
Auto się właśnie zatrzymało. W samą porę! Spojrzałam na Jacoba i kiwnęłam głową w stronę drzwi.
Wyszłam tak szybko jak mogłam i podeszłam do chłopaka.
-Oni nie mają pohamowań!- zaśmiałam się znowu.
-To tylko kwestia przyzwyczajenia- parsknął.
-Myślisz, że jakbyśmy tam zostali to by sobie nie przeszkadzali?
-Uwierz mi... nie raz byłem światkiem gorszych scenek w ich wykonaniu.
-O boże...- podirytowałam się- Zmieńmy temat.
-Jak tam chcesz. Mi ten temat jak najbardziej odpowiada- uśmiechnął się zalotnie podnosząc brwi.
-Lepiej wejdźmy do środka- odwróciłam od niego wzrok, chcąc uniknąć jeszcze większej kompromitacji. Muszę przynajmniej pozornie wyglądać na wyluzowaną. „Nie zachowuj się jak jakaś pieprzona cnotka Madison!"- zganiłam się w myślach.
Muzyka była puszczona tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli . Światła niczym lasery przecinały ciemność panującą na sali. Nie wiedziałam gdzie iść, całe szczęście Jacob złapał mnie za rękę i zaprowadził na kanapę przy jednej ze ścian. Po drodze ktoś klepnął mnie w tyłek. Odwróciłam się natychmiast, ale nie zauważyłam podejrzanego... a raczej... Było ich tam tak wielu, że nie mogłam stwierdzić, kto to zrobił. Kilka chłopaków, mniej więcej w moim wieku, gapiło się na mnie ze zboczonymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Musiałam sobie odpuścić. „Uroki zatłoczonych miejsc"- pomyślałam sarkastycznie.
-Idę po coś do picia- rzucił J. Kiwnęłam tylko głową i odprowadziłam go wzrokiem.
Rozejrzałam się, aby przeprowadzić choć minimalne rozeznanie terenu. Klub jak klub. Wstawieni ludzie przy barze. Wstawieni ludzie na kanapach. Wstawieni ludzie na parkietach. Wstawieni ludzie obściskujący się po kątach. Parę dziewczyn z sąsiedniego stolika przyglądało mi się z nieskrywaną nienawiścią, nie żebym się tym jakoś przejmowała. Założyłam maskę pewności siebie i wyprostowałam się bardziej uwydatniając swoje atuty. Nie umknęło to uwadze płci przeciwnej. Grupka chłopaków stojących przy ścianie pogwizdywała na mój widok. To także postanowiłam zignorować.
„Nie wierzę!"- rozbawiłam się widokiem Jacoba, przeciskającego się przez parkiet między ludźmi. Zatrzymywał się od czasu do czasu, żeby puścić uwodzicielski uśmiech jakimś dziewczynom, które śliniły się na jego widok. Poczułam momentalnie nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Nic dziwnego. Na wpół rozpięta koszula odsłaniała jego umięśnioną sylwetkę, której widok za każdym razem zapiera dech w piersiach.
-Minęło niespełna 5 minut odkąd tu przyszliśmy, a ty już chodzisz zygzakiem! - pokręciłam głową, kiedy opadł na kanapę obok mnie. Musieliśmy się przekrzykiwać, żeby cokolwiek usłyszeć.
-Wyluzuj mała!- zaczął typową pijacką gadkę- Zabaw się w końcu!
-A żebyś wiedział, że tak zrobię!
-To na co jeszcze czekasz?!
-Sza!- uciszyłam go- Obserwuję parkiet w poszukiwaniu jakiegoś przystojniaka zdolnego do tańca, bo ty kochany, to się w tym stanie do tego nie nadajesz!- wyrzuciłam w jego stronę stukając palcem wskazującym po jego klatce piersiowej. Było to oczywiście kłamstwo, ponieważ nie lubię tańczyć.
-Najpierw to idź się czegoś napić!- doradził mi- Bo w TAKIM STANIE to nikt nie będzie chciał z tobą w ogóle gadać! Jesteś sztywna jak mój przyjaciel o poranku!
-Idiota!- zaśmiałam się- Dobra. W takim razie cię zostawiam!
