Rozdział 4

14 2 2
                                    


Miałam skrytą nadzieję, że kiedy wrócę wszyscy nadal będą spać, a wtedy będę mogła wejść niezauważenie do swojego łóżka. „Nadzieja matką głupich"- pomyślałam, słysząc jak Susan i Robin przekrzykują się nawzajem. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do jadalni, w której siedziała już moja siostra.
- Dzień dobry!- przywitała mnie z uśmiechem od ucha do ucha, kiedy zajęłam miejsce przy stole obok niej.
- Eh... nie wiem, czy taki dobry- skrzywiłam się słysząc kolejną składankę przekleństw Susan w stronę Robina dochodzącej z ich sypialni- Dzisiaj są chyba bardziej wkurzeni niż zwykle, choć mogłoby się to wydawać wręcz niemożliwe.
-Oj przestań...- zaśmiała się Clara- Nie jest aż tak źle.
-Tobie to chyba nic nie jest w stanie zepsuć humoru, co?- przewróciłam oczami z uśmiechem, patrząc na to rozpromienione dziecko- Jak ci się spało?
-Tak jak zawsze, cieplutko i wygodnie- odpowiedziała wesoło, jednak po chwili spochmurniała i dodała niepewnie- Czego się wystraszyłaś w nocy? Wierciłaś cię okropnie i coś niezrozumiale mówiłaś przez sen...
Nie spodziewałam się tego. Clara ma zaledwie 7 lat, a jest tak bardzo spostrzegawcza i mądra. Może to przez to, że musiała się szybciej nauczyć samodzielności i zacząć dorastać po śmierci rodziców? A może to ja wcześniej nie zwracałam uwagi na jej inteligentną osóbkę? Zabolała mnie ta myśl, ponieważ w głębi serca wiedziałam, że jest trafna. Jestem złą siostrą.
-To nic takiego- skłamałam, nie chcąc jej zasmucać- Nie chciałam cię obudzić.
-Nic się nie stało- uspokoiła mnie- Zjemy wreszcie to śniadanie? Jestem okrooopnie głodna. Dzisiaj piątek... więc będą kanapki!
-Ach tak!- ucieszyłam się ze zmiany tematu- Zaraz je zrobię.
Wstałam od stołu i przeszłam do kuchni. Wyminęłam blat kuchenny, aby wreszcie znaleźć się przy lodówce. Jak zwykle o tej porze, wszystkie inne szafki były pozamykane na kłódki. Tak... NA KŁÓDKI. Jest to 'środek ostrożności' wprowadzony przez naszych opiekunów, który ma za zadanie ograniczyć nam dostęp do jedzenia. Dziwne? Owszem.
Otworzyłam lodówkę, a moim oczom ukazała się skromna porcja masła, 2 plasterki sera , 2 plasterki ogórka zielonego i 2 kromki chleba zapakowane w woreczek. Tak jak zawsze idealnie wyliczone. Wszystko w tym domu jest poukładane i sztywne. Żyjemy w ciągłym ograniczeniu, zamknięte w grafiku. Konkretne posiłki (zależne od dnia tygodnia), o konkretnej porze (śniadanie – 8.00, obiad – 14.00, kolacja – 20.00), w konkretnych porcjach (żeby zjeść i nie umrzeć, a nie najeść się).
Wyjęłam wszystkie dostępne produkty i zrobiłam ustalone kanapki. Zaburczało mi w brzuchu na myśl, że nie będzie mi dane zjeść dzisiaj śniadania. Odkręciłam wodę w kranie i pochyliłam się, aby napić się jej jak najwięcej. Łapczywie pochłaniałam kojący napój, aby jak najbardziej wypełnić nim mój żołądek. Opanowałam tą taktykę do perfekcji, a mój organizm do niej przywyknął. Chwyciłam w dłoń jedną z wystawionych na blacie szklanek i napełniłam także ją. „Przynajmniej wody nam jeszcze nie ograniczyli."- zirytowałam się. Stanęłam chwilę w bezruchu, aby wychwycić ewentualne dźwięki wydobywające się z mojego brzucha. Musiałam być pewna, że nie będzie burczał przy mojej siostrze, bo w przeciwnym razie odmówi jedzenia.
