- Wiesz, możemy się zaprzyjaźnić. - zaproponowałam. - W końcu ja wiem co się tu dzieje, więc nie ma niebezpieczeństwa.
- Naprawdę?! Jej, ale się cieszę! - Zerwała się z miejsca i uściskała mnie spontanicznie dusząc, przez chwilę piszczała mi do ucha coś po japońsku. Odliczyłam w myślach pięć sekund.
- Okej, okej. Jezu, Yui-chan wystarczy! Zaraz mi bębenki wybuchną! - wydostałam się z jej uścisku. Chwila dłużej i straciłabym słuch.
- Oh, przepraszam Lina-chan! Nie chciałam, nic ci nie jest? Gomenasai! Proszę, nie złość się. - skłoniła głowę. Zupełnie jakby oczekiwała, że na nią nakrzyczę. Albo gorzej. Łzy zebrały się w jej oczach. Uruchomił mi się instynkt macierzyński, którego nie miałam zbyt dużo. Niech mnie diabli! Wątpię, bym potrafiła zadbać o swoje bezpieczeństwo w tym domu, a chcę zadbać o jej! I to po parogodzinnej znajomości!
Przyjrzałam się jej. Coś w niej strasznie przypominało mi moją najlepszą przyjaciółkę. Przyjazna, miła, łagodna. Miała takie bezbronne spojrzenie, które mówiło agresorom, że nie jest w stanie oddać, bo po prostu jest na to za dobrą osobą. Ludzie ją wykorzystują, a ona się uśmiecha i mówi, że to nic takiego, a za chwilę pomaga komuś nieść plecak, pożycza pieniądze, da ostatnią chusteczkę osobie z katarem, choć sama kicha i prycha. Może i znam Yui dość krótko, ale podobieństwo do Zuzi było uderzające.
- Ci, ci, spokojnie – przytuliłam ją, delikatnie kołysząc. Była wyższa, ale teraz ta różnica nie była dla mnie aż tak widoczna. Choć z boku to musiało wyglądać prześmiesznie. Jak dziecko uspokajające dorosłego. Moja przyjaciółka, mimo bycia dość naiwną osobą, ma pewność siebie, choć zwykle ogranicza się ona do stawania w obronie innych, a Yui kompletnie tego brakowało. Jest aż tak delikatna czy aż tak boi się, że zrobi coś nie tak? Czy to ich wina? Jeśli tak, to nie dam im żyć, nie cierpię łobuzów, którzy dręczą słabszych.
Sięgnęłam do kieszeni bluzy po chusteczki. Chwilę trwało zanim je znalazłam, w końcu kieszenie tej bluzy były dla mnie tym, czym dla większości kobiet torebka – czarną dziurą. W dwóch kieszeniach miałam: telefon, mp3 ze słuchawkami, notatniczek z maleńkim ołówkiem, balsam do ust, chusteczki, kluczyki do walizek, papierki po cukierkach i gumkę do włosów. Nic dziwnego, że z tak wypchanymi kieszeniami Ayato nazwał mnie kluską, westchnęłam w myślach. W końcu znalazłam chusteczki i jej podałam.
- Przepraszam Lina-chan, nie chciałam płakać. - spróbowała się uśmiechnąć wycierając oczy.
- Nic się nie stało. Pewnie nie miałaś tutaj komu się wypłakać, co? - jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z tej szóstki był w stanie zaoferować komuś swoje ramię do wypłakania. Pokręciła głową.
- Będziesz miała coś przeciwko jeśli już pójdę? Bo mogę zostać i odpowiedzieć ci na inne pytania. - tym razem wymuszony uśmiech jej wyszedł.
- Nie ma problemu, z ciuchami uporam się w pół godziny, a potem napiszę do rodziny. Jest tutaj wifi?
- Tak. Wydaje mi się, że niema hasła, ale nie jestem pewna. Nie wolno mi się zbliżać do komputerów, chyba, że w sprawach szkoły i tylko pod nadzorem.
- No to zaraz sprawdzę. Rozumiem, że nie możesz korzystać z neta również ze względów bezpieczeństwa? - wywróciłam oczami.
- Dokładnie. – westchnęła ciężko przeczesując włosy – Zniszczyli mi telefon jak przyjechałam. Potem dostałam nowy, zabezpieczony tak żebym mogła dzwonić i odbierać tylko ich numery.
- Mają niezłą paranoję, co? Może ukrywają nie to, że są wampirami tylko to, że są kosmitami a w lesie jest ich latający spodek? - Powiedziałam, żeby choć trochę ją rozbawić. Jasny gwint, gdyby nie umowa zniszczyliby mi telefon i laptop!
- To są wampiry, ale dzięki. -Tym razem jej uśmiech był prawdziwy, choć po chwili zniknął. Podeszła do drzwi. - Czyli widzimy się na obiedzie?
- Nie sądzę. Myślę, że uporam się ze wszystkim w godzinę, a potem zejdę do sali gier. Jest na parterze, niedaleko jadalni. - powiedziałam niepewnie.
- Przy jadalni korytarzem w prawo. Na pewno trafisz, bo będzie głośno z tamtej strony. - sprecyzowała. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, mam tylko jedno małe pytanko, czemu tak dobrze mówisz po angielsku? - z tego co wiem większość Japończyków ma problemy z angielską wymową.
- Tata w młodości dużo podróżował będąc misjonarzem. Nauczył mnie angielskiego, bo uważał, że kiedyś mi się przyda.
- Tęsknisz za nim. - to nie było pytanie.
- Tak.
- Nie obrazisz się jeśli cię spytam jak tu trafiłaś? - usiadłam na łóżku poklepując miejsce obok siebie. Miałam nadzieję, że odpowie na ostatnie pytanie.
Przez chwilę stała przy drzwiach nieruchomo wyraźnie się zastanawiając.
- I tak w końcu bym ci powiedziała. - westchnęła ciężko i przysiadła się – Mój ojciec został wezwany na kolejną misję. Nie mógł mnie ze sobą zabrać. Powiedział, że zamieszkam z krewnymi.
- Nieźli ci krewni. - skomentowałam.
- Taa. Jakiś tydzień później wysiadłam przed posiadłością.
_______________________________________________________
Założyłam nową książkę z oneshotami. Historyjki będą się w niej pojawiać "kiedy najdzie mnie wena", a tematy oneshotów będą się różnić, choć najwięcej najprawdopodobniej będzie związanych z Diabolik Lovers i anime. Pierwsza historyjka w książce jest o Laito :D
CZYTASZ
Zakontraktowana (Diabolik Lovers)
FanfictionPaulina wygrała stypendium ufundowane przez japońskiego polityka. Ma uczyć się japońskiego i mieszkać z jego synami. Wyrusza do Japonii gdzie poznaje braci Sakamaki oraz Mukami. Co się z nią stanie, gdy dowie się, że podpisując umowę została ban...