Patrzyłam jak Sebastian ogląda rany Roberta. Oczywiście nie zgodził się od razu mu pomóc ale nie, nie...no dobra, troszeczkę go błagałam''.
-Dalej nie rozumiem czemu chcesz go uratować. Przecież mógł cię zabić. - Przypatrywał się uważnie jego raną i czasami spoglądał na mnie.
-Ale tego nie zrobił. - Sebastian spojrzał na mnie jak bym mówiła w języku którego nikt nie rozumie...
-Nie zabił bo złapał krzyż. Gdyby jeszcze trochę go trzymał to nie było by co ratować. - Sebastiana nie był w ciągu dalszym zadowolony, że pomaga mi go ratować.
-Myślałam, że wampirom rany same znikają i tak dalej...
-Bo tak jest ale to był krzyż i trzymał go trochę za długo żeby mu od razu zniknęło poparzenie.
-Co można zrobić? - Zapytałam.
-Szczerze? Od razu wyleczyła by go krew. W końcu to wampir ale nie mamy żadnej torebki z krwią więc zapiszę ci zioła lecznicze.
-Co dalej?
-Trzeba będzie czekać, ale uprzedzam to będzie go strasznie bolało.
-Ale wyjdzie z tego?
-Hmmm...musi. - Spojrzał na niego niechętnie.
-Dobra. Niech będzie.
Z Sebastianem poszliśmy po wszystkie potrzebne składniki. Niektóre było dosyć ciężko znaleźć. Nie ukrywam, że minęło trochę czasu jednak Robert był po części w stanie uśpienia więc nie mieliśmy czego się bać. Gdy wróciliśmy zaczęliśmy przygotowywać lekarstwo.
-Dzięki za pomoc. - Żegnałam się z Sebastianem, który musiał już wracać.
-Proszę, pamiętaj. Trzy razy dziennie przez trzy dni, a potem zobaczymy co dalej.
-Będę pamiętać. - Pożegnałam się z Sebastianem jeszcze raz.
Poszłam do Roberta. Wylałam trochę preparatu na jego ranę zgodnie z zaleceniem Sebastiana. Obudził się.
-Znowu chcesz mnie zabić?! - Odskoczył na bok.
-Po pierwsze jesteś wampirem i dla tego jesteś martwy, po drugie tamto to była samoobrona, a teraz to akurat cię ratuje. - Uśmiechnęła się.
-Przepraszam myślałem, że to ktoś inny. - Odwzajemnił uśmiech i zrobił się strasznie zawstydzony.
-A kim mogłabym być?
-Nie wiem. A czemu w ogóle mi pomagasz? Przecież sam chciałem cię zabić.
-Chciałeś?
-To nie do końca tak. Kazano mi.
-Dobrze porozmawiamy o tym może później. - Zamknęłam pokój i udałam się do siebie. Wtedy zadzwonił telefon, który niechętnie odebrałam.
-Martyna? Co się z Tobą dzieje? - To był Kamil. Miałam wrażenie, że zachowuje się tak jak by miało się coś stać.
-Nic się nie dzieje. Kamil co się stało?
-Martwię się o Ciebie.
-Ale niepotrzebnie. Kamil na prawdę nic mi nie jest.
-Tak ale ostatnio...
-Kamil za bardzo się martwisz. - Przerwałam mu.
-Ale nie ja jeden. Alex też.
-Alex? Rozmawiałeś z nią?
-Tak. Mówiła, że jutro wraca i, że było nudno bez Ciebie na zawodach.
-A może powinieneś z nią spędzić troszkę czasu... - Zaproponowałam.
-No nie jestem przekonany.
-Proszę cię...
-No dobrze. - Powiedział niechętnie.
-Dobra muszę już kończyć, do jutra. - Pożegnałam się.
-Do jutra.
Kiedy tylko się rozłączył odetchnęłam z ulgą. Nie mogłam mu o tym powiedzieć, właściwie o niczym nie mogłam mu teraz powiedzieć, a tym bardziej że będę miała coraz mniej czasu dla niego więc chyba będzie lepiej jak zacznie spędzać czas z Alex...
-Problem z chłopakiem? - Obróciłam się i zobaczyłam Roberta.
-Kamil to nie mój...zaraz ty masz zdaje się teraz odpoczywać?
-Tak, ale czuję się już dużo lepiej.
Przewróciłam tylko oczami...
YOU ARE READING
Wataha [zawieszone]
Werewolf,,Jesteś wilkiem. Twój jest las, a ty należysz do niego.''