Kiedy nic nie usłyszałam odetchnęłam z ulgą i wróciłam do jadalni z dwiema kanapkami i szklanką wody dla Clary, której oczy błysnęły z zadowolenia od razu, gdy spostrzegła zawartość talerza.
-Smacznego- powiedziałam podając jej śniadanie. Posłałam jej nawet delikatny uśmiech, który co prawda miał wyglądać bardziej szczerze i beztrosko, ale cóż... przynajmniej jakiś był.
-Dziękuję- odpowiedziała i rzuciła się wręcz na jedną z kanapek- A ty nie jesz?- zapytała z pełną buzią.
-Nie jestem głodna- odpowiedziałam zgodnie z obecną prawdą, ponieważ właśnie po to napiłam się tyle wody... żeby nie musieć kłamać. Od razu pogratulowałam sobie tej decyzji, ponieważ widok zajadającej się Clary wszystko mi wynagrodził.
-Gdzie byłaś dzisiaj rano?- zapytała biorąc do ręki drugą kromkę.
-Byłam w parku- odpowiedziałam krótko- I spotkałam Chloe.
Na wzmiankę o mojej starej przyjaciółce dziewczynka od razu zrobiła wielkie oczy. Starała się panować nad swoimi emocjami i nastawić się na to pozytywnie, ale widziałam, że toczy wewnętrzną walkę sama ze sobą. Nigdy nie przepadała za Chloe, tak samo Chloe wręcz nie znosiła jej. Prawda jest taka, że przed śmiercią rodziców nawet moje uczucia względem siostry nie były jakieś piękne. Nie potrafiłyśmy się nigdy dogadać, jak to nastolatka z dzieckiem. Widziałam w niej tylko rozpieszczone dziecko, które było ideałem rodziców. Miałam wrażenie, że odebrała mi ich miłość. Czułam się zepchnięta na drugi plan. To dlatego byłam dla niej taka zwyrodniała. Nadal nie jest idealnie, ale staram się jak mogę.
-Co ona tu robi?- zapytała po chwili, nadal zdziwiona.
-Przeprowadziła się tu do swojego nowego chłopaka- odpowiedziałam z machnięciem ręki- Spotkałam ich dzisiaj. O! I był tam też Jacob. Pamiętasz go? Byłaś bardzo malutka, kiedy nas odwiedzał. Zaprosili mnie dzisiaj na imprezę.
-Jacob...- zamyśliła się- To ten ciemny blondyn?
-Tak, właśnie ten- potwierdziłam z uśmiechem.
-Ten, który zamknął mnie w łazience, bo chciał się bawić tylko z tobą?- zapytała ze smutkiem.
-Oj Clara...- również się zasmuciłam- Musisz zapomnieć o przeszłości.
-Cz..czyli o mamie i tacie t..też?- do jej oczu wezbrały się łzy.
-Eh.. nie to miałam na myśli- podeszłam do niej, żeby ją przytulić- Chodzi o to, że musimy zostawić przeszłość za sobą. To co było już nie wróci, a my musimy się z tym pogodzić. Mamy tylko jedno życie, więc musimy je całkowicie wykorzystać, cieszyć się i bawić.
-Czyli znowu chcesz zachowywać się jak kiedyś?- wyrzuciła ze smutkiem i złością za razem, a ja machinalnie ją od siebie odsunęłam.
-To moje życie i moje decyzje, ty jesteś jeszcze za mała na to, żeby zrozumieć jak się czuję. Nie wiesz co to prawdziwa zabawa, bo nie byłaś jeszcze na imprezie, więc nie wypowiadaj się na ten temat!- powiedziałam głośniej i ostrzej niż chciałam.
Clara nic nie odpowiedziała, tylko płacząc wybiegła z jadalni i ruszyła do naszego pokoju. Nie miałam czasu na zastanowienie się nad tą sytuacją, ponieważ w tym samym momencie Susan i Robin wyszli ze swojej 'jamy' i z poważnymi minami podeszli do mnie. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. Każda rozmowa z nimi zapowiadała się źle, ponieważ gadali z nami tylko wtedy, kiedy mają nam coś do zarzucenia. Postanowiłam jednak zachować spokój i wygodnie rozsiadłam się na krześle.