Jacob tylko kiwnął głową i oparł się wygodniej na oparciu. Wstałam od stolika i zaczęłam przeciskać się przez gromadki ludzi, kierując się do baru. Takie ocieranie się o wszystkich nie należy do moich ulubionych zajęć, ale cóż... Mus to mus. Czułam na sobie wzrok innych, co było trochę przytłaczające. Cały czas pilnowałam, żeby moja obcisła sukienka nie podwijała się nazbyt do góry. Pewnie wyglądało to mega nienaturalnie, ale wolałabym nie paradować na środku Sali z gołym tyłkiem. „Faktycznie potrzebuję się czegoś napić"- pomyślałam, wspominając słowa J'a.
-Mojito raz- poleciłam, kiedy podszedł do mnie barman. Chłopak był przystojnym szatynem, pewnie parę lat starszy ode mnie. Jego włosy były rozchwiane na wszystkie możliwe strony, co dodawało mu niemałego uroku. Zlustrował mnie wzrokiem uśmiechając się cwaniacko.
-Co cię tak ciekawi?- zapytał zielonooki przygotowując drinka.
-Hm?- mruknęłam zdezorientowana.
-Gapisz się na mnie odkąd tu przyszłaś- zaśmiał się. Widać wyraźnie, że mu to nie przeszkadzało.- Mam wrażenie, że nawet nie mrugnęłaś.
-A wiesz to, ponieważ sam się na mnie gapiłeś- od razu odbiłam piłeczkę.
-A kto się nie gapi?- zapytał ściszonym, romantycznym głosem, na moment skupiając na mnie całą swoją uwagę. Słowo daję! Przez chwilę czułam się jak na jakiejś randce.
-Dobry jesteś!- uderzyłam ręką o blat uśmiechając się szczerze. Byłam pełna podziwu co do tego, z jaką łatwością przychodziło mu flirtować.
-Staram się jak mogę- przyjął komplement z rozbawieniem.
-Każdą tak zagadujesz?- starałam się, żeby zabrzmiało to uszczypliwie.
-Nic nie poradzę- wzruszył ramionami i postawił na ladzie mojego drinka- Taki już jestem.
-Flirciarski?- wzięłam szklankę i upiłam spory łyk.
-Zajebisty!- rzucił do żartu, ale pewnie.
-Zmieniam zdanie –wybuchłam śmiechem, lekko się krztusząc- Arogancki... to dobre słowo.
Minęła chwila zanim oboje przestaliśmy się śmiać.
-Jestem Scott- wyciągnął do mnie rękę, którą bez wahania uścisnęłam.
-Madison- przedstawiłam się również i wróciłam do picia.
-Polubiłem cię, Madison. Jeszcze nie spotkałem kogoś takiego - wyznał, opierając się rękami o ladę –I to nie jest pusty tekst na podryw!- dodał pospiesznie.
-Czuję się wyróżniona- zaśmiałam się. Dawno nie gadało mi się z kimś tak swobodnie.
-Więc, co masz zamiar teraz robić?- zapytał znowu zmniejszając dzielącą nas odległość. Patrzyłam przez chwilę w jego niezwykłe oczy budując chwilę napięcia.
-Napić się- odpowiedziałam krótko, przyciskając mu do piersi pustą szklankę, która zaczęła drgać w rytm jego serca.
-Co tym razem?- zapytał kręcąc głową z rozbawieniem. Wyjął mi szklankę z ręki i wyprostował się.
-Marzy mi się Pinacolada...- odpowiedziałam i oparłam się na łokciach, uciekając spojrzeniem gdzieś daleko.
-Mam być miły, czy szczery?- wypalił.
-A co to ma niby wspólnego z moim zamówieniem?- zdziwiłam się.
-Po prostu odpowiedź- chłopak stanął przede mną i spojrzał mi głęboko w oczy. Zaczęłam gorączkowo szukać jakiegoś haczyka, ale alkohol już zaczął działać i moje myśli były nieuchwytne.
-Szczery.
Nastał kolejny moment pełen napięcia, które tym razem budował Scott. W jego oczach spostrzegłam jakby tańczące iskierki rozbawienia.
-Jest najbardziej tucząca- poinformował mnie w końcu- Chcesz, żeby poszło ci w boczki?
-Jesteś niemożliwy!- zaśmiałam się już nie wiem, który raz.
Kolejne minuty mijały, może nawet godziny, a my wciąż toczyliśmy słowną bitwę. W sumie to nie wiem ile czasu spędziłam z tym szalonym barmanem, po prostu straciłam rachubę. Moje rozkojarzenie z pewnością miało coś wspólnego z pochłoniętym przeze mnie alkoholem. Nie mogłam się jednak oprzeć smakowitej Pinacoladzie, Margaricie... i jeszcze jednej Pinacoladzie.