-Co to za hałas?- zapytał mężczyzna surowo.
-Chciałam was zapytać o to samo- prychnęłam.
-Jak śmiesz smarkulo?!- oburzyła się jego żona, na co ja tylko przerzuciłam oczami.
-Naucz się szacunku do starszych, gówniaro!- krzyknął mi prosto w twarz Robin, lekko przy tym opluwając mi twarz, a potem wymierzył mi cios w policzek. Bolało jak cholera, ale nie dałam tego po sobie poznać. Czułam pulsujący ból, który promieniował na całą moją głowę. Jednak moja duma bolała znacznie bardziej.
Spojrzałam z ironicznym uśmiechem na dwójkę dorosłych, którzy patrzyli na mnie kipiąc ze złości, ale również z satysfakcją. Niech widzą, że ten cios nie złamał mnie, wręcz bardziej wyostrzył moją nienawiść względem nich. Stanowczym krokiem wyszłam z jadalni. Czułam na sobie ich wzrok tak długo, aż nie znikłam za ścianą swojego pokoju.
Clara leżała na łóżku odwrócona plecami do mnie, z twarzą schowaną w poduszce. Oddychała głęboko i regularnie- spała. Nie miałam jednak siły, ani ochoty zachowywać się cicho. Poszłam do łazienki, aby podkładem zakamuflować czerwony ślad po uderzeniu. Kiedy skończyłam wróciłam do pokoju i wyciągnęłam spod łóżka duży plecak. Spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak ubrania i kosmetyczkę. Chciałam jak najszybciej opuścić ten dom i odpocząć, po prostu. Założyłam pakunek na plecy i wyszłam z pokoju.
Usłyszałam dźwięk sztućców obijających się o talerze co oznaczało, że moi opiekunowie właśnie spożywają posiłek. Prawdziwy posiłek! Nie taki jaki dają nam. Mój policzek zapiekł na wspomnienie ręki Robina. „Dałam się uderzyć"- zganiłam się w myślach, bardziej zła na siebie niż na niego. Miałam już dosyć takiego traktowania. Chciałam odpocząć, rozerwać się. Humor poprawił mi się nieco, gdy pomyślałam o czekającej mnie imprezie. „No cóż, może ten dzień jednak nie będzie najgorszy"- uzmysłowiłam sobie ubierając czarne botki na grubym obcasie i platformie.
Kiedy wyszłam na dwór uderzyła we mnie fala świeżego powietrza. Lekko odchyliłam głowę do tyłu i upajałam się tym momentem. Po chwili błogości usłyszałam odchrząknięcie, przez co nerwowo zaczęłam się rozglądać wokół siebie. Moje oczy natrafiły na zakapturzoną osobę, której twarzy nie mogłam dostrzec. Jednak ta sylwetka nie była mi obca.
-Jacob- szepnęłam i podbiegłam do chłopaka, który rozłożył ramiona, abym mogła w nie wpaść.
-Hej, Madison- przywitał się półgłosem, obejmując mnie.
-No hej!- odsunęłam się od niego na długość ramienia i ściągnęłam mu kaptur.
Dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć dokładnie, po tych wszystkich latach. Jego ciemne blond włosy były ścięte po bokach i dłuższe u góry głowy, ułożone na żelu lub gumie. Wyglądały na miękkie i jedwabiste. Aż miałam ochotę ich dotknąć! Zęby, które kiedyś były krzywe, teraz są równiusieńkie i olśniewają nieskazitelną bielą. „Uśmiech na miarę modela."- stwierdziłam w myślach. Jego brązowe oczy były przejrzyste, jakby paliły się w nich dwa ogniki. Ogień...Zatraciłam się w mroku swojego umysłu, w bólu. Od przykrych wspomnień odciągnął mnie jego tatuaż na szyi, tuż pod uchem. Był to czarny klucz wiolinowy, a ja byłam okropnie ciekawa, co on dla niego oznacza...