-Dobrze. Wystarczy już- stwierdził Scott odsuwając ode mnie niedokończoną ananasowo - kokosową rozkosz.
-Nie skończyłam jeszcze...- wymamrotałam niewyraźnie i wyciągnęłam rękę, próbując odzyskać odebraną mi własność.
-Jeszcze odrobina i stracisz kontrolę w nogach- tłumaczył mi tonem, jakim mówią rodzice do swoich dzieci- Co powiedzieli by na to twoi rodzice?
Nagle wszystkie złe wspomnienia wróciły. Ogień, krzyki, wybuch. Moje oczy zaszły łzami, a ja nie próbowałam ich powstrzymywać. Nie miałam już siły. Nie interesowało mnie co pomyślą inni. Zamknęłam oczy pozwalając, aby ciepła ciecz spływała swobodnie po moich policzkach. Po chwili zostałam zamknięta w szczelnym uścisku.
-Nie tutaj- szepnął Scott i wyprowadził mnie z klubu.
Było mi wstyd za tą całą scenkę, ale nie byłam w stanie nad sobą zapanować. Miałam ochotę wrócić do baru i upić się do nieprzytomności. Chciałam się dzisiaj beztrosko bawić, ale najwidoczniej nigdy nie będzie mi to dane. To kara, która będzie za mną chodziła do końca życia. Wszystko ucichło, kiedy chłopak zamknął drzwi do magazynu. Oparłam się o ścianę, która lekko wibrowała pod wpływem basów, będących jakby echem bicia mojego serca.
-Co się stało?- zapytał w końcu zniecierpliwiony, odrobinę zbyt ostro. Widać było, że czuje się niekomfortowo w towarzystwie osoby płaczącej- Powiedziałem coś nie tak?- dodał już delikatniej.
-Nie- uspokoiłam go- To znaczy... eh... sama nie wiem.
-Wolałabyś być sama?- zapytał ostrożnie do mnie podchodząc.
-Nie!- rzuciłam bez zastanowienia bojąc się, że zaraz zniknie.
-Dobrze- odpowiedział zszokowany moją impulsywną odpowiedzią i automatycznie stanął w miejscu. Zmarszczył brwi przyglądając mi się w skupieniu. Ewidentnie nad czymś się zastanawiał.
-Nie mam pojęcia jak mam się zachować- przyznał, opuszczając bezradnie ręce- Chcesz się przytulić czy coś?- dodał drapiąc się w tył głowy.
Nie odpowiedziałam nic. Podeszłam do niego i wtuliłam się mocno. Przyłożyłam głowę do jego piersi i wsłuchiwałam się w rytm jego serca. Ku mojemu zdziwieniu, było to bardzo uspokajające. Scott był w pocieszaniu lepszy niż mu się wydawało. Jedną ręką obejmował mnie, a drugą gładził po głowie. Tylko jedna osoba mnie tak zawsze uspakajała- mój tata. Walczyłam ze swoimi myślami, próbując odegnać bolesne wspomnienia. Moim ciałem ponownie wstrząsnął szloch. Zaczęłam płakać, plamiąc barmanowi koszulę moim rozmazanym makijażem.
-Cholera... nie chciałam- przeprosiłam go, próbując bez skutku wyczyścić plamę. On nic nie odpowiedział, tylko chwycił mój podbródek i uniósł do góry tak, abym na niego spojrzała. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie. Dlaczego niebezpiecznie? Ponieważ ten pocałunek nie może mieć miejsca.
....................................................................................................................................................
WRÓCIŁAM!
KTOŚ SIĘ STĘSKNIŁ? >.<
CO MYŚLICIE O SCOTTCIE? LEPSZY OD JACOBA?
JAK POTOCZĄ SIĘ DALSZE LOSY MADISON?
JEŚLI ROZDZIAŁ WAM SIĘ SPODOBAŁ NIE ZAPOMNIJCIE ZOSTAWIĆ GWIAZDKI.
ZAPRASZAM DO OBSERWOWANIA MOJEGO PROFILU, JEŚLI CHCECIE BYĆ NA BIEŻĄCO :d
DO NASTĘPNEGO <3
CZYTASZ
Burned
Mystery / ThrillerMadison wiedzie beztroskie życie- do czasu... Gdy jej rodzice giną w pożarze razem z młodszą siostrą Clarą trafiają do rodziny zastępczej i próbują ułożyć swoje życie od nowa. Pomimo wielu trudności, z pomocą nowych przyjaciół "powstają z popiołów"...