- Co ty tutaj robisz?- zapytałam po chwili.
-Przechadzałem się po okolicy – odpowiedział z uśmiechem.
-Mogłabym się do ciebie przyłączyć?- zapytałam zalotnie- Bo tak się składa, że chciałam się przejść.
-No pewnie- skinął, po czym spojrzał na mój plecak- A to co? Wyprowadzasz się?- zaśmiał się.
-Coś w tym stylu- przyznałam ponuro- Chcę się wynieść na parę dni, tylko jeszcze nie wiem gdzie.
Oczywiście, miałam nadzieję, że chłopak zaproponuje mi pobyt u siebie. Co w tym dziwnego? Jest cholernie przystojny i dobrze się czuję w jego towarzystwie. Zresztą każde miejsce będzie lepsze od tego nasiąkniętego jadem domu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że moja siostra została tam sama i nie ma pojęcia o tym co się wydarzyło. „Ale cóż, jest grzeczna. Jej nic nie zrobią."- pocieszałam się tą myślą.
-Coś się stało?- zapytał zmartwiony chłopak.
-Nic nadzwyczajnego- skłamałam- Sam wiesz... taki wiek. Potrzeba buntowania się. Z tym nie da się walczyć. Po prostu chcę zaszaleć.
-Szalona?...Lubię takie- stwierdził Jacob żartobliwie, ukazując swój nieziemski uśmiech.
-To może zamieszkasz na ten czas u mnie w mieszkaniu?- olśniło go- Mam jedno wolne miejsce, bo Chloe przeniosła się do Arthura.
-Chętnie- odpowiedziałam pewnie, na co jego oczy błysnęły- To co, idziemy?
-Jasne- ruszył podając mi rękę- W tę stronę.
-Mieszkasz blisko parku?- zapytałam krocząc drogą, którą znałam jak własną kieszeń.
-Tak, na tej samej ulicy- przytaknął- Kojarzysz Hotel Sapphire?
-No oczywiście! To ten pięciogwiazdkowy hotel na końcu ulicy, jeden z najlepszych w okolicy.- rozmarzyłam się lekko, a mój towarzysz tylko poruszył brwiami w odpowiedzi.
-Nie gadaj!- otworzyłam usta zszokowana.
-Okey, nic nie mówię- udał, że zamyka swoje usta na kluczyk.
-Jacob!- zaśmiałam się i klepnęłam go w umięśnione ramię.
-No co?- udawał zdziwienie- Miałem być cicho.
-I tak się już odezwałeś- powiedziałam zatrzymując się.
-Racja- przyznał również się zatrzymując, po czym dodał szybko- Mieszkam tam.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jeden z najbardziej prestiżowych Hoteli ma być moim 'domem' na te kilka dni. To coś niesamowitego. Ucieszyłam się jak jakaś głupia, jednak starałam się tego nie okazywać. Od zawsze ukrywam swoje emocje i ćwiczyłam kontrolowanie ich. W ten sposób ukazywałam innym tylko to co chciałam, by widzieli. Zastanawiało mnie jednak skąd mają pieniądze na to, żeby tam mieszkać. Przecież to musi kosztować fortunę!
Resztę drogi spędziliśmy na przekomarzaniu się wzajemnie, jak za czasów, gdy byliśmy mali. Wspominaliśmy dzieciństwo i nim się obejrzeliśmy staliśmy przed bogato zdobionym Hotelem Sapphire. A mnie znowu ogarnęło te okropne uczucie - ktoś na mnie patrzy.


NO HEJ, HEJ!

TĘSKNILIŚCIE JUŻ? BO JA BAAARDZO! <3

MAM NADZIEJĘ, ŻE WAS NIE ZAWIODŁAM, A ROZWÓJ WYDARZEŃ ZACZNIE WAS CIEKAWIĆ. PISANIE IDZIE MI STRAAASZNIE WOLNO, ALE NIESTETY WENA PRZYCHODZI I ODCHODZI TAK NAGLE! XD

CO MYŚLICIE O JACOBIE? :3 (FOTO U GÓRY)                                                          

BurnedